Młodzi w czasie wolnym... poprzednia strona

Ireneusz Łapiński




Dla wielu osób weekend majowy kojarzy się z wypoczynkiem i z wyjazdem w atrakcyjne miejsca na kilka dni. Od wielu lat dla młodych ludzi z diecezji warszawsko-praskiej jest to czas, by te kilka dni wolnego poświecić na pracę. Mycie okien czy kopanie ziemi to dla wielu z nich niezła frajda po miesiącach spędzonych przed ekranem komputera lub na wykładach. Po całym dniu pracy spotykają się na sławnych lodach krościeńskich, na zabawie i rozmowie. Spędzają czas w alternatywny sposób niż ich rówieśnicy.

Od 10 już lat w majowy weekend przyjeżdżasz na Kopią Górkę, by pracować, czy nie lepiej w tym czasie gdzieś odpocząć po pracy?
Dla mnie Kopia Górka stała się drugim domem podczas pobytu na MSA w 1998 r. Domem nie ze względu na czas, jaki tam spędzam w ciągu roku, ale na poczucie, że to jest również moje centrum i moje miejsce, gdzie zawsze można i trzeba wracać. Pan Bóg pozwolił mi przeżyć tam cały miesiąc nie tylko formując się, ale i poznając istotę centrum Ruchu jako miejsca, z którego bije źródło charyzmatu Światło-Życie. Doświadczyłem właśnie tego, że modląc się, pracując, żyjąc we wspólnocie z gospodarzami tego miejsca, czerpie się prosto ze źródła. A kto nie lubi wody źródlanej wypływającej prosto ze skały?

Zawsze zabierasz ze sobą grupę osób, czy widzisz jakieś owoce tej inicjatywy?
Czy widzę owoce ? Myślę, że tak i to na trzech płaszczyznach:
  • owoce widoczne dla każdego, kto przyjeżdża do Centrum: to co się tu zmieniło zewnętrznie, jak wypiękniało to miejsce (choć nasz udział jest w tym cząstkowy),
  • owoce widoczne dla konkretnych wspólnot: myślę i doświadczam tego, że dla każdego, kto mógł tu być, Kopia Górka staje się jego własnym Centrum; to odczucie buduje też jedność tych wspólnot - uczy życia we wspólnocie,
  • owoce widoczne dla mnie samego - będąc w tym miejscu zawsze upewniam się, że charyzmat Światło-Życie jest drogą, na której postawił mnie Pan Bóg i pozwala go teraz realizować w Domowym Kościele, a w tym konkretnym momencie - czerpać u źródła.
 
Co było impulsem, gdy 10 lat temu przyjechałeś do pracy na Kopią Górkę?
Nie chciałbym nazywać wyjazdów majowych swoją inicjatywą, bo tak nie jest. Po raz pierwszy przyjechaliśmy na Kopią Górkę po delikatnym i subtelnym zaproszeniu Kasi. Słowa zachęty do przyjazdu padły na KKO w Częstochowie. Powiedziała wtedy, że przydałoby się wyciąć kilka suchych drzew za Jubilatem, bo grożą pożarem. I tak po pierwszych dwóch przyjazdach rok po roku, zauważyliśmy, że warto by wybierać się w większej grupie, bo pracy jest wiele.
 
Jak wychowywać sobie następców do takich inicjatyw?
Chciałbym patrzeć na to nie jak na wychowanie następców, ale jak na realizowanie się człowieka poprzez formację Ruchu. Zawsze na KODA powtarzamy, że animatorem jest się przez całe życie i tak zawsze traktuję moje bycie z młodszymi przyjaciółmi z oazy. Oprócz próby dawania świadectwa życia w codzienności jako mąż, ojciec, animator, staram się nie uciekać od wspólnoty, ale nawiązywać i podtrzymywać relacje z młodzieżą. Ważna też jest umiejętność oddawania czy przekazywania odpowiedzialności - myślę, że przez to weryfikuje się nasza dojrzałość. Z radością mogę patrzeć, jak kolejna osoba przejmuje rolę organizatora tych wyjazdów na Kopią Górkę, a ja mogę przyjeżdżać i być uczestnikiem.

Czy wychowanie przez pracę jest możliwe w Ruchu Światło-Życie, jak to konkretnie robić?
Myślę, że tylko w taki sposób jest możliwe. Jeżeli zabraknie wychowania przez pracę, to uciekniemy od rzeczywistości. Pamiętam mój pierwszy wyjazd ze wspólnotą. Brakowało mi pieniędzy. Ksiądz Marek Sędek (wtedy moderator mojej wspólnoty) powiedział, że dołoży mi brakującą kwotę pieniędzy, ale muszę ją odpracować na rzecz wspólnoty. Pamiętam, jak wtedy po raz pierwszy w swoim życiu myłem okna na plebanii i sprzątałem salkę. Później, dzięki księdzu Markowi, w naszej diecezji wprowadzono odpracowywanie dofinansowań za rekolekcje wakacyjne. Z jednej strony uczy to każdego z nas, że nie zostajemy sami z naszymi problemami w Ruchu, a z drugiej, że musimy coś z siebie dać, by otrzymać.
Ważnym elementem tego wychowania jest również umiejętność pokazania, że nie tylko podczas pracy w takim miejscu jak Kopia Górka jesteśmy kulturalni i dobrze wychowani (tak nam się przynajmniej wydaje), ale uczymy się spędzać tam również czas wolny poprzez pokazywanie alternatywnego sposobu odreagowywania zmęczenia, pracy, stresu. Przykładem tego są wspólne wyjścia do miasta Krościenka, gdzie całą grupą pracujących idziemy w wolnym czasie nie na piwo, ale na lody (fundowane przez księdza moderatora diecezjalnego), dając świadectwo (taką mam nadzieję), że nawet tak duża grupa osób może się zachowywać normalnie, wspólnie zjeść lody rozmawiając, śmiejąc się i dobrze bawiąc bez używek.
Chciałbym tu podziękować wszystkim tym, którzy brali czynny udział w naszych wyjazdach majowych. Za zaangażowanie, poświęcenie, często pracę ponad siły, a przede wszystkim za wspólną modlitwę. Wszystkim tym, dzięki którym te wyjazdy były możliwe, tzn. księdzu Piotrowi Główce, który jako moderator diecezjalny dał swoje błogosławieństwo i pieniądze na wyjazd i obecnemu księdzu Zbigniewowi Rajskiemu, który podtrzymuje je nadal.
Również szczególne podziękowania kieruję do księdza Romana Litwińczuka, który jako moderator krajowy będąc na Kopiej Górce, zawsze czynnie uczestniczył w naszych pracach, stojąc ramię w ramię z nami podczas najcięższych prac.
Dla obecnego moderatora Kopiej Górki, za to, że podtrzymuje tę tradycję.
Dla Pań z Instytutu za otwarte serce, znoszenie naszej obecności i dzielenie się życiem w prawdziwym charyzmacie Światło-Życie.
Również kolejny raz chciałbym zachęcić inne diecezje do próby zorganizowania się i przyjechania do tego świętego miejsca, by móc doświadczyć owoców błogosławieństwa.




Eleuteria nr 82, 2/2010


początek strony