Tymczasem w Marianum...
poprzednia strona

Barbara Mazur




Kiedy do Carlsbergu w roku 1982 dotarł Sługa Boży ks. Franciszek Blachnicki, Marianum stało się Centrum Ruchu Światło-Życie. Od tamtej pory żyje, modli się i pracuje tu wspólnota diakonii, tzn. duchowni i świeccy.

Diakonia "Marianum" podejmuje na miejscu zadania związane z bezpośrednią troską o utrzymanie i zabezpieczenie dobrego funkcjonowania Ośrodka: administracja, remonty, prowadzenie kuchni, pralni, porządki, troska o ogród, dokonywanie zakupów, itp. Praca, którą podejmujemy, to głównie praca rekolekcyjna z rodzinami, dorosłymi, młodzieżą i dziećmi. Akcent kładziemy na dłuższe oazy wakacyjne; zapraszamy na różne święta: Boże Narodzenie, święta wielkanocne, Zesłanie Ducha Świętego. W "Marianum" odbywają się maryjne czuwania modlitewne, spotkania dla młodzieży, Carlsberskie Spotkanie dla Małżeństw.
Naszą posługą od ponad 10 lat obejmujemy także poszukujących wyzwolenia z nałogów braci i siostry ze wspólnot AA z Europy Zachodniej (docierają oni m.in. z Belgii, Holandii, Anglii, Francji, Polski i z różnych części Niemiec). Łączy ich wspólny język, emigracja oraz program 12-krokowy, którym starają się żyć na co dzień. W Carlsbergu znaleźli miejsce gdzie mogą wzajemnie się wspierać dzieląc się doświadczeniem, siłą i nadzieją na mityngach wspólnot AA ,AL.-anon ,DDA, DDD i innych wspólnot 12-to krokowych. Pragną się razem spotykać, by się wzmocnić, by czerpać nowe siły, by uczyć się nowego życia. Poszukują też Boga; często go zagubili, a może nigdy nie odkryli jego prawdziwego obrazu, często się Go boją, uciekają od Niego. Tu, w Carlsbergu, uczą się powoli drogi do pełni wolności.
Uzależnienie alkoholowe jest chorobą dotykającą całą rodzinę. W Carlsbergu jest miejsce i czas, aby ich rozbite rodziny miały szansę się zjednoczyć. Podczas spotkań wytwarza się, jak sami mówią, specyficzna atmosfera i moc, która dokonuje widocznych przemian duchowych, niezbędnych w umacnianiu procesu zdrowienia. Tu jest czas na zawieranie nowych przyjaźni i odświeżanie już zawartych, czas na rozmowę przy filiżance kawy czy spacer po okolicy.


Byłem pełen obaw, bo w tym czasie moja wiara była słaba i pełna wątpliwości. Jednak po dotarciu na miejsce dane mi było przeżyć coś, czego się nie spodziewałem; już na powitanie zostałem przez wszystkich przywitany jak przyjaciel, więcej - jak brat. Wyczuwało się tu dużo duchowego ciepła, serdeczności, nie przekonywano mnie do czegokolwiek, nie pouczano. Byłem zaakceptowany takim, jakim byłem. Bardzo mnie to zaskoczyło, bo spodziewałem się, że zostanę poddany chrystianizacji. Nic takiego nie nastąpiło. Pamiętam też, że zaskoczyła mnie radość u osób, posługujących tu, w Carlsbergu, a widząc ją, doszedłem do wniosku, iż tak mogą się zachowywać ludzie, którzy na co dzień praktykują naukę Jezusa Chrystusa. Dzięki tutejszym siostrom i księżom zrozumiałem i wręcz "namacalne" stały się dla mnie słyszane w dzieciństwie nauki Pana Jezusa Chrystusa. Te w przeszłości jakże głucho i beż życia brzmiące nauki, nagle tutaj dla mnie "ciałem się stały". Tutaj, dzięki takiej atmosferze, powolutku, bo powolutku, ale wzrastam i mam taką nadzieję - uczę się naśladować Jezusa Chrystusa.
Ewaryst

Pojechałam do Carlsbergu po nadzieję na lepsze jutro, a wróciłam z czymś znacznie więcej: wzmocniona duchowo, bogatsza o odkrywcze, głębokie przeżycia, o wartościowe przyjaźnie, z ogromną pogodą ducha oraz niezłomną wiarą w Moc Siły Wyższej.
Po raz pierwszy dane mi było uczestniczyć w dniach skupienia Polskojęzycznych Wspólnot 12-stokrokowych i jestem niezmiernie wdzięczna Bogu, że tak pokierował moimi krokami, że zdecydowałam się udać w to niezwykle, rozbudzające duchowość miejsce. W ciągu 4 dni doznałam przemiany duchowej i uświadomiłam sobie, że fatum przeszłości już nie musi nade mną ciążyć, że przebaczenie ojcu-alkoholikowi jest zbawienne, że nowa, pełniejsza i bardziej satysfakcjonująca droga życiowa pod znakiem Siły Wyższej jest możliwa i właśnie się przede mną otwiera.
Spotkałam się tu z wyjątkowym ciepłem, zrozumieniem i akceptacją, jakich rzadko doświadczałam w domu "rodzinnym". Ta niezwykła atmosfera to zasługa wspaniałych ludzi, którzy znaleźli sens w pomaganiu innym, tym zbłąkanym, bezradnym wobec siły nałogu, współuzależnionym, zranionym przez najbliższych, uciekających przed bólem i bezsensem istnienia w alkohol, narkotyki i inne używki. Więź, jaka się wytworzyła miedzy uczestnikami, świadczy o niezwyklej sile tej katolickiej wspólnoty, która inspiruje do zmian na lepsze, do pracy nad własnymi słabościami, nad wadami charakteru (co zresztą było wątkiem przewodnim poruszających wyobraźnie wykładów Olka) oraz pozwala znaleźć motywację do stawania sie lepszym człowiekiem.
Wspólne mityngi AA, DDA, DDD i Al-Anon, poranne medytacje oraz fascynujące nocne rozmowy otworzyły mi oczy na chaos panujący w moim wnętrzu, wzbogaciły, ale jednocześnie sprawiły ból, jaki często sami sobie zadajemy, rozdrapując niezabliźnione, choć powierzchownie zaschnięte rany... Wreszcie zaczęłam dopuszczać do głosu zamrożone, skrywane długo emocje, pozwoliłam opaść licznym maskom funkcjonującym jako mechanizmy obronne, wynikającym z lęku przed prawdą, z dziecięcej bezsilności i nieposkromionego gniewu obecnego odkąd pamiętam, z nieumiejętności wybaczenia dawnym oprawcom, którzy przecież sami szamoczą się bezradnie w sidłach nałogu.
W Carlsbergu odnalazłam zagubioną, zamkniętą w sobie dziewczynkę o przestraszonym spojrzeniu, która szuka uznania w oczach niezauważającego ją ojca, która obwinia się o jego pijaństwo i próbuje nie pamiętać upokarzających awantur, nocnych krzyków i towarzyszącego jej bezustannie wstydu. Pogłaskałam ją po główce i wyszeptałam, żeby siebie nie obarczała odpowiedzialnością za alkoholizm ojca, który bardzo cierpi z powodu tej strasznej choroby i nie potrafi sobie z nią poradzić. Na co ona rozpłakała się i wtuliwszy sie w moje ramiona, wyłkała: "Żal mi mojego tatusia, pragnę mu wybaczyć..." Ja też wybaczyłam.
Agnieszka

Chcesz być zwycięzcą jedź do Carlsbergu. W połowie maja z grupą przyjaciół przyjechaliśmy do Carlsbergu w Niemczech, aby wziąć udział w 6. konferencji polskojęzycznych grup AA z Europy. Towarzyszyły temu wydarzeniu warsztaty tradycji prowadzone przez przyjaciół z Polski. W tym samym czasie swoje spotkania miała też wspólnota Al-Anon. Carlsberg to urocza cicha wioska otoczona lasami Palatynatu. Byłem tam po raz pierwszy i znałem to miejsce z opowieści znajomych, ale to, czego tam doświadczyłem, przerosło moje wszelkie oczekiwania. Otwartość i legendarna już gościnność sióstr z Basią na czele sprawia, że już w chwilę po przyjedzie poczułem się jak stały bywalec tego miejsca. Czas jakby zatrzymał się na te parę dni. Szum drzew i śpiew ptaków to jedyne odgłosy, które docierały do naszego ośrodka. I powietrze. Niektórzy mówili o tlenowym szoku. I pewnie nie przesadzali.
Na stołówce z jej kolonijną atmosferą i pysznym jedzeniem czuliśmy się trochę jak dzieci. Przy jednym z posiłków rozmawialiśmy o stole. Tak - o stole - meblu, który i przez brak miejsca w naszych często małych mieszkaniach, i przez tempo życia - gdzieś zaginął. Trzymany gdzieś za szafą i rozkładany dwa razy w roku z okazji świąt. A przecież każdy posiłek spożywany z wdzięcznością (o czym przypominały nam modlitwy przed i po jedzeniu) może stać się ucztą i miejscem spotkania z drugim człowiekiem. Na parę chwil, bez pospiechu. I dla mnie ten parodniowy pobyt stał się miejscem spotkania z drugim człowiekiem, sobą samym i z Bogiem. Carlsberg to miejsce jakby stworzone przez Boga do tego rodzaju spotkań. Z Bogiem, z sobą i z drugim człowiekiem. W idealnym świecie pewnie taka kolejność byłaby właściwsza. Spotkanie - to właśnie słowo kojarzyć mi się będzie z pobytem w Carlsbergu. Msza, na którą ks. Dariusz zaprosił wszystkich wierzących i niewierzących, z jego mądrym kazaniem o Panu jako Dobrym Pasterzu, w ostatnim dniu naszego pobytu, sprawiła, że poczuliśmy się... nie wiem, może lepsi troszeczkę... może bardziej potrzebni komuś bardziej lub mniej bliskiemu. I ta świadomość, że Ktoś się o nas troszczy. Niezależnie od tego, jak na tę chwilę wygląda nasze życie. A historie wielu z nas są trudne i wciąż zmagamy się z nasza przeszłością. Szukamy swego miejsca w życiu.
Mam pewność, że wszystkim nam trochę bliżej do siebie po tych kilku dniach razem. I do Boga. I do drugiego człowieka. A tytułowe zwycięstwo? Zostawmy na boku słynne zdanie Marka Aureliusza. Lewis Caroll w "Alicji w Krainie Czarów" opisał bieg, w którym wzięły udział zwierzęta. Na słowo "start" rozbiegły się w rożnych kierunkach i w związku z tym trudno było wyłonić zwycięzcę. Ale mądry Dodo rzekł wtedy: "Wszyscy wygrali i wszyscy zasługują na nagrodę". I tak myślę sobie, że każdy z nas, mimo iż może na co dzień biegniemy przed siebie niekoniecznie razem, poczuł się zwycięzcą. Tak więc: jeśli chcesz być zwycięzcą, przyjedź do Carlsbergu!
Tadek




Eleuteria nr 96, 4/2013


początek strony