Małżeństwo jako wisienka na torcie?
Nasza droga do małżeństwa

poprzednia strona

Wywiad z Anną Ruszowską i Arkadiuszem Sosnowskim przeprowadzła mgr Anna Janowska




Jak się poznaliście?
Ania i Arek: Pierwszy raz spotkaliśmy się na studiach na KUL-u. Studiujemy teologię, Ania rok wyżej niż Arek. Spotykaliśmy się też w ramach naszej wspólnoty Ruchu Światło-Życie. Animowaliśmy nawet grupy studenckie na tym samym, ewangelizacyjnym etapie. Jednak zwróciliśmy na siebie uwagę dopiero pod koniec roku akademickiego. Powoli zrozumieliśmy i odkryliśmy, że Pan Bóg przygotowuje nas do bycia razem. Postanowiliśmy wejść razem na tę trudną, ale piękną drogę. Można by pisać na ten temat wiele...Można by opisać dużo gromadzonych pięknych doświadczeń.  Pan Bóg niesamowicie działał, wzbudzając w nas miłość, pomagając poznać siebie i drugą osobę, jak nas uzdrawiał, wyzwalał i uczył być razem.

Piękny początek wspólnej historii. A co było dalej?
Arek: Już przed wakacjami 2008 roku, po wielu rozmowach, podjęliśmy decyzję, że chcemy być razem, wziąć ślub i stworzyć rodzinę. Potrzebowałem dwóch rzeczy- pieniędzy na pierścionek i okazji do oświadczyn. Obie te rzeczy szybko się znalazły. Najpierw wakacyjna praca, a później olśnienie: przecież w październiku jedziemy ze znajomymi ze Wspólnoty na weekend w Bieszczady! Nie miałem wątpliwości, że to będzie właśnie tam. Moja Narzeczona wiedziała, że się jej oświadczę, ale nie wiedziała, kiedy, więc wykorzystałem to, żeby zrobić jej niespodziankę i rozpocząłem przygotowania spisku na dużą skalę. Zaprosiłem za jej plecami naszych przyjaciół, jej rodzeństwo i mamę, z którą potajemnie się spotkałem, żeby omówić szczegóły i poprosić o rękę Ani. Kupiłem pierścionek i dograłem wszystko tak, żeby o niczym nie wiedziała. Wszystko wymagało dużej precyzji.
Ania: Nie podejrzewałam, że to będzie wtedy? Arek skutecznie uśpił moją czujność, nie podejmował tematu ewentualnych oświadczyn, czy w ogóle jakichś konkretnych planów. Ja od kilku miesięcy czekałam na jakieś konkrety.  Oczywiście Mój Drogi dobrze zaplanował sobie wszystko tak, by zaręczyny były dla mnie niespodzianką, na którą czekałam z nadzieją. Jaki był efekt? No cóż… Czułam się absolutnie wyjątkowo! Niesamowite miejsce, które ma dla nas szczególne znaczenie, ludzie ze wspólnoty, z którymi łączą nas ważne więzy, rodzina, przyjaciele. Kiedy uświadomiłam sobie, że oni wszyscy są tam dla mnie, poczułam się właśnie wyjątkowa. Wyjątkowa dla kogoś, kto podjął się trudu, by bez wiedzy o rozmiarze palca kupić w mistrzowskim stylu pierścionek zaręczynowy. Dla kogoś, kto zaangażował bliskich, by w tym dniu byli z nami, dla kogoś kto szczerze i z serca zapragnął, bym była jego żoną. Wszystkie te przygotowania pokazały mi, jak Arkowi na mnie zależy. Miłość Arka i jego troska o mnie pokazują mi wciąż, jak bardzo Bóg mnie ukochał i jak troszczy się o mnie. Po tym, jak z wielką radością zgodziłam się zostać żoną Arka, oddaliśmy samych siebie Panu, uczestnicząc ze wszystkimi świadkami tego pięknego wydarzenia w Eucharystii.

Wszystko to brzmi wspaniale i romantycznie. W dzisiejszych czasach jednak ślub i wesele dla młodych, niepracujących studentów to niemały wyczyn. Jak sobie radzicie?
Ania i Arek. No właśnie. Przyszedł czas na przygotowania do ślubu i wesela. Chcemy wspomnieć, co nas skłoniło do decyzji, żeby wziąć ślub na studiach i w tak - nie ukrywajmy tego - młodym wieku (Arek 22, Ania 24). Po pierwsze i najważniejsze: bardzo się kochamy. Odkryliśmy nasze powołanie do tworzenia razem małżeństwa i rodziny. Baliśmy się, że nie będziemy mieli za co żyć. Nie planujemy pracować przed ukończeniem studiów, żeby to się nie odbiło na jakości naszego studiowania. Jednak po spokojnym policzeniu naszych stypendiów i zarobków z wakacyjnych prac okazało się, że nie jest to problemem. Będzie też nam łatwiej razem studiować, razem dzielić życie studenckie: jego wymagania i przywileje. Poza tym jest to także nasze świadectwo. Nie chcemy nikogo osądzać ani potępiać, jednak wielu naszych znajomych, którzy już długo są ze sobą, nie decyduje się na ślub. Mieszkają razem, nie podejmując ostatecznej decyzji, bo jeszcze nie ma tak wielu rzeczy, które są potrzebne do założenia rodziny… Nie ma pracy, samochodu, mieszkania i wielu innych … Nie chcemy, żeby nasze małżeństwo było „wisienką na torcie”, ukoronowaniem wszystkiego, co zgromadziliśmy. Chcemy wspólnie zdobywać to, co konieczne i niezbędne. Niektórzy znajomi, nawet jeśli nie decydują się na mieszkanie razem, odwlekają moment ślubu, jakby to była jakaś magiczna granica, po przekroczeniu której wszystko się zawali. wierzymy, że to jest sakrament, który nas jeszcze bardziej ze sobą zwiąże i umocni naszą miłość Wierzymy, że tak da się żyć, że nie są to tylko nasze marzenia i że takie życie jest piękne. Do tego też zaprasza nas Pan Bóg, tak odczytujemy Jego wolę.

Wróćmy do przygotowań.
Ania i Arek: Przygotowania do samego wesela są dla nas zdecydowanie prostsze niż te, które prowadzą do zawarcia sakramentalnego związku małżeńskiego. Wiemy, że wykorzystanie tego czasu będzie rzutowało na to, jak będzie wyglądało nasze małżeństwo. Mamy świadomość tego, że etap, na jakim zakończymy nasze narzeczeństwo, będzie etapem, na jakim zaczniemy małżeństwo. To nie będzie cudowny przeskok, dzięki któremu staniemy się aniołami. Oczywiście bardzo dużo się zmieni, ale nie zaczniemy rozumieć się bez słowa nagle, więc teraz chcemy poznać się jak najlepiej, żeby nie być zdziwionym później. Ktoś ostatnio powiedział nam mądre zdanie: „Przed ślubem oczy miej szeroko otwarte, po ślubie lekko przymrużone”. Zaraz po zaręczynach wypisaliśmy sobie na dwóch kartkach nasze postanowienia na czas narzeczeństwa. Wśród nich było rozważanie Słowa Bożego i dzielenie się codziennymi odkryciami, raz w tygodniu, oprócz niedzieli, wspólna Eucharystia, bezwzględny zakaz nocowania razem, unikanie namiętnych pocałunków, zapisanie się na intensywny kurs przedmałżeński. Staramy się także wymyślać nowe rzeczy, których jeszcze razem nie robiliśmy, żeby poznać się w nowych sytuacjach, np. pieczenie ciasta, jeżdżenie na łyżwach lub odwiedzanie znajomych. To takie nasze minimum. Zaczęliśmy również dziewięć miesięcy przed ślubem praktykę pierwszych piątków.

Widzę, że modlitwa jest dla Was naprawdę ważna…
Ania i Arek: Wspólna modlitwa jest dla nas zbawienna. Mamy bardzo głęboką świadomość tego, że bez naszej modlitwy nie byłoby nas. Od pierwszego dnia naszego bycia razem modlimy się za siebie codziennie dziesiątką różańca. Nie musimy nikomu tłumaczyć, że bycie razem nie jest łatwą sprawą. Świat pokazuje zupełnie inne wzorce od tych, którymi chcemy żyć. Siłę do tego wszystkiego odnajdujemy na modlitwie, przez którą Pan Bóg nieustannie uświęca i odnawia nasz związek. Daje nam przy tym dużą porcje radości z naszego narzeczeństwa i poznawania siebie. Jesteśmy mu ogromnie wdzięczni za to niewyczerpane źródło!

A samo wesele?
Ania i Arek: Jest już pewne, że będzie bezalkoholowe. Taki postawiliśmy sobie warunek- bezalkoholowe albo wcale. Nie musieliśmy jednak o to za bardzo walczyć. Nasi rodzice zaakceptowali nasz pomysł, co jest dla nas jednym wielkim cudem! Baliśmy się reakcji naszych rodziców. W naszych domach jest albo był problem z alkoholem.
Arek: Moja mama bała się, że nasza rodzina nie przyjdzie na wesele, na którym nie będzie alkoholu. Po wstępnych oględzinach okazało się, że są bardzo ciekawi takiej formy zabawy. Przyjdą z ciekawości, bo to pierwsze tego typu wesele w mojej rodzinie. Przy okazji planowania wesela pierwszy raz spokojnie rozmawialiśmy o alkoholu, powiedzieliśmy, że go nie chcemy, że widzimy duży problem w naszym środowisku i rodzinie. Mój ojciec jest alkoholikiem. Cały czas był przy tej rozmowie i zaakceptował wszystko. Nawet podsunął nowe pomysły i uciszał moja mamę, gdy mówiła: „Nikt z naszej rodziny nie przyjdzie”. On na to: „To niech nie przychodzi, jego strata, zaproszenie dostanie”. Niesamowita była ta rozmowa. Pierwszy raz tak mocno doświadczyłem owoców Krucjaty Wyzwolenia Człowieka, której jestem członkiem.
Ania: Podpisanie deklaracji Krucjaty nie było dla mnie problemem. Sama nie piłam a moja mama jest abstynentką. Moja abstynencja jest odpowiedzią na problem alkoholowy, który zaistniał w mojej rodzinie. Teraz jednak, po kilku latach widzę, że Pan Bóg przemienia moje myślenie i motywację „niepicia” i pozwala dawać konkretne świadectwo. Dlatego też tak bardzo się cieszę, że mamy szanse do złożenia świadectwa i odwdzięczenia się Panu Bogu w postaci naszego bezalkoholowego wesela.

Wielu młodych trwających w KWC musi się bardzo trudzić, by udało się zorganizować dobrze przygotowane wesele bezalkoholowe…
Ania i Arek: Najpierw przygotowaliśmy mocne argumenty do rozmowy, które okazały się niepotrzebne. Nie mamy zbyt dużo pieniędzy na zorganizowanie wesela, nie było nas stać na lokal. Proboszcz Ani zaproponował nam duży, piękny ośrodek Caritasu. Praktycznie za darmo! Wesele będzie animował wodzirej. Jak się okazało, ciężko o takiego w mniej niż rok przed weselem. Jednak w firmie, która nas interesowała, znalazł się jeden z wolnym terminem.  Wymarzony kamerzysta ma pozajmowane terminy na prawie dwa lata do przodu i akurat miał małą lukę specjalnie dla nas. Ostatnio naszym wpisem zamknęliśmy listę chętnych na warsztatowy kurs przedmałżeński. Pan Bóg poddaje nam wszystko prawie pod sam nos, a my się tym zachwycamy. Piękny czas!

Macie… szczęście?
Ania i Arek: My tylko podjęliśmy decyzję i oddaliśmy Bogu to wszystko, a On sam robi resztę- dosłownie. Oczywiście staramy się, jak tylko możemy, ale bez Jego łaski nic byśmy nie zrobili. Do końca naszego życia będziemy Mu za to wdzięczni!




Eleuteria nr 78, 2/2009


początek strony