|
|||
ks. dr Tomasz Kaczmarek |
|||
|
|||
Od Redakcji: Podczas
tegorocznej Pielgrzymki Krucjaty Wyzwolenia Człowieka, 2 czerwca 2012
r. do Warszawy, konferencję dla uczestników wygłosił ks. dr Tomasz
Kaczmarek, postulator procesu beatyfikacyjnego bł. ks. Jerzego
Popiełuszki. Na naszej stronie www.kwc.oaza.pl można jej wysłuchać, a
dla zwolenników tradycyjnej formy przekazu drukujemy cały tekst. Niech
te słowa, pełne optymizmu i pokoju, będą natchnieniem do rozmów o
wolności i prawdzie. Zachęcamy z całego serca do lektury! Dlaczego tu jesteśmy? Chcemy spotkać się z ks. Jerzym w miejscu, gdzie służył Bogu i ludziom. Jego piękne życie zostało brutalnie przerwane 28 lat temu, kiedy został zamordowany przez trzech oficerów z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, doskonale wyszkolonych do tzw. zadań specjalnych. Miał za sobą zaledwie 12 lat posługi duszpasterskiej, gdy go pozbawiono życia, uznając za wyjątkowo niebezpiecznego dla ateistycznego rządu PRL. Czy ta historia w dziejach chrześcijaństwa jest czymś nowym? Nie. Apostołowie, uczniowie Pana, we wszystkich czasach cierpieli dla imienia Jezusa (Dz 5, 40-42). Okazuje się, że od samego początku ewangelia napotykała na ślepy opór zła, ciemnej siły, która wciąż mówi "nie" wobec dobra, miłości, wobec prawdy, piękna, życia. To jest reakcja szatana na Bożą miłość, na to, że człowiek odnajduje się w Bogu. Pan Jezus nie obiecywał swoim uczniom łatwej drogi... Ale dobro ostatecznie zwycięży. W świątyni, w której teraz jesteśmy, ks. Jerzy Popiełuszko nie pełnił nawet funkcji wikariusza parafii. Był tu jedynie rezydentem, gdyż nie miał siły i zdrowia do typowej, codziennej pracy duszpasterskiej, trawiony nieustannie dotkliwymi cierpieniami i chorobami. Mówił słabym, matowym głosem, a mimo to na jego homilie przychodziły tłumy słuchaczy... My dziś też do niego przyszliśmy... Niezależnie od tego, czy ktoś podziela ideały ks. Jerzego czy też nie, czy podoba mu się dzieło tego kapłana męczennika czy też nie, musi pogodzić się z faktem jego istnienia w niezwykłym wymiarze pamięci. Zapisy w księdze pielgrzymów w parafii św. Stanisława na Żoliborzu dokumentują, że przy jego grobie było już ponad 18 milionów ludzi z Polski i 400 tysięcy z zagranicy. Był tam Jan Paweł II (l4 VI 1987 r.), siedem lat temu był też obecny papież, wtedy jeszcze jako kardynał, prefekt Kongregacji Doktryny Wiary. Do tego dochodzą liczne wizyty głów państw, dyplomatów. Napisano o nim już sto kilkadziesiąt książek w 12 językach, w tym nawet po japońsku. Wydrukowano dziesiątki broszur i niemal 700 artykułów w różnych czasopismach polskich i zagranicznych. Jego imieniem zostało nazwane ponad 50 ulic i placów w Polsce i na świecie, postawiono 79 pomników i obelisków, w tym 15 zagranicą. Ponad 20 szkół w Polsce nosi już jego imię... Takie dane mówią o tym, że był kimś, kto dla świata coś znaczy. Co tak bardzo przyciągało do niego ludzi? Odpowiem na to pytanie w nietypowy sposób. Poprzez napisy na szarfach przypinanych do wieńców składanych na grobie. W tych napisach, zawołaniach, wypowiadały się milczącym wołaniem dusze ludzi, którym zabrano przewodnika na drogach do Boga. Te głosy mówią jednoznacznie kim był ksiądz Jerzy w oczach ludzi. Cóż tam czytamy? "Za trudy, cierpienia i przykład nadziei - księdzu Jerzemu młodzież", "Nie umarłeś, ale zwyciężyłeś - jesteś pośród nas", "Oddałeś życie, aby inni mogli żyć", "Umarłeś, abyśmy mogli żyć godnie", "Męczennikowi za Wiarę, za miłość Ojczyzny - księdzu Jerzemu", "Prawdziwemu Męczennikowi za wiarę, wolność, sprawiedliwość i prawdę, naszemu Patronowi - rolnicy", "Ks. Jerzemu - apostołowi Boga i sprawy narodu", "Temu, co umiłował prawdę i ludzi", "Obrońcy praw człowieka w imię Boże", "Odważnemu głosicielowi Prawdy", "Zwyciężymy zło dobrem", "Twoje męczeństwo - przewodnikiem dla nas", "W naszych sercach żyjesz cały czas", "Przyrzekamy zwyciężać zło dobrem", "Twoją ofiarę, Księże Jerzy, przeżywamy na modlitwie", "Temu, co miał odwagę mówić prawdę", "Księdzu Jerzemu, nauczycielowi miłości bliźniego", "Kapłanowi, który głosił miłość prawdy", "Niech Twoja męczeńska śmierć stanie się znakiem zwycięstwa", "Modlimy się o wyniesienie Ciebie do chwały ołtarzy", "Patronowi naszej nadziei", "Księdzu Jerzemu, obrońcy krzyża w polskiej szkole". Dlaczego ta postać tak fascynowała? Bo w nim było wielkie dobro. Przy nim ludzie stawali się inni, odkrywali bliskość Boga. Hutnicy z Huty Warszawa pisali do niego 10 marca 1983 r. z więzienia w Białołęce: Stałeś się dla nas wszystkich bratem i naszym kapłanem. Zająłeś się nami i setkami innych rodzin. Otoczyłeś nas ojcowską opieką. [...] Odchodząc od tego ołtarza, przy którym sprawujesz Najświętszą Ofiarę Mszy świętej, stawaliśmy się spokojniejsi, bardziej radośni, bo zjednoczeni w Chrystusie. Uczciwsi. Napełnieni wiarą w przyszłość. Jakże bardzo jesteśmy wdzięczni Panu Bogu za Ciebie, za Twoje kapłaństwo wśród robotników. [...] Nie byłoby tylu serc gorących, gdyby nie Twoja praca z nami i nad nami. Człowieka, w którym odbija się czytelnie oblicze Pana Jezusa, chce się słuchać nawet wtedy, gdy jego mowa jest trochę nieudolna (np. wystąpienia św. o. Pio, styl mówienia sługi Bożego ks. Fr. Blachnickiego). W księdzu Jerzym ludzie wyczuwali Chrystusa miłosiernego, wrażliwego nawet na bardzo prozaiczne sprawy ludzi - zatroskanego o rodzinę, dobro ojczyzny, sprawiedliwość społeczną, piękno życia - o właściwy wymiar życia ludzkiego. Jemu bardzo zależało, żeby Polska była piękna, dostatnia, żeby były radosne, szczęśliwe rodziny, by nikomu nie wyrządzano krzywdy, a chorym, potrzebującym pomocy, miał kto podać dobrą dłoń. Żeby tak było, ludzie muszą się kierować sumieniem, prawdą. A nie potrafią tego dokonać, jeżeli nie odkryją Chrystusa Zbawiciela, jeżeli On nie wyzwoli ich najpierw ze zła, nie uleczy ran duszy z uprzedzeń, rozgoryczenia, ducha odwetu... Dlatego tak bardzo mu zależało, żeby ludzi podprowadzać do Boga. Całym sercem pokazywał im ujmujące piękno Ewangelii. Co można powiedzieć o jego nauczaniu? Odwołam się do listu biskupów do Kościoła w Polsce, napisanego 10 czerwca 2010 r., czyli bezpośrednio po beatyfikacji ks. Jerzego. Czytamy w nim: "Ksiądz Jerzy dla wszystkich był bratem. W duszpasterskiej posłudze starał się być blisko ludzi. Urzekał prostotą i ciepłem zarówno wtedy, gdy sprawował sakramenty święte, jak również wtedy, gdy chodził na procesy polityczne aresztowanych, organizował opiekę nad ich rodzinami, pomagał pokonywać strach. Budził ogromne zaufanie. Otaczała go coraz większa rzesza ludzi. Byli wśród nich twórcy kultury oraz ludzie nauki, lekarze i pielęgniarki, robotnicy i studenci. Wielu z tych, którzy przychodzili do kościoła św. Stanisława Kostki, przeżywało głębokie nawrócenie. Z całą prostotą cieszył się powodzeniem, ale był świadomy, że jest tylko narzędziem w ręku Opatrzności. W swoim dzienniku zapisał: Jak wiele potrafisz Boże zdziałać przez tak niegodne jak ja stworzenie. Dzięki Ci Panie, że się mną posługujesz. Był nauczycielem wolności i życia w prawdzie. On uwierzył słowu Chrystusa: Poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli. W jednym z kazań tłumaczył: Aby pozostać człowiekiem wolnym duchowo, trzeba żyć w prawdzie. (...) Życie w prawdzie, to dawanie prawdzie świadectwa na zewnątrz, to przyznanie się do niej i upominanie się o nią w każdej sytuacji. Prawda jest niezmienna. Prawdy nie da się zniszczyć taką czy inną decyzją, taką czy inną ustawą. Jesteśmy powołani do prawdy, jesteśmy powołani do świadczenia o prawdzie w swoim życiu. Mówił też: Żyć w prawdzie, to być w zgodzie ze swoim sumieniem. Uczył, że wolność jest przede wszystkim wolnością od lęku, ale też wolnością sumienia, bo sumienie jest taką świętością, że nawet sam Bóg sumienia ludzkiego nie ogranicza. Zadawał pytania najprostsze: Czy dzisiaj mam odwagę upomnieć się o swojego brata, który jest niesłusznie więziony? Czy pomagam swojemu bratu pamiętając, że przez pomoc bratu pomagam samemu Chrystusowi? Wiedział, że odpowiedź na te pytania wymaga odwagi i zachowania godności. W Bydgoszczy, w czasie ostatnich rozważań różańcowych 19 października 1984 r., przypominał: Pomnażać dobro i zwyciężać zło to dbać o godność dziecka Bożego, o swoją ludzką godność. Życie trzeba godnie przeżyć, bo jest tylko jedno. Trzeba dzisiaj bardzo dużo mówić o godności człowieka, aby zrozumieć, że człowiek przerasta wszystko, co może istnieć na świecie, prócz Boga. Zadania, które ksiądz Jerzy podejmował z poczuciem, że nie może postępować inaczej, wymagały heroicznych decyzji. Próbowano go zastraszyć stosując uciążliwe, dręczące szykany. Nie zrażając się tym, każde kazanie kończył modlitwą w intencji stosujących przemoc i o zachowanie od nienawiści tych, którzy muszą przeciwstawiać się represjom. Wspomniane rozważania różańcowe w Bydgoszczy zakończył w ten sposób: Módlmy się. byśmy byli wolni od lęku, zastraszenia, ale przede wszystkim od żądzy odwetu i przemocy. To były jego ostatnie słowa wypowiedziane publicznie. Kilka godzin później został uprowadzony i następnie brutalnie zamordowany". Spośród wielu tematów z nauczania tego kapłana męczennika, zechciejmy zatrzymać się przy bardzo aktualnej sprawie, dotyczącej drogi, na jakiej chrześcijanie mają realną możliwość zbudowania prawdziwego ładu i pokoju w Ojczyźnie. Polska sprawiedliwa i dostatnia, gdzie panuje ład Boży, jest w naszym zasięgu. Ale jak wskazywał ksiądz Jerzy, trzeba najpierw zdobyć się odważnie na spełnienie trzech warunków. Wierność prawdzie: Kto pragnie budować autentyczny ład, musi obrać drogę prawdy. Gdzie nie ma prawdy, tam nie ma możliwości budowania trwałego dobra. Z zakłamania i zagubienia moralnego, może wyzwolić tylko prawda przyniesiona przez Chrystusa. Wierność sumieniu: Nie da się iść drogą prawdy bez prawego sumienia. Sumienie jest nieocenionym skarbem zaszczepionym przez Stwórcę w duszy człowieka, by potrafił wybierać między dobrem a złem. W głosie prawego sumienia odbija się głos Boga. Jest ono ożywiane najbardziej przez bliskość Boga, rozlanie się darów Ducha Świętego w sercu człowieka. Od zdeprawowania sumienia zaczyna się przecież każda niegodziwość, deformacja życia, aż po Kainowe zbrodnie. Czy nie należałoby powrócić do słów Jana Pawła II, wypowiedzianych do Polaków w 1995 r. w Skoczowie, a potem jeszcze wielokrotnie przypominanych, że ...liczne są palące potrzeby w naszym kraju, ale najbardziej potrzeba naszym rodakom ludzi o prawych sumieniach? Ofiara miłości: Nie wystarczy tylko przestrzeganie sprawiedliwości. Samym, nawet najlepszym, prawem, nie da się odnowić błądzącego człowieka. Ludzi błądzących można zdobyć tylko miłością, a miłość bardzo kosztuje. Takie jednak zwycięstwo jest trwałe: nie rani innych ani nie poniża błądzącego, ale pomaga mu wyzwolić się z ciężaru zła. Prawdziwa miłość, która ma zawsze Boże korzenie, znajdzie drogę do człowieka, bo jest drogą mądrości. Trzeba pamiętać, że czasem jego posługi był trudny, pełen bólu stan wojenny. Wielu ludzi w Polsce w ogóle nie chce o tym nawet wspominać. To były lata przygnębienia, zniewolenia przez totalitarny, ateistyczny reżim. To wszystko było tym bardziej bolesne, że na usługach tego ogłupiałego systemu było kilka milionów Polaków. W tych latach upokorzenia ludzi przez nędzę materialną i moralną, głos ks. Jerzego i jego obecność stawały się jakby uzdrawiającym balsamem, znakiem nadziei, że istnieje niezawodne źródło odnowy, odmiany: Chrystus i Jego Ewangelia. Niejednokrotnie stawiano pytanie, czy śmierć księdza Jerzego jest tzw. sprawą polityczną, czy świadectwem wiary? Gdy w starożytnym Imperium Rzymskim instytucje państwowe godziły w chrześcijan, podawano z reguły argument, że represje podejmowane są jedynie dla ratowania ładu społecznego, dobra państwa, dla którego ich postępowanie miało być rzekomym zagrożeniem. W dzisiejszym języku z pewnością by o tym powiedziano: za mieszanie się do polityki, za niepodzielanie wizji, jedynie słusznej, którą mają sprawujący absolutną władzę. A chrześcijanie, mimo wszystko, przez wieki wciąż powtarzali za Piotrem sprzed Sanhedrynu: Należy bardziej słuchać Boga niż ludzi (Dz 4, 19). dlatego, że Boże prawo jest największą gwarancją autentycznego dobra człowieka, ładu społecznego, a w tym i dobra państwa. Na bardzo podobnej płaszczyźnie rysowało się zderzenie dzieła księdza Jerzego z totalitarnym reżimem PRL-u. On stawał się dla tych ludzi nieznośnym wyrzutem sumienia. Stał się tym bardziej dotkliwym kolcem, że nie tylko sam doszedł w duchu żywej wiary i miłości do stanu doświadczenia wyzwolenia z paraliżującego strachu, ale wokół niego gromadzili się masowo ludzie podzielający jego logikę. Tyran doznaje panicznego strachu, gdy ofiara się go nie lęka. W system komunistyczny był przecież wprost wpisany ciągły, podświadomy strach - rządzących, którzy obawiali się, że mogą utracić pozycję i rządzonych, że ktoś w każdej chwili może na nich podnieść rękę. Oto w takiej sytuacji pojawił się człowiek pełen wewnętrznego pokoju, przy którym odkrywano, że chrześcijanin nie musi się lękać, bo przed nim rozciąga się perspektywa niezawodnego zwycięstwa w Chrystusie. Ksiądz Popiełuszko był człowiekiem niezwykłego chrześcijańskiego przebudzenia w życiu społecznym. Na tym tle było czymś bardzo zrozumiałym, że otoczył takim sercem ludzi głębokiej wiary z kręgów ruchu Solidarności, którzy starali się przenosić treści ewangeliczne do życia społecznego i politycznego. Tak wyglądało w wielkim skrócie to jego "mieszanie się do polityki". Jeden z ideologów stanu wojennego, ówczesny rzecznik prasowy, takie nauczanie oceniał jednak jako "seanse nienawiści": Ks. Popiełuszko. [...] natchniony polityczny fanatyk. Savonarola antykomunizmu, [...] ubrany w liturgiczne szaty nie mówi niczego, co byłoby nowe lub ciekawe dla kogokolwiek. Urok wieców, jakie urządza, jest całkiem odmiennej natury. Zaspokaja on często emocjonalne potrzeby swoich słuchaczy i wyznawców politycznych. W kościele księdza Popiełuszki urządzane są seanse nienawiści. [...] Uczucie nienawiści politycznej do komunistów, do władzy, do wszystkiego, co jest powojenną Polską, przynoszone jest na tę salę przez bywalców, a pod dyrygencją księdza Popiełuszki przestaje być wewnętrznym robakiem drążącym człowieka. Polityczne uczucia doznają publicznego wyładowania w tłumie podobnie czujących. Ks. Jerzy Popiełuszko jest więc organizatorem sesji politycznej wścieklizny. [...] Upiory jednak, które ten żoliborski magik polityczny wypuszcza spod ornatu, same pozdychają. W takiej atmosferze heroiczna posługa duszpasterska księdza Jerzego, która przynosiła niezwykle szerokie owoce, traktowana była przez aparat władzy komunistycznej jako "polityczna". Był to wprost stały, programowy element państwowego aparatu propagandy, by utrwalić takie właśnie oblicze jego działalności, co następnie dawało pretekst do uzasadnionego występowania przeciw niemu, jako rzekomemu zagrożeniu dla ładu państwowego. Zabójstwo niewygodnego duszpasterza było później tylko konsekwentnym dopełnieniem takiego programu. Powiedzmy jeszcze kilka zdań o miłości księdza Jerzego do ojczyzny, która też jest przecież cnotą chrześcijańską. Kto pamięta dzisiaj o tym, że to on po raz pierwszy publicznie, w Warszawie, sformułował wołanie o dialog społeczny, by wiarygodni przedstawiciele całego narodu, w imię dobra ojczyzny, zasiedli przy jednym stole i w dialogu, cierpliwie, z szacunkiem wobec siebie szukali rozwiązania wszystkich bolesnych spraw? Te słowa padły w ostatniej z wygłoszonych przez niego homilii, na mszy za ojczyznę 26 sierpnia 1984 r., półtora miesiąca przed śmiercią. Słowa te, jak dobre ziarno, kiełkowały potem w myślach wielu, i znalazły ucieleśnienie sześć lat później. Ich dalszy skutek był taki, że po raz pierwszy w historii Europy nowożytnej cały system polityczny został obalony bez krwawej rewolucji. Kiedy umierają wielcy święci, niebo wprost otwiera się strumieniami łask. Dokonują się cuda duchowej przemiany. Tak było przy śmierci o. Pio, tak było kiedy zmarła Matka Teresa z Kalkuty, kiedy odszedł Jan Paweł II i tak też było po męczeńskiej śmierci ks. Jerzego Popiełuszki. Przywołajmy uzdrowienie p. Marianny Popiełuszko (teraz na nabożeństwach matka klęczy przed relikwiami syna). W Fiumicello, gdzie istnieje kult bł. Jerzego, zanotowano tysiące nawróceń, a obok licznych przypadków uzdrowienia duchowego są też uzdrowienia z chorób, uwolnienia od bolesnych problemów, ratunek w bardzo trudnych sytuacjach. Ten wielki strumień łask i cudów za jego wstawiennictwem, płynie do dziś nieprzerwanie. Były i takie przypadki, kiedy przychodził on z pomocą od Boga ludziom, którzy nawet go nie znali i o nim przedtem nie słyszeli. Nieogarnione są drogi Bożej Opatrzności. Z czym dziś odejdziemy z tego miejsca? Oby Pan Bóg dał nam wszystkim, abyśmy odchodzili z głębokim przyjęciem jego przesłania - że nigdy nie jest za późno otworzyć serce na łaskę Chrystusa i że zło można pokonać tylko dobrem i miłością. Do Chrystusa należy ostatnie słowo. On zwyciężył. Nie bójmy się nieść światu światłości Chrystusa, tak jak ks. Jerzy. Jeżeli kogoś stać na zapalenie w swoim życiu tylko małej lampki dobra i wiary, niech zapali małą. Jeżeli stać na dużą, niech płonie duża. Wtedy od naszych lamp inni już odważniej zapalą swoje. I światłość Boża będzie przeważała. Ciemności życia zaczną powoli się rozpraszać. Będą powoli ustępowały mroki beznadziejności, pesymizmu, małoduszności, nieustannego narzekania na wszystko i na wszystkich. Będą znikały mroki poplątanego życia politycznego i gospodarczego. Będzie odmieniało się oblicze ziemi na piękne, pełne Bożego pokoju i radości. Ksiądz Jerzy Popiełuszko, błogosławiony męczennik, chce nam w tym pomagać. Zatem odwagi, podejmujmy jego dłoń! |
|||
Eleuteria nr 90, 2/2012 |
początek strony |