Mężczyzna w Kościele?
poprzednia strona

Przemysław Wieczorek




Po obejrzeniu ostatnio filmu Courageous (Odważni) zacząłem częściej zastanawiać się nad problemem obecności mężczyzn w Kościele, a właściwie nad ich brakiem. Film pokazuje z perspektywy protestanckiej i amerykańskiej grupę mężczyzn, która wspólnie postanawia powierzyć swoje rodziny Bogu, mężczyzn, którzy nie tylko nie wstydzą się swojej relacji z Bogiem, ale potrafią okazać ją w swoim gronie.

Paradoksem naszej katolickiej i polskiej rzeczywistości jest fakt, że mężczyźni, jako jedyni pełniący władzę hierarchiczną w Kościele, stanowią zarazem mniejszość wśród osób uczestniczących w jego codziennym życiu. Wystarczy spojrzeć na "statystyczny" polski kościół w niedzielne przedpołudnie, by wśród zgromadzonych dojrzeć w przytłaczającej większości płeć piękną. Podobnie rzecz się ma z parafialnymi grupami i wspólnotami, gdzie panów jest jak na lekarstwo. Gdzie zatem są Ci mężczyźni? Czemu tak trudno "zagonić" ich do kościoła?
Można zaryzykować stwierdzenie, że chrześcijaństwo w wydaniu polskim (choć pewnie nie tylko) zostało sfeminizowane. Wystarczy przyjrzeć się bliżej tekstom i melodiom naszych pieśni, nierzadko melancholijnych, przesłodzonych, skupionych na uczuciach i emocjach, które nie odpowiadają męskiej naturze, skłonnej raczej do podniosłości i waleczności. Kazania (mimo, że głoszone przez mężczyzn) siłą rzeczy bardziej nastawione są na odbiór kobiet, dlatego zachęcają do bliskiej relacji z Jezusem, ale nastawionej na pogłębianie uczuć. Tymczasem mężczyzna potrzebuje się wykazać, lubi przewodzić, brać odpowiedzialność. Jeśli przychodzi do jakiejś grupy czy wspólnoty, to musi poczuć się w niej potrzebnym, mieć okazję zrobić dla niej coś konkretnego. Jezus na naszych obrazach ma słodkie spojrzenie i miękkie szaty, a nawet na krzyżu boimy się czasem pokazać ogrom jego ran i krwi, którą był zbroczony.

Chrześcijaństwo jest zwycięstwem dobra nad złem. Jest walką ze swoimi słabościami, z grzechem i złem, które nas otaczają. Jest ciągłym pokonywaniem swojego egoizmu, zapieraniem się swojego ja. Jezus w Ewangelii ukazany jest jako ten, który nie boi się okazać słusznego gniewu, gdy widzi dom Boży zamieniony na targowisko, czy choćby wskazywać na plemię żmijowe i kwas faryzeuszów. Bóg w Biblii ukazany jest jako Wszechmocny, Stwórca nieba i ziemi, wojownik pełen mocy i władzy. Chrześcijaństwo stawia przed mężczyznami perspektywę walki również w obronie rodziny, wzywa do podejmowania odpowiedzialności za wspólnotę i do dawania odważnego świadectwa, aż po ofiarę z siebie.
Zaryzykowałbym stwierdzenie, że mężczyzna w Kościele albo jest całkowicie oddany Bogu lub zaangażowany w jakieś dzieło, albo nie ma go wcale. Nie istnieje bowiem wersja soft chrześcijaństwa dla mężczyzn, tak jak nie ma takiej wersji dla męża i ojca. Biorąc bowiem odpowiedzialność za rodzinę, decydujemy się dać z siebie wszystko. Na taki właśnie krok zdecydowali się bohaterowie filmu "Odważni" - uświadamiając sobie, że starać się być dobrym ojcem to za mało, postanowili zrobić dla swoich rodzin wszystko co w ich mocy.

Kultura judaistyczna, na której zbudowane jest chrześcijaństwo, wyraźnie gloryfikowała wspólnotę mężczyzn, którzy nie wstydzili się publicznie oddawać czci Bogu. Biblijne opisy składania krwawych ofiar przebłagalnych czy dziękczynnych nie pasują do kobiecej delikatności, wskazują natomiast na rytualne cechy przeżywania przez mężczyzn swojego odniesienia do Boga. Również dziś mężczyźni noszą w sobie pragnienie wspólnotowego sprawowania kultu, potrzebę przeżywania swojej wiary w gronie innych mężczyzn, co widać wyraźnie na pielgrzymce do Piekar Śląskich, czy choćby przez wzrastającą w niezwykłym tempie w ostatnich latach liczbę wspólnot i grup, skupiających katolików pragnących w męskim gronie pogłębiać swoją wiarę. Grupy te odkryły, że nawet w warstwie symbolicznej i językowej trzeba kłaść olbrzymi nacisk na różnicę w przeżywaniu chrześcijaństwa przez obie płcie, stawiając akcent na walce, wyzwaniach, pracy czy odwadze. Bo choć chrześcijaństwo jest jedno, a jego przekaz - Dobra Nowina - niezmienny, to sposób przedstawiania należy dostosować do sytuacji.
Myślę, że podobnie rzecz się ma z Krucjatą Wyzwolenia Człowieka. Czy można bowiem wyobrazić sobie bardziej męską rzecz, niż walka w obronie słabych? A tym przecież jest Krucjata - autentyczną batalią o wyzwolenie tych, którzy o własnych siłach tego nie zrobią. Bronią jest modlitwa, post i osobiste świadectwo. Wesela, rodzinne uroczystości czy studenckie imprezy są miejscami, gdzie czasem toczy się konkretna walka. Problem polega jednak na sposobie, w jaki ukazujemy dzieło Krucjaty. Jest bowiem różnica między powiedzeniem mężczyźnie, że musi zrezygnować z ulubionego piwa, a zbudowaniem mu perspektywy uczestnictwa w dziele, które jest wielkie i może uratować ojczyznę. Dla mężczyzny, który rzeczywiście spotkał Chrystusa na swojej drodze i obrał Go sobie za Pana i Zbawiciela, przystąpienie do Krucjaty nie będzie tak naprawdę żadną wielką ofiarą czy wyrzeczeniem, ale na pewno błogosławionym darem, bo nie tylko wskaże mu na konkretny oręż, którym może wojować w imię swojego Pana, ale da mu też wspólnotę, z którą będzie mógł dzielić trud i znój swojej walki.




Eleuteria nr 90, 2/2012


początek strony