Z miasta miłosierdzia
poprzednia strona

Eliza z Wilna




Mam na imię Eliza. Od urodzenia mieszkam w pięknym mieście, Wilnie, które my nazywamy miestem miłosierdzia. Jest tu bowiem obraz Matki Bożej Miłosierdzia i pierwszy obraz Jezusa Miłosiernego namalowany według wskazówek św. Faustyny. Przez 8 lat należałam do Ruchu Światło-Życie, a od 2007 roku jestem członkiem Krucjaty Wyzwolenia Człowieka. Bardzo pragnę podzielić się świadectwem, jak Krucjata pomogła mi przetrwać ciężki okres mego życia.
Na Litwie nie mamy żadnych placówek ani stanic Krucjaty, więc osobom, które wstąpiły do Krucjaty zostaje modlitwa i post oraz szerzenie nowej kultury w miarę możliwości. Moja przygoda z Krucjatą zaczęła się zaraz po związaniu się z oazą, bowiem abstynentką postanowiłam być jeszcze przed nawróceniem. Jak wiadomo, młodzież pije sporo alkoholu, pali oraz używa rożnego typu narkotyków. Będąc nastolatką, postanowiłam wyróżnić się tym, że będę abstynentką i na wszystkich pijących patrzyłam z pogardą, uważałam ich za gorszych od siebie. W oazie zapoznałam się z ideą Krucjaty Wyzwolenia Człowieka, która mnie pociągała. Po jakimś czasie odkryłam inny, nieznany mi dotychczas, ale bardzo pociągający sens abstynencji - możliwość pomocy innym. Abstynencja jako wyraz miłości, a nie pogardy do osób. Krucjata była więc po prostu uzupełnieniem mego postanowienia i nie była to dla mnie trudna decyzja. Na rekolekcjach II stopnia, które w Szklanej prowadzili bracia franciszkanie w 2007 roku, podjęłam decyzję włączenia się na stałe do Krucjaty Wyzwolenia Człowieka. Zawsze w sercu nosiłam pragnienie pomagania bliźnim i deklarację członkowską podpisałam w intencji mego kolegi, który był uzależniony od narkotyków. Dziękuję Bogu za tą możliwość.
Półtora roku temu przeżywałam bardzo ciężki okres w moim życiu, szczególnie trudny dla mojej wiary. Po 5 latach przyjaźni mój chłopak zerwał ze mną, odszedł także od Boga i Kościoła wyrzucając mi, że będąc wierzącą marnuję swe życie. Wspólnota oazowa, do której należałam, została rozwiązana. Byłam po studiach i nie mogłam znaleźć żadnej pracy. To wszystko doprowadziło do tego, że przez pół roku trwałam w depresji, buntowałam się przeciw Bogu, Kościołowi, przestałam się modlić, choć nadal chodziłam na Mszę św. w niedzielę. Walczyłam z Bogiem, wyrzucałam Mu, że jest nielitościwy. Wszystko na czym oparłam swe życie, nagle runęło. Nie miałam kochanej osoby, nie miałam wspólnoty, czułam się niepotrzebna w swym kraju. W tych najtrudniejszych momentach jedynie trwanie w Krucjacie było wyrazem mojej więzi z Bogiem. Decyzja, którą podjęłam w 2007 roku, była jedyną prawdziwą rzeczywistością, która trzymała mnie przy Bogu. Krucjacie zawdzięczam to, że nadal trwałam przy Bogu. To dzieło było dla mnie jedynym sensem. Wątpiłam w wartości, których naucza Kościół, ale widziałam sens Krucjaty. Moja abstynencja, wierność podjętej decyzji, stały się drogą powrotu do Boga. A raczej Bóg dzięki Krucjacie dotarł do mnie.
Od tych przeżyć minęło już trochę czasu, Bóg powoli leczy moje rany, choć nadal przychodzą ciężkie momenty. Gdy byłam nastolatką, w takich trudnych momentach po prostu upijałam się, teraz te cierpienia przeżywam razem z Bogiem, który dał mi wielki dar abstynencji. Chociaż niewielu moich znajomych i przyjaciół trwa w Krucjacie, czuję w sercu, że to jest moja droga. A po tym, jak doświadczyłam mocy tego trwania i postanowienia, po prostu nie mogę odejść. Trwanie samej w Krucjacie jest trudne, bowiem nie mam nikogo, z kim mogłabym podzielić się trudnościami i radościami bycia abstynentem, dlatego potrzebuję waszego wsparcia modlitewnego. Chwała Panu za wszystko!




Eleuteria nr 87, 3/2011


początek strony