Rekolekcje KWC na Białorusi poprzednia strona

Katarzyna Owczarek

Wiele czasu minęło od marca br., jednak nic do dziś nie zatarło we mnie wspomnienia rekolekcji Krucjaty w Maładecznie na Białorusi oraz spotkań z tamtejszym Kościołem.

Zaproszenie do poprowadzenia rekolekcji KWC dotarło do Stanicy w Krościenku przez pośredników z diecezji drohiczyńskiej. Zdecydowaliśmy się, że pojadą dwie osoby: moderator Krucjaty ks. Piotr Kulbacki i ja. Ostateczne dopracowanie szczegółów rekolekcji odbyło się podczas Kongregacji Ruchu Światło-Życie na Jasnej Górze. Spotkaliśmy się z parą z Domowego Kościoła z Mińska, która nas zaprosiła. Od razu po zakończeniu Kongregacji wyruszyłam na Białoruś. Ksiądz Piotr miał dołączyć nieco później. Jechałam z osobami, które znałam mało, lub pierwszy raz widziałam na oczy.

Nie wiedziałam gdzie dojadę, gdzie będę mieszkać, co będę robić do przyjazdu księdza Piotra; skoro jednak nadarzyła się okazja, by jechać samochodem - podjęłam to ryzyko. Całą drogę śpiewem wielbiliśmy Pana Jezusa, a ja w duszy powtarzałam "Ufam Ci, Jezu, jak nigdy dotąd, teraz jestem już w Twoich rękach całkowicie, nie znam nikogo, nie wiem, co dalej, ale Ty wiesz i nie zostawisz mnie samej". Udało nam się spokojnie i szybciutko przekroczyć granicę, i po małym postoju w domu u jednej z uczestniczek wyprawy, dojechaliśmy szczęśliwie do Mińska. Po blisko 17 godzinach podróży stanęłam przed kościołem zbudowanym z czerwonej cegły na centralnym placu miasta - Placu Niezależności. Kościół został zbudowany przez Polaków jeszcze przed I wojną światową. Spokojna o swój los weszłam się pomodlić. To, czego doświadczyłam w tym niezwykłym kościele, nie da się opisać słowami. Wewnątrz nieustannie przewijało się kilkadziesiąt osób. Jedni wchodzili na chwilkę, inni zostawali dłużej, na chórze ktoś ćwiczył śpiewy na Wielkanoc, w podziemiach trwała nieustanna adoracja Najświętszego Sakramentu i modlitwa wstawiennicza, obok spotkanie oazowe, w zakrystii ktoś prowadził podstawową katechezę, słychać było tylko: "na dużych paciorkach - Ojcze nasz, na małych - Zdrowaś Maryjo". Tworzyło to nieustanny szmer, a ja czułam się w środku jak w niebie. Taki żywy kościół tu, na "końcu świata"; tu, gdzie 100 metrów dalej przed siedzibą Prezydenta Białorusi stoi pomnik Lenina. Cieszyłam się tam każdą chwilą. Dane mi było spotkać się ze wspólnotą Ruchu Światło-Życie "Drogocenna Perła" i podzielić się świadectwem życia z Jezusem. Jestem Panu Bogu wdzięczna za ten czas, za doświadczenie wspólnoty Kościoła, za ludzi życzliwych i otwartych na wołanie Ducha Świętego. Jak wszystko, co piękne na tym świecie - i ten czas dobiegł końca, i już razem z ks. Piotrem wyruszyliśmy do Maładeczna, by poprowadzić rekolekcje Krucjaty Wyzwolenia Człowieka. Zostaliśmy gościnnie przyjęci przez Ojców Kapucynów w tamtejszej parafii i po uzgodnieniu najważniejszych punktów na dzień następny udaliśmy się do rodziny, u której zamieszkaliśmy.

Program rekolekcji oparty na podręczniku Krucjaty, poszerzony o tematy dotyczące wolności i życia w prawdzie, był odpowiedzią na pragnienie serca około 40 osób (małżeństwa z Domowego Kościoła i kilka osób ze wspólnoty "Drogocenna Perła"). Na Eucharystii spotykaliśmy się i razem z parafianami słuchaliśmy nauk rekolekcyjnych dotyczących Krucjaty. Kilku parafian uczestniczących w tych mszach także przystąpiło do Krucjaty Wyzwolenia Człowieka. Po kilku dniach spędzonych na Białorusi rozumiałam dobrze język białoruski i nie potrzebowałam właściwie tłumacza. Pod koniec rekolekcji uczestnicy i prowadzący rozumieliśmy się bez trudu - większość przecież przed pójściem do szkoły mówiła w domu rodzinnym po polsku. Godzina świadectwa na zakończenie rekolekcji była dziękczynieniem za wielkie dzieła, jakie Pan uczynił i jeszcze przygotowuje dla Kościoła na Białorusi. Po skończonych rekolekcjach skorzystaliśmy z zaproszenia krajowego moderatora Białorusi ks. Piotra Siołkowskiego i pojechaliśmy do Witebska. Przez następne dni mieliśmy wielkie szczęście spotykać się ze wspólnotami Ruchu Światło-Życie oraz kapłanami z Polski rozsianymi po tym ogromnym terenie. Dotarliśmy aż do Smoleńska i Katynia. W Mosarze spotkaliśmy się ze wspaniałym kapłanem i duszpasterzem. Mimo podeszłego wieku zafascynował nas swoim oddaniem pracy z młodzieżą. Świadectwo jego wiary, zaangażowanie w parafię rozległą na wiele kilometrów dało nam wielką szkołę pokory.

Jestem Bogu wdzięczna za ten czas, za dar, o który nawet nigdy nie prosiłam, o możliwość spotkania się z tyloma świadkami wiary. Bogu niech będą dzięki!

Eleuteria nr 51, lipiec - wrzesień 2002

początek strony