Praktyczne
przesłanki do pracy z DDA na podstawie wiadomosci z Konferencji
"Zaburzenia osobowości u Dorosłych Dzieci Alkoholików - diagnoza i
psychoterapia"
Gdy przychodzi mi, w związku z aktualnym numerem "Eleuterii", myśleć o
młodych, to widzę przed sobą osoby, z którymi mogłam spotkać się tak na
drodze serdecznych relacji, jak i na ścieżce zawodowej. Jedni i drudzy
chcą kształtować swoją samodzielność, podejmować zadania życiowe,
rozwijać się i stawać na własnych nogach. Wszyscy zadają sobie bardzo
podobne pytania. Kim jestem? Co jest "moje" a co "cudze"? Dokąd
zmierzam i dokąd zmierza świat, w którym żyję? Pytania podobne, ale
sposób poszukiwania i tempo znajdowania odpowiedzi bardzo różne. Część
młodych przejdzie okres poszukiwań pięknie i dojrzale. Część będzie
zmuszona poprosić o pomoc kogoś spoza naturalnego środowiska wsparcia.
Z tymi spotkam się za ścianami gabinetu psychologicznego. W trakcie
pierwszych rozmów bardzo często wspólnie dochodzimy do wniosku, że
rodzina, w której przyszło im wzrastać, utrudnia owo wzrastanie. To
często rodzina z przemocą, uzależnieniem, współuzależnieniem. Staję
wtedy z pokorą wobec tych młodych dorastających i ich historii. Mam
świadomość, że dobra pomoc udzielona teraz może ich uchronić przed
rozwinięciem u nich tzw. syndromu DDA. Łatwo powiedzieć, o wiele
trudniej wykonać, zwłaszcza, że cechy syndromu rozwijają się niemal
przez całe życie, po zaistnieniu konkretnych czynników. Dlatego ważny
był dla mnie udział w IV Ogólnopolskiej Konferencji "Zaburzenia
osobowości u Dorosłych Dzieci Alkoholików- diagnoza i psychoterapia".
Odbyła się ona 27- 29 IV 2009 w Osieczanach. Zorganizowało ją
Krakowskie Stowarzyszenie Terapeutów Uzależnień we współpracy z PARPA,
Cracovia Kraków i Krakowskim Centrum Terapii Uzależnień.
Najpierw słowo o samym syndromie. Agnieszka Litwa, przewodnicząca
Zespołu Ekspertów Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów
Alkoholowych ds. Pomagania Osobom z Syndromem Dorosłego Dziecka
Alkoholika przedstawiła swoją definicję. Według niej, osoby z syndromem
DDA, to osoby dorosłe, u których siła zapisu traumatycznych wydarzeń
życiowych w rodzinie z problemem uzależnień przekroczyła możliwości
zaradcze ich systemu samoobrony, zostawiając trwałe ślady w obrazie
siebie i funkcjonowaniu osoby, o cechach złożonego stresu pourazowego,
nałożonego na różną konfigurację cech osobowości. W czasie trwania
konferencji wiele razy przewijał się pogląd, że syndrom jest jeszcze
wciąż mało zbadany. Za jego istnieniem i leczeniem przemawia głównie
praktyka terapeutyczna, brakuje rzetelnych metodologicznie badań, które
umożliwiłyby umieszczenie syndromu w klasyfikacjach zaburzeń.
Niezależnie jednak od akcentów, na jakie zwracają uwagę poszczególni
autorzy i praktycy, wszyscy są zgodni w poglądach na to, co stanowi
podstawowe źródła syndromu DDA:
a) doznane traumy (ostre i chroniczne),
b) niezaspokojone potrzeby i zaniedbania rozwojowe,
c) zakłócona więź w znaczących relacjach (z rodzicami, opiekunami).
Do zespołu cech DDA należą:
- problemy z samooceną, zaburzone poczucie własnej wartości;
- przeżywanie stanu przewlekłego napięcia emocjonalnego (stałe pogotowie emocjonalne), często silnego lęku przed odrzuceniem;
- trudności w przeżywaniu przyjemności i nadwrażliwość na cierpienie, poczucie bycia nieszczęśliwym;
- nieumiejętność odprężenia się, odpoczynku;
- trudności w rozpoznawaniu uczuć, nierzadko "zamrożenie emocjonalne";
- posiadanie sztywnych, zagrażających schematów myślenia o innych, o sobie, o świecie;
- wyparcie własnych potrzeb, gotowość do spełniania oczekiwań innych;
- trudności wchodzenia w bliskie związki z ludźmi;
- lęk przed nowymi sytuacjami w życiu.
Tyle z
teorii. Nie da się nie zauważyć, że syndrom sam w sobie wydaje się być
bardzo skomplikowanym, zwłaszcza dla praktyki klinicznej. Konferencja
pokazała mi, że trzeba na niego patrzeć bardzo szeroko. Okazuje się
bowiem, że często współwystępuje on z dodatkowymi zaburzeniami
osobowości, zaciemniając proces diagnozy. I tak, na przykład, okazuje
się, że ok. 80 % osób zgłaszających się na terapię uzależnień cierpi
właśnie z powodu DDA. Jedni zdają sobie z tego sprawę, inni nie. Jedni
nie chcą być jak swoi pijący rodzice, inni są z tego dumni. Zapętlenie
relacji w rodzinie pochodzenia utrudnia dochodzenie do zdrowia, do
trzeźwości. W związku z tym było dla mnie ważne, że wiele warsztatów na
Konferencji zostało poświęconych rodzinie, jej sile destrukcyjnej, ale
i leczącej. KWC, jako ruch trzeźwościowy, kojarzy się z "intencją
niepicia". Nie mam tu na myśli ogólnej intencji dla wyzwolenia
zniewolonych nałogami. Młodzi ludzie niejednokrotnie podejmują
abstynencję w ramach KWC, by Bóg "uzdrowił tatusia", "by mamusia była
trzeźwa". Gdy weźmiemy pod uwagę specyfikę syndromu DDA i jego
kształtowania od najmłodszych lat, sprawa się komplikuje. Trzeba
niezwykłej mądrości osób odpowiedzialnych za KWC, by wprowadzały
młodych w zdrowe rozumienie ofiary abstynencji. Zbyt często okazuje się
(poza wspaniałymi przykładami uzdrowień), że gdy rodzice nie
trzeźwieją, młodzi przeżywają dodatkową frustrację, wzmacnia się gniew
i niepewność, poczucie braku wsparcia i lęk przed tym, co nastąpi.
Trwanie w KWC od strony psychologicznej może być doskonałą metodą
wychowawczą, strukturującą i uwewnętrzniającą system wartości. Zawsze
jednak musi być połączone z mądrym prowadzeniem, z grupą wsparcia dla
osób trwających, w której można pogłębiać własne motywy. Tak nazwie to
psycholog. W przełożeniu na konkret Ruchu trzeba odkryć konieczność
tworzenia np. parafialnych grup KWC, grup modlitewnych, spotkań na
pielgrzymkach i konferencjach. Osoby odpowiedzialne za tego rodzaju
spotkania powinny być świadome nie tylko szans, ale i zagrożeń. Taka
grupa nie ma być grupą terapeutyczną, zwłaszcza, jeśli nie odpowiada za
nią profesjonalista. W grupie tej znajdą się bowiem nie tylko osoby
kierowane motywami religijnymi, ale także te, których zaangażowanie
wynika z chorobowych cech DDA. W żaden sposób nie chcę tu pomniejszać
wartości abstynencji tych drugich. Muszę jednak podkreślić, że jeśli
nie zostaną oni dobrze poprowadzeni, może nastąpić nasilenie cech
syndromu. Trzeba także zaznaczyć, że u osób DDA często występują tzw.
cechy symbiotyczne w osobowości. Osoba taka niejako uzależnia się od
innych, na wielu płaszczyznach. Ma problemy z samodzielnym decydowaniem
i podejmowaniem odpowiedzialności. Autorytety są niezwykle ważne i od
nich uzależniona jest samoocena. W rozumieniu "mnie jako mnie"
występuje zlanie z drugą osobą, do tego stopnia, że już prawie nie
wiadomo gdzie "ja" się zaczynam, a gdzie kończę. Grupy religijne, jak
choćby parafialna grupa KWC są miejscami, gdzie takie osoby wspaniale
się odnajdują. Ich zaangażowanie będzie cieszyć animatora, przykładne
zachowanie stanie się wzorem dla innych, a nieschodzący z twarzy
uśmiech pozyska wiele osób, które staną się po części "mną", dając
poczucie bezpieczeństwa. Zewnętrznie: wszystko w porządku, ale proces
uzależnienia od innych odwrotny od tendencji rozwojowych postępuje
szybko, choć jakby niezauważalnie. Gdy grupa się rozpada, gdy trzeba ją
opuścić, wyjechać, przychodzi nam patrzeć na człowieka niby-dorosłego,
ale zupełnie niezdolnego do samodzielnego życia. Człowieka "o krok",
lub już "z" syndromem DDA. Takie wnioski wyciągam z doświadczenia
spotkań psychologicznych. Jako członek KWC widzę jasno, że
odpowiedzialnym za Ruch potrzebna jest głęboka formacja. Nie tylko
umiejętność poruszania się między parafiami z akcjami profilaktycznymi
i modlitewnymi, ale także specyficzne umiejętności interpersonalne.
Oczywiście najchętniej widziałabym tu osoby z przynajmniej minimalnymi
umiejętnościami psychologicznymi. Jednak, na szczęście, nie wszyscy są
psychologami. Zachęcam więc do pogłębiania wiedzy na temat specyfiki
funkcjonowania osoby z syndromem DDA. Przyda się także zdolność
świadomego dostrzegania własnych problemów, emocji i przede wszystkim
motywacji. IV Ogólnopolska Konferencja pokazała, że mamy w kraju coraz
więcej specjalistów zajmujących się osobami z syndromem DDA. W związku
z tym mały apel do członków KWC. Im więcej wiemy- o sobie, o innych, o
konkretnym problemie, tym skuteczniejsi jesteśmy w działaniu. Może więc
czas przestać się bać korzystać z pomocy tzw. "profesjonalistów"? Bo
czym skorupka za MŁODU nasiąknie…
mgr Anna Janowska, psycholog w trakcie specjalizacji z
systemowej terapii rodzin, pracuje z osobami chorymi somatycznie oraz
osobami z upośledzeniem umysłowym i ich rodzinami, prowadzi poradnictwo
grupowe i indywidualne, zwłaszcza z adolescentami.
|
|