Kryzys szansą
poprzednia strona

o. Mateusz Hinc OFM Cap




Jak wykorzystać szansę na rozwój, którą dają człowiekowi kryzysy? Na to niezwykle ważne pytanie odpowiadał kapucyn - ojciec Mateusz Hinc OFM Cap podczas sesji na temat "Kryzys szansą", ­która odbyła się w Ośrodku Formacji Liturgicznej św. Jana Chrzciciela w Zawichoście. ­Poniżej przedstawiamy jedynie fragment tej konferencji. Zainteresowanych tematem odsyłamy na podobną sesję, która ma się odbyć 18-20 maja 2012 r. w tym samym ośrodku rekolekcyjnym (informacje na stronie www.zawichost.jadwizanki.pl).

Często uważamy, że nasze problemy, kryzysy są czymś nowym, że kiedyś było o wiele lepiej, że teraz przez technikę i prędkość życia wszytko jest o wiele trudniejsze i kryzysy są poważniejsze. Popatrzmy jednak na podstawy kryzysu w rozumieniu chrześcijańskim. W księdze Rodzaju w rozdziale 2 czytamy opis stworzenia świata i opis raju. Widzimy pierwszych ludzi, którzy rozmawiają z Bogiem i doskonale wiedzą, że Bóg ich kocha. Pan Bóg w swojej wielkiej miłości, aby uchronić ludzi od błędu, dał im polecenie: wszytko możecie jeść, ale owocu z jednego drzewa nie dotykajcie, bo to drzewo niesie śmierć. Szatan jednak przyszedł i bardzo sprytnie zapytał: czy to prawda, że Bóg zabronił wam jeść ze wszystkich drzew? Tak zadane pytanie powoduje, że rodzą się wątpliwości. Od razu pojawia się twierdzenie: no tak... Bóg chce nas ograniczyć. Na to co piękne, co wspaniałe, to Bóg nam nie pozwala. To przekonanie w głębi nas istnieje do dzisiejszego dnia. To niestety powoduje, że bardziej wierzymy szatanowi niż Bogu, który nas ostrzega. To powątpiewanie jest bardzo silne i niezwykle głęboko zakorzenione. Wąż chciał nam wmówić, że Bóg nas nie kocha, że chce, abyśmy się nie rozwinęli, choć przecież mamy do tego prawo. Udało mu się to w 100%. Jako przykład podam tutaj dyskusję na temat in vitro. Ile tam jest pokrętnego tłumaczenia - gdy Kościół stanowczo mówi "nie", to odzywają się głosy: chcecie nam zabrać to, co jest piękne, chcę mieć dziecko, a Kościół mi zabrania.
Co właściwie się stało, gdy szatan zasiał to powątpiewanie w ludzkim sercu? Ewa pozwoliła się skusić, Adam smacznie zjadł i nie umarli, żyli - czyli szatan miał rację, gdy powiedział: nie umrzecie. Ale pojawiła się inna śmierć, którą ja nazywam popsucie relacji - najpierw z Panem Bogiem, a następnie pomiędzy ludźmi. Biblia mówi: poczuli się nadzy i puści. Dotąd rozmawiali z Bogiem, teraz zaczęli się chować, przestali z Nim rozmawiać. Bardzo często i w nas jest ten lęk przed Bogiem. Ta śmierć nie kończy się tylko na popsuciu relacji z Panem Bogiem, oni też przestali ufać sobie nawzajem. Gdy Pan Bóg pyta: kto to zrobił? - "odważny" Adam odpowiada: nie, nie, to nie ja, to Ewa, to ona. Ewa mówi: to nie ja, to szatan. Zniszczone zostało zaufanie. Jeśli kogoś kocham, to będę go bronił nawet swoim kosztem, a tego w tej scenie już nie ma, jedno na drugie zrzuca całą winę.
Dzisiaj też wszyscy są winni, tylko nie ja sam. Nie mamy odwagi, by wziąć odpowiedzialność na siebie. Albo odwrotnie, niekiedy zranienia z dzieciństwa sprawiają, że to my czujemy się winni za wszytko. To jest to samo, tylko inaczej.

Szatan wmawiał ludziom: Bóg nie chce, abyście się rozwijali. Nie chce, bo się boi, że staniecie się tacy jak On sam, czyli będziecie mogli decydować o tym, co dobre, a co złe. Przez ten grzech pierwszych rodziców jesteśmy przekonani, że jesteśmy bogami i o wszystkim będziemy decydować i ze wszystkim sobie poradzimy. Zatem to nie jest tak, że coś mi się stało i mam kryzys, to nie tak. Kryzys jest już tu, tutaj się zaczęło. Patrzenie na Biblię pod tym kątem daje mi wolność, która pozwala nam "troszeczkę" mniej na siebie krzyczeć. Bo bardzo często, gdy mamy kryzys, to na siebie krzyczymy. Jeśli jednak świadomie wierzymy, to musimy przystopować. To wymaga od nas zatrzymania się i popatrzenia, co właściwie robimy.
Każdy z nas wie lub minimalnie przeczuwa, że nie jest prawdą, iż człowiek może sobie ze wszystkim poradzić. Chociażby z grzechem - wiemy, jak nasz grzech niszczy rodziny i wspólnoty. Niekiedy ludzie myślą, że wystarczy trochę dobrej woli i pokona się wszystko: grzech, słabości, zranienia. Ta rana spowodowana przez pierwszy grzech jest raną bardzo rozległą. My np. nie potrafimy kochać bez granic i to jest kłopot - nasz osobisty, naszej rodziny czy wspólnoty. Jesteśmy naznaczeni tą słabością, grzechem. Chcemy dobrze, idziemy w kierunku świętości, ale przychodzi moment i padamy. I tu następuje zaskoczenie, bo Bóg nas kocha. Nie takimi świętymi, niepokalanymi, tylko takimi, jakimi jesteśmy. To On nam pomaga i On nam przebacza.
Sami sobie nie poradzimy z kryzysem. Pan Bóg jest w stanie zrobić bardzo wiele, ale nie zrobi za nas wszystkiego. Człowiek właśnie przez kryzys może poznać, jak bardzo jest kochany przez Boga.




Eleuteria nr 88, 4/2011


początek strony