W poszukiwaniu akceptacji
poprzednia strona

Jola




W mojej rodzinie jest problem alkoholowy, dlatego zawsze czułam się w domu nieważna, niedostrzegana, za mało przydatna. Niekochana przez tatę szukałam tej miłości gdzie indziej, u innych mężczyzn. Byłam tak spragniona miłości, że mogłam zrobić wiele, żeby ktoś mnie zauważył, przytulił czy pokochał. Chciałam czuć się kochana. Dlatego jeździłam na dyskoteki, poznawałam przelotnych chłopaków, robiłam głupie i niebezpieczne rzeczy.
Gdy wstąpiłam do Ruchu, miałam 17 lat. Wtedy dużo rzeczy się zmieniło, choć nie od razu. Dostrzegłam, że ktoś mnie kocha, dla kogoś jestem ważna, a nawet najważniejsza. Że moje życie ma sens. Ocalił mnie Pan Bóg. Jednocześnie byłam w grupie swoich koleżanek, z którymi poznawałam świat i chłopców. Ciężko było żyć w tych dwóch światach na raz. Wtedy podpisałam swoją pierwszą deklarację Krucjaty i zaczęłam mówić "nie" na głupoty, jakie wyczyniały moje koleżanki i kiedyś ja. Zaczęłam w końcu szanować siebie, zrozumiałam, że nie chcę tak żyć. Że nie chcę zaliczyć wpadki z jakimś kolesiem, a potem niańczyć jakiegoś bachora i zniszczyć sobie całe życie, czy dowiedzieć się, że jestem jedną z wielu. Przestałam bawić się jak wcześniej. Zaczęłam marzyć o tej wyśnionej rodzinie.
Owocem Krucjaty Wyzwolenia Człowieka jest mój szacunek do samej siebie i mojego ciała. Po podpisaniu członkowstwa Krucjaty zaczęłam modlić się o dobrego męża, myślę, że to da mi więcej, niż szukanie po dyskotekach na oślep. Od ponad czterech miesięcy uczestniczę w spotkaniach grupy wsparcia dla Dorosłych Dzieci Alkoholików i zaczynam siebie rozumieć. I zmieniać - bo to, co mogę zrobić dla siebie, to zbudować w przyszłości normalną rodzinę w prawdziwej relacji pełnej miłości. Choć moja odmienność, polegająca na tym, że nie piję, jest w rodzinie postrzegana jako odbieranie sobie ogromnej przyjemności na tej ziemi, to ja widzę dobro, wynikające właśnie z tego.
Bycie w Krucjacie nie jest łatwe, zwłaszcza gdy osoba, za którą codziennie się modlisz, nie przestaje pić. Zapytałam kiedyś o to księdza. Odpowiedział mi, że nawet jeśli na tej ziemi nic się nie zmieni, to możliwe, że wymodlę zbawienie tej duszy po śmierci. A czym jest życie tu, w porównaniu z życiem tam? Dlatego, zawierzając Panu, nadal będę się modlić!




Eleuteria nr 85, 1/2011


początek strony