Kilka pytań o pracę z DDA w KWC poprzednia strona

mgr Anna Janowska




Praktyczne przesłanki do pracy z DDA na podstawie wiadomosci z Konferencji "Zaburzenia osobowości u Dorosłych Dzieci Alkoholików - diagnoza i psychoterapia"

Gdy przychodzi mi, w związku z aktualnym numerem "Eleuterii", myśleć o młodych, to widzę przed sobą osoby, z którymi mogłam spotkać się tak na drodze serdecznych relacji, jak i na ścieżce zawodowej. Jedni i drudzy chcą kształtować swoją samodzielność, podejmować zadania życiowe, rozwijać się i stawać na własnych nogach. Wszyscy zadają sobie bardzo podobne pytania. Kim jestem? Co jest "moje" a co "cudze"? Dokąd zmierzam i dokąd zmierza świat, w którym żyję? Pytania podobne, ale sposób poszukiwania i tempo znajdowania odpowiedzi bardzo różne. Część młodych przejdzie okres poszukiwań pięknie i dojrzale. Część będzie zmuszona poprosić o pomoc kogoś spoza naturalnego środowiska wsparcia. Z tymi spotkam się za ścianami gabinetu psychologicznego. W trakcie pierwszych rozmów bardzo często wspólnie dochodzimy do wniosku, że rodzina, w której przyszło im wzrastać, utrudnia owo wzrastanie. To często rodzina z przemocą, uzależnieniem, współuzależnieniem. Staję wtedy z pokorą wobec tych młodych dorastających i ich historii. Mam świadomość, że dobra pomoc udzielona teraz może ich uchronić przed rozwinięciem u nich tzw. syndromu DDA. Łatwo powiedzieć, o wiele trudniej wykonać, zwłaszcza, że cechy syndromu rozwijają się niemal przez całe życie, po zaistnieniu konkretnych czynników. Dlatego ważny był dla mnie udział w IV Ogólnopolskiej Konferencji "Zaburzenia osobowości u Dorosłych Dzieci Alkoholików- diagnoza i psychoterapia". Odbyła się ona 27- 29 IV 2009 w Osieczanach. Zorganizowało ją Krakowskie Stowarzyszenie Terapeutów Uzależnień we współpracy z PARPA, Cracovia Kraków i Krakowskim Centrum Terapii Uzależnień.
Najpierw słowo o samym syndromie. Agnieszka Litwa, przewodnicząca Zespołu Ekspertów Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych ds. Pomagania Osobom z Syndromem Dorosłego Dziecka Alkoholika przedstawiła swoją definicję. Według niej, osoby z syndromem DDA, to osoby dorosłe, u których siła zapisu traumatycznych wydarzeń życiowych w rodzinie z problemem uzależnień przekroczyła możliwości zaradcze ich systemu samoobrony, zostawiając trwałe ślady w obrazie siebie i funkcjonowaniu osoby, o cechach złożonego stresu pourazowego, nałożonego na różną konfigurację cech osobowości. W czasie trwania konferencji wiele razy przewijał się pogląd, że syndrom jest jeszcze wciąż mało zbadany. Za jego istnieniem i leczeniem przemawia głównie praktyka terapeutyczna, brakuje rzetelnych metodologicznie badań, które umożliwiłyby umieszczenie syndromu w klasyfikacjach zaburzeń. Niezależnie jednak od akcentów, na jakie zwracają uwagę poszczególni autorzy i praktycy, wszyscy są zgodni w poglądach na to, co stanowi podstawowe źródła syndromu DDA:
a) doznane traumy (ostre i chroniczne),
b) niezaspokojone potrzeby i zaniedbania rozwojowe,
c) zakłócona więź w znaczących relacjach (z rodzicami, opiekunami).

Do zespołu cech DDA należą:
  • problemy z samooceną, zaburzone poczucie własnej wartości;
  • przeżywanie stanu przewlekłego napięcia emocjonalnego (stałe pogotowie emocjonalne), często silnego lęku przed odrzuceniem;
  • trudności w przeżywaniu przyjemności i nadwrażliwość na cierpienie, poczucie bycia nieszczęśliwym;
  • nieumiejętność odprężenia się, odpoczynku;
  • trudności w rozpoznawaniu uczuć, nierzadko "zamrożenie emocjonalne";
  • posiadanie sztywnych, zagrażających schematów myślenia o innych, o sobie, o świecie;
  • wyparcie własnych potrzeb, gotowość do spełniania oczekiwań innych;
  • trudności wchodzenia w bliskie związki z ludźmi;
  • lęk przed nowymi sytuacjami w życiu.
Tyle z teorii. Nie da się nie zauważyć, że syndrom sam w sobie wydaje się być bardzo skomplikowanym, zwłaszcza dla praktyki klinicznej. Konferencja pokazała mi, że trzeba na niego patrzeć bardzo szeroko. Okazuje się bowiem, że często współwystępuje on z dodatkowymi zaburzeniami osobowości, zaciemniając proces diagnozy. I tak, na przykład, okazuje się, że ok. 80 % osób zgłaszających się na terapię uzależnień cierpi właśnie z powodu DDA. Jedni zdają sobie z tego sprawę, inni nie. Jedni nie chcą być jak swoi pijący rodzice, inni są z tego dumni. Zapętlenie relacji w rodzinie pochodzenia utrudnia dochodzenie do zdrowia, do trzeźwości. W związku z tym było dla mnie ważne, że wiele warsztatów na Konferencji zostało poświęconych rodzinie, jej sile destrukcyjnej, ale i leczącej. KWC, jako ruch trzeźwościowy, kojarzy się z "intencją niepicia". Nie mam tu na myśli ogólnej intencji dla wyzwolenia zniewolonych nałogami. Młodzi ludzie niejednokrotnie podejmują abstynencję w ramach KWC, by Bóg "uzdrowił tatusia", "by mamusia była trzeźwa". Gdy weźmiemy pod uwagę specyfikę syndromu DDA i jego kształtowania od najmłodszych lat, sprawa się komplikuje. Trzeba niezwykłej mądrości osób odpowiedzialnych za KWC, by wprowadzały młodych w zdrowe rozumienie ofiary abstynencji. Zbyt często okazuje się (poza wspaniałymi przykładami uzdrowień), że gdy rodzice nie trzeźwieją, młodzi przeżywają dodatkową frustrację, wzmacnia się gniew i niepewność, poczucie braku wsparcia i lęk przed tym, co nastąpi. Trwanie w KWC od strony psychologicznej może być doskonałą metodą wychowawczą, strukturującą i uwewnętrzniającą system wartości. Zawsze jednak musi być połączone z mądrym prowadzeniem, z grupą wsparcia dla osób trwających, w której można pogłębiać własne motywy. Tak nazwie to psycholog. W przełożeniu na konkret Ruchu trzeba odkryć konieczność tworzenia np. parafialnych grup KWC, grup modlitewnych, spotkań na pielgrzymkach i konferencjach. Osoby odpowiedzialne za tego rodzaju spotkania powinny być świadome nie tylko szans, ale i zagrożeń. Taka grupa nie ma być grupą terapeutyczną, zwłaszcza, jeśli nie odpowiada za nią profesjonalista. W grupie tej znajdą się bowiem nie tylko osoby kierowane motywami religijnymi, ale także te, których zaangażowanie wynika z chorobowych cech DDA. W żaden sposób nie chcę tu pomniejszać wartości abstynencji tych drugich. Muszę jednak podkreślić, że jeśli nie zostaną oni dobrze poprowadzeni, może nastąpić nasilenie cech syndromu. Trzeba także zaznaczyć, że u osób DDA często występują tzw. cechy symbiotyczne w osobowości. Osoba taka niejako uzależnia się od innych, na wielu płaszczyznach. Ma problemy z samodzielnym decydowaniem i podejmowaniem odpowiedzialności. Autorytety są niezwykle ważne i od nich uzależniona jest samoocena. W rozumieniu "mnie jako mnie" występuje zlanie z drugą osobą, do tego stopnia, że już prawie nie wiadomo gdzie "ja" się zaczynam, a gdzie kończę. Grupy religijne, jak choćby parafialna grupa KWC są miejscami, gdzie takie osoby wspaniale się odnajdują. Ich zaangażowanie będzie cieszyć animatora, przykładne zachowanie stanie się wzorem dla innych, a nieschodzący z twarzy uśmiech pozyska wiele osób, które staną się po części "mną", dając poczucie bezpieczeństwa. Zewnętrznie: wszystko w porządku, ale proces uzależnienia od innych odwrotny od tendencji rozwojowych postępuje szybko, choć jakby niezauważalnie. Gdy grupa się rozpada, gdy trzeba ją opuścić, wyjechać, przychodzi nam patrzeć na człowieka niby-dorosłego, ale zupełnie niezdolnego do samodzielnego życia. Człowieka "o krok", lub już "z" syndromem DDA. Takie wnioski wyciągam z doświadczenia spotkań psychologicznych. Jako członek KWC widzę jasno, że odpowiedzialnym za Ruch potrzebna jest głęboka formacja. Nie tylko umiejętność poruszania się między parafiami z akcjami profilaktycznymi i modlitewnymi, ale także specyficzne umiejętności interpersonalne. Oczywiście najchętniej widziałabym tu osoby z przynajmniej minimalnymi umiejętnościami psychologicznymi. Jednak, na szczęście, nie wszyscy są psychologami. Zachęcam więc do pogłębiania wiedzy na temat specyfiki funkcjonowania osoby z syndromem DDA. Przyda się także zdolność świadomego dostrzegania własnych problemów, emocji i przede wszystkim motywacji. IV Ogólnopolska Konferencja pokazała, że mamy w kraju coraz więcej specjalistów zajmujących się osobami z syndromem DDA. W związku z tym mały apel do członków KWC. Im więcej wiemy- o sobie, o innych, o konkretnym problemie, tym skuteczniejsi jesteśmy w działaniu. Może więc czas przestać się bać korzystać z pomocy tzw. "profesjonalistów"? Bo czym skorupka za MŁODU nasiąknie…

mgr Anna Janowska, psycholog w trakcie specjalizacji z systemowej terapii rodzin, pracuje z osobami chorymi somatycznie oraz osobami z upośledzeniem umysłowym i ich rodzinami, prowadzi poradnictwo grupowe i indywidualne, zwłaszcza z adolescentami.




Eleuteria nr 78, 2/2009


początek strony