Szynków jest zbyt wiele poprzednia strona

opracował Mateusz Grzelczak




Historia daje nam przykłady ludzi, którzy z plagą pijaństwa próbowali walczyć równie dynamicznie jak sługa Boży ks. Franciszek Blachnicki. Pozwolę sobie przybliżyć choćby postać niedawno kanonizowanego przez papieża Benedykta XVI arcybiskupa warszawskiego, św. Zygmunta Szczęsnego Felińskiego. Niech za źródło posłużą nam strony z Pamiętnika św. Zygmunta, w którym znajduje się zapis "sprawozdania komitetu ", czyli spotkania arcybiskupa Warszawy (św. Zygmunt Szczęsny Feliński był nim w latach 1862-1883, jednakże praktycznie całe swoje urzędowanie spędził na wygnaniu poza stolicą) z ówczesnymi księżmi dziekanami diecezji.

Jak wyznaje sam abp Feliński, zajęcie się sprawą rozpowszechniania bractw trzeźwości ma swoje źródło w radykalnym wzroście problemu pijaństwa wśród włościan (chłopów) na skutek ich uwłaszczenia. Nie można zapomnieć, że czas po powstaniu styczniowym, obejmujący urzędowanie św. Zygmunta w Warszawie, to gorący okres reformowania się wsi, uzyskiwania ziem rolnych przez chłopów przestających być zależnymi od panów, co w naturalny sposób prowadziło do napięć i konfliktów. Dodatkowo cały proces "uwolnienia " chłopów nie miał nic wspólnego z piękną wizją wolności i samych korzyści "pracy na swoim ", a wprost przeciwnie, często wiązał się z pogorszeniem sytuacji chłopów czy dramatycznym zmaganiem z nową rzeczywistością. Nietrudno w takim klimacie wyobrazić sobie wagę alkoholu, w którym wielu rozczarowanych i zdesperowanych włościan topiło smutki. Św. Zygmunt Feliński w zachęcaniu do wstępowania w szeregi bractwa trzeźwościowego dopatrywał się najskuteczniejszego środka podniesienia ich (chłopów) religijnie i socjalnie. Dla św. Zygmunta zatem, jak i dla ks. Blachnickiego, abstynencja miała znaczenie religijnej formacji, zmagania się z własnymi słabościami i zniewoleniami oraz wyrabiania w sobie postawy zdolności do poświęcenia, a także wymiar społeczny - tworzenia kultury wolnej od nałogów, podnoszącej jakość życia i dającej świadomość godności osoby ludzkiej.

Wieś przeżywająca reformę, pogrążona w pijaństwie, niewątpliwie potrzebowała bractw trzeźwościowych. Jednakże jeden z obecnych na spotkaniu księży dziekanów zauważył, że również miasta nie są wolne od alkoholizmu, wnosząc, aby wstrzemięźliwość była zaprowadzona nie tylko na wsi, ale i w Warszawie, gdzie wielka jej potrzeba, zwłaszcza dla rzemieślników; a później dodaje: w Warszawie sposobność do pijaństwa bardzo wielka. Szynków jest zbyt wiele, w niektórych częściach miasta prawie co dom, to szynk. Rzeczywiście, po wynalezieniu maszyny parowej, XIX wiek jest świadkiem wielkiej rewolucji przemysłowej zmieniającej diametralnie sposób organizacji fabryk. W dużych miastach zaczynają się tworzyć ośrodki przemysłowe, a wraz z nimi zjawisko określane "przeklętym trójkątem ". Mowa o trzech miejscach, wokół których zaczęło obracać się życie robotników: zakład pracy, szynk, noclegarnia. W Warszawie co prawda nie potworzyły się ogromne podmiejskie slumsy, ale i tak rozwój zakładów pracy, które zatrudniały wyłącznie mężczyzn (dotąd praca w manufakturach zasadniczo angażowała męża, żonę, a niekiedy i dzieci), stał się przyczyną rozbicia tradycyjnego modelu rodziny. Wtedy wziął początek znany do dziś zwyczaj wspólnego kończenia pracy przez mężczyzn przy alkoholu w szynkach, które jak już zauważył ksiądz dziekan, wpisały się nierozerwalnie w pejzaż miast. Nic więc dziwnego, że w bractwach trzeźwościowych św. Zygmunt pokładał nadzieję zahamowania szerzącego się alkoholizmu.

Czas powiedzieć coś o organizacji owych XIX wiecznych bractw abstynenckich. Podstawową kwestią było określenie czasu, jaki przyrzeczenie powstrzymywania się od alkoholu miało obejmować. Ksiądz dziekan zgłasza: U mnie wstrzemięźliwość propaguje się, ale nie wszyscy od razu i stanowczo. Jedni obowiązują się na rok jeden, inni na dwa lub trzy lata. Wniosek, by ustawą dozwolone były obietnice wstrzemięźliwości od pewnego terminu. Można tutaj dostrzec podobieństwo do idei deklaracji kandydackiej KWC. Św. Zygmunt jednak odpowiada stanowczo: oświadcza się przeciwko temu wnioskowi, doświadczenie uczy, że takowe zobowiązania się do czasu chybiają celu. Zwykle gdy kończy się termin, recydywa pijaństwa bywa jeszcze gorsza. Nie można zapomnieć, że bractwa trzeźwościowe, w przeciwieństwie do Krucjaty Wyzwolenia Człowieka, miały na celu zrzeszać osoby skłonne do nadużywania alkoholu. Trzeba zatem podkreślić, że te zrzeszenia abstynencie były bardzo radykalne, co pozwala domyślać się, że długotrwale i skutecznie pracowały nad wyrabianiem postaw trzeźwościowych.

A jak wybrnięto z innej kwestii, nieobcej również w dyskusjach członków KWC? Ksiądz dziekan zapytuje: Lud w razie słabości zwykł pijać gorzałkę z tłuszczem jako lekarstwo. Czy można uwzględnić ten zwyczaj przy przyjmowaniu wstrzemięźliwości? Święty arcybiskup tak odpowiada: Należy dokładnie określić obowiązki. Jeśli sumienie ludu czułe i można się spodziewać, że nie będzie sobie dowolnie tłumaczyć i rozszerzać zwolnienia, nie byłbym przeciwko dodaniu klauzuli, że wódka, jako lekarstwo użyta, nie łamie przyrzeczenia wstrzemięźliwości. A zatem przy całym radykalizmie abstynencji na całe życie św. Zygmunt dość roztropnie podchodzi do kwestii spożywania alkoholu jako lekarstwa. Nacisk położony jest na formację sumienia, czyli w rzeczywistości na czystość intencji. Dodatkowo przy próbie rozciągnięcia obowiązku abstynenckiego na inne bractwa kościelne, arcybiskup odpowiada zdecydowanie, że nie można łączyć dwu rzeczy różnych miedzy sobą. Wstrzemięźliwość powinna z dobrej woli pochodzić, bez żadnych środków przymusu. Warto te słowa rozważyć i zapamiętać jako dewizę dla apostołów trzeźwości.

W ten sposób kształtuje nam się wizja bractw trzeźwości z XIX w., które były odpowiedzią na pijaństwo dotykające z różnych powodów zarówno mieszkańców wsi, jak i miast. Przede wszystkim polegały na dobrowolnych przyrzeczeniach wstrzemięźliwości od napojów alkoholowych podejmowanych na czas nieokreślony - zasadniczo przez osoby podatne na alkohol. Bractwa miały cel religijny - włącznie z formacją sumienia, jak i wymiarem ascetycznej obietnicy - oraz społeczny. Forma składania przyrzeczeń była uroczysta, o czym świadczą słowa księdza dziekana: W Sochaczewie, w czasie ostatniego 40-godzinnego nabożeństwa, pierwszego dnia wcale nie było mowy o wstrzemięźliwości, drugiego dnia kaznodzieje poczęli do niej zachęcać, wskutek czego trzeciego dnia taka zgłosiła się masa przystępujących, że niepodobna było wszystkich zapisać i że samo składanie przyrzeczeń prawie parę godzin trwało. Zwłaszcza projektowane solenne podawanie świecy każdemu z przystępujących z osobna wielką w praktyce trudność przedstawia. W Wiskitkach co niedziela przystępuje przynajmniej 30. Tym bardziej, gdzie od razu przystąpi kilkuset. Fragment ten mówi również o ogromnym zainteresowaniu bractwem i wielkim sukcesie abstynenckich przyrzeczeń.

Bractwa trzeźwościowe miały swój niemały wkład w wyzwalaniu ludzi zniewolonych nie tylko alkoholem, ale będących również świadkami niewoli narodowej, żyjąc pod zaborami. Nie trudno oprzeć się wrażeniu, jak bardzo rzeczywistość zewnętrznego, politycznego zniewolenia paradoksalnie potrafi obudzić niezgodę na zniewolenia głębsze, dotykające człowieka wewnątrz. Nie da się bowiem mówić, a nawet marzyć o wolności, bez wyzwolenia z tego wszystkiego, co zniewala w głębi każdego człowieka. Wiedział o tym doskonale św. Zygmunt Szczęsny Feliński, a jeszcze bardziej i wyraźniej wyłożył w swojej koncepcji teologii wyzwolenia i dał wyraz temu, powołując dzieło Krucjaty Wyzwolenia Człowieka sługa Boży ks. Franciszek Blachnicki. I jemu historia tego nigdy nie zapomni.

Opracowano na podstawie: "Pamiętniki " Zygmunt Szczęsny Feliński, Warszawa 2009, s. 543-545




Eleuteria nr 80, 4/2009


początek strony