Wartość abstynencji w rodzinach
Raport badawczy
poprzednia strona

Opracowały: Katarzyna Owczarek i Anna Janowska




W numerze poświęconym dzieciom postanowiliśmy przyjrzeć się bliżej wartości abstynencji w rodzinach. Zestawiliśmy ze sobą wypowiedź dr. Krzysztofa Wojcieszka oraz rodziców i dzieci żyjących stylem życia KWC.

Fazy ustosunkowania się dziecka do alkoholu
Okazuje się, że w toku ludzkiego życia, wielokrotnie zmienia się ustosunkowanie do spraw alkoholowych. Na przykład już bardzo małe dzieci, 2-4 letnie, rozpoczynają pewien proces budowania jakby siatki pojęciowej i pierwocin postawy wobec alkoholu i używek. I okazało się, że już czterolatek ma bardzo dokładnie zbudowaną siatkę pojęć, przestrzeń umysłową, w której mieszczą się bardzo precyzyjnie różne sprawy alkoholowe i używkowe, i że ta przestrzeń kształtuje się wielorako: pod wpływem obserwacji najbliższego otoczenia, pod wpływem analizy zachowań bliskich, ale i otoczenia dalszego i zawartości mediów.
Oznacza to, że czterolatek bardzo precyzyjnie wie, że są pewne napoje dla dorosłych i są inne dla dzieci. Wie, że te napoje dla dorosłych zawierają pewne substancje i ta wiedza jest, jak się okazuje bardzo rozległa. Współcześni praktycy i badacze przywiązują do tej fazy życia ludzkiego ogromne znaczenie profilaktyczne. Mówią wręcz, że to jest obszar szczególnie istotny z punktu widzenia wszystkiego, co dalej w życiu dziecka będzie się odbywało. Jak sobie już dziecko zbuduje obraz spraw związanych z używkami i zaczyna być 5-7-latkiem, to ten obraz wzbogaca się w szczegóły i przyjmuje postać, powiedzmy generalnie, negatywnego ustosunkowania się do używek. Dziecko, które nam się kojarzy z pewną prostolinijnością, prawdą, uzyskuje przekonanie, że alkohol jest «be», czy że narkotyki są niedobre, że palenie jest niezdrowe. Widać to bardzo wyraźnie, kiedy dziecko jest powiedzmy w pierwszej klasie podstawowej i pani od nauczania początkowego prowadzi jakiś rodzaj zajęć profilaktycznych; gdy dziecko się dowie, że jego przypuszczenia są słuszne, utrwali je. Często niesie to do domu i mówi: słuchajcie, ale pani mówiła, że tego się nie robi. I ono to mówi z pełnym przekonaniem instruując dorosłych. I można powiedzieć, że jest takim arcywdzięcznym odbiorcą wszelkich przekazów profilaktycznych. Bo te przekazy są zgodne z tym, co ono samo sobie wypracowało. Kilka lat trwa taki cudowny z punktu widzenia profilaktyka czas, gdy można powiedzieć, że dziecko było idealnym odbiorcą tradycyjnych pogadanek profilaktycznych.
Ale ten czas prawdy, którą dziecko uzyskuje, kończy się i dziecko wchodzi w etap rozstrzygania wątpliwości, które zauważa, np. liczy się z obawą przed ludźmi, których zachowanie się zmienia, np. przed jakimś groźnym panem, który się zatacza i nie wiadomo co zrobi. Jednocześnie obserwuje dodatnie skutki tych zachowań, np. widzi, że stryjek poprawił sobie humor, śpiewał i jeszcze dał 5 zł. na lody, jak był wstawiony. I dziecko oczywiście błyskawicznie zauważa takie rzeczy i mówi tak: może ci dorośli mają jednak jakiś ukryty cel, taki eliksir, który tylko oni znają i tę władzę dorosłych w ten sposób realizują, że coś z tym robią takiego, co jest niedostępne dla dzieci. I bardzo wiele dzieci niestety wchodzi w stan, który specjaliści nazywają okresem pozytywnych oczekiwań co do alkoholu i innych używek. To oznacza, że np. tak jak przedtem było świetnym odbiorcą profilaktyki, tak teraz jest cudownym odbiorcą wszelkiej reklamy pro-alkoholowej, pro-używkowej. Dziecko zaczyna zmieniać swój stosunek do substancji psychoaktywnych z obawy, lęku i ostrożności, przechodząc od zainteresowania, poszukiwania kontaktu, do tej tzw. ciekawości. To nie jest czysta ciekawość poznawcza. Dziecko nie jest badaczem, który naukowo chce zbadać alkohol etylowy. Ono już buduje pozytywne oczekiwania. Znajduje w kulturze wiele przesłanek do tego, żeby to myślenie rozwinąć. Słucha piosenek różnych: «Pije Kuba, do Jakuba ... a kto nie wypije, tego we dwa kije» i myśli sobie: Co? Ja mam być bity ? Nie! Siła tych oczekiwań jest ważnym predyktorem problemów, jakie dziecko potem może mieć z używkami. Innymi słowy, może to być przedmiotem diagnozy pedagogicznej. Pozwala ona przewidzieć, czy będzie zagrożone np. wczesną inicjacją. Im większa skala pozytywnych oczekiwań, tym szybciej do tej inicjacji dojdzie. Zwykle w 60% przypadków dochodzi do niej w domu rodzinnym. Zawsze w domu jest jakaś lepsza okazja do tego, żeby np. coś ściągnąć ze stołu imieninowego. Moglibyśmy powiedzieć, że około 11-12 lat, czasem 13, następuje inicjacja alkoholowa.
Zetknięcie z substancjami bywa różne. Zaskakująco często negatywne, w sensie doznań czysto fizjologicznych. Siła kulturowej presji, którą dziecko już odczuwa na sobie, jest tak znaczna, że opisywane są przypadki, gdzie takie dziecko długo ćwiczy, żeby móc uczestniczyć w pobieraniu substancji wraz z rówieśnikami, np. zaczęło palić, nie bardzo mu te papierosy smakują, mimo to ćwiczy kilka tygodni, żeby się nauczyć. Wypiło, zwymiotowało, ale jeszcze raz podejmuje próbę, żeby móc w "kulturze rozrywkowej" uczestniczyć. Wkłada w to dużo energii, po to właśnie, żeby do zamkniętego kręgu wejść i przeżyć doświadczenie inicjacyjne. Zwróćmy uwagę, że używki w naszej jak też w innych kulturach często pełnią rolę bardzo złożoną, symboliczną, kulturową, religijną nawet. Dużo się na ten temat ostatnio pisze wśród różnych badaczy interdyscyplinarnych. I okazuje się, że dla wielu dzieci jest to po prostu substytut jakichś działań inicjacyjnych. Musimy pamiętać o tym, że w naszej kulturze zanikły czytelne rytuały inicjacyjne. W kulturach pierwotnych, żeby być dojrzałym, np. założyć rodzinę, młody człowiek musiał zdobyć się na kilka ważnych czynów. W różnych kulturach w różnym wieku to następowało, ale niekiedy właśnie 13-14 letni młodzieniec był wzywany do uczynienia pewnych heroicznych rzeczy. Gdy to zrobił, był już po inicjacji. To były przeważnie jakieś przykre i trudne rzeczy. Takie zadania szaman kierował pod adresem aspirantów do dojrzałości, np. trzeba było się wspiąć na drzewo (w Ameryce Południowej) i rozbroić rękoma gniazdo dzikich pszczół. U Aborygenów wybijano zęby, jako znak dojrzałości, u Masajów, żeby się ożenić, trzeba aż zabić dzidą lwa. To są trudne doświadczenia.
Zatem, gdy nasze dziecko angażuje się w zachowanie alkoholowe, w odmienny stan świadomości, to przeżywa to troszkę jak rytuał inicjacyjny. Wypiło, żeby móc właśnie tego "lwa" pokonać. A jeśli na domiar złego doznanie było przyjemne ( a tak jest w większości przypadków), no to zaczyna mówić tak: teraz już wiem, że w wieku lat 6 myliłem się, a w wieku lat 9 się nie myliłem i że po prostu to dorośli ukrywali eliksir, ale teraz ja znam już ich tajemnice. Jestem już w ich kręgu. Mam do "tego" dostęp.

Z rodzicami, poprzez rodziców i poprzez przyszłych rodziców
Bycie dzieckiem oznacza pozostawanie w stałej relacji do rodziców i znaczących dorosłych oraz rodzeństwa. Innymi słowy, już dojrzeliśmy do tego, by rozumieć, że nie da się stosować profilaktyki dziecięcej bez pracy z rodzicami i poprzez rodziców. Programy, które odnotowują skuteczność, mają składową skierowaną do rodziców. Kiedyś było moim marzeniem cofać się tak daleko, żeby już z nastolatkami pracować jako z przyszłymi rodzicami. Byłby to przyszły ideał profilaktyki. Działanie poprzez rodziców jest niekiedy trudne, bo oni nie zawsze chcą modyfikować swoje zachowania ze względu na dzieci, zwłaszcza, że czasami to wymaga wręcz pewnego heroizmu z ich strony.
Dlaczego tak sądzę? Otóż dlatego, że jeszcze dziesięć lat temu, jeśli rodzic był abstynentem, to można było przewidywać, że dziecko raczej też będzie abstynentem. Skąd to się brało? Z mechanizmu modelowania w układzie czynników ryzyka i czynników chroniących. Przykład rodziców jest wiążący i główny. Oczywiście głównie ich zachowanie  jest analizowane przez dziecko. Otóż dziś sytuacja się zmieniła i pogorszyła. W badaniach mokotowskich badano korelację pomiędzy zachowaniami rodziców, a sytuowaniem się dzieci w skrajnych grupach: niepijących i mocno pijących 15-latków. Jeśli rodzice nie pili w ogóle, tak samo liczebna była grupa tych uczniów, którzy sytuowali się wśród mocno pijących, jak i abstynentów. Natomiast wystarczyło już, że rodzic tylko maczał w alkoholu usta parę razy do roku i już słupki wykresu się różniły. To znaczy w grupie mocno pijących już był znacznie wyższy słupek, a malutki był wśród tych, którzy nie pili. I potem przez kolejne kategorie: jak rodzic pił codziennie, to już przewaga tych mocno pijących była ogromna. To znaczy, że jest pewna nieciągłość. Nie wystarczy być umiarkowanym, żeby przekazać umiarkowanie dzieciom. Dlaczego?  Ponieważ występuje trzeci gracz, czynnik marketingu, reklamy.
Krótko mówiąc, obecnie rodzic musi myśleć, oczywiście wychowawca też, o aktywnej profilaktyce. Już nie wystarczy sam dobry przykład. To jest dramatyczna zmiana na niekorzyść. Ona stawia przed rodzicami wręcz heroiczne wymagania. Zastanawiam się cały czas, czy są one realistyczne w związku z tym? Czy można przyjść do rodziców i powiedzieć: czy nie moglibyście nie pić, ze względu na swoje dzieci? Wiemy, jakie to jest trudne; czasem lekarz mówi: musi pani przestać pić i palić w ciąży. I też nie każda kobieta się decyduje na rzucenie palenia. A teraz jakby rodzic usłyszał wezwanie, żeby zrezygnował z lampki szampana na Sylwestra, bo ma małe dzieci i poczekał piętnaście lat, jak będą dojrzałe, to czy on może to wziąć pod uwagę? To jest ważne pytanie, trudne dla profilaktyków.
Pamiętajmy, że pewne zjawiska jak zachodzą spontanicznie, to mogą mieć zaskakujące efekty. Okazuje się, już w latach 30-tych były takie badania, z których wynikało, że np. dzieci abstynentów najczęściej lokują się w skrajnych grupach: wśród abstynentów i wśród ludzi uzależnionych. My jesteśmy w dużym stopniu grupą abstynencką, zatem trzeba znać te badania i wiedzieć, co one oznaczają. W tamtym przypadku interpretowano badania w ten sposób, że byli to rodzice - abstynenci z przymusu fizjologiczno-psychologicznego, np. dzieci alkoholików, które odrzucają picie, które mają bardzo negatywny stosunek do niego, w związku z tym dom był restrykcyjny, bez dostępu do alkoholu, z bardzo negatywną opinią o alkoholu. Dziecko na zasadzie przeciwstawienia się i pewnych genetycznych historii, wchodziło bardzo szybko w chorobę, jeśli później zaczęło się z alkoholem stykać poza rodziną, np. w szkole. I stąd wtedy zdarzały się nawoływania bardziej do umiaru niż do abstynencji. Interpretuję to w ten sposób, że była to abstynencja wymuszona, że nie był to świadomy system, styl życia, tylko coś, co zostało przyjęte jako pewien wypadek, wiązało się z destrukcją, z urazami i nie było w stanie spełnić swojej roli profilaktycznej. Krótko mówiąc, uważam, że abstynencja abstynencji nierówna; że może być taka, która może też być dla rozwoju niektórych ludzi destrukcyjna, czy może być zagrożeniem. I tu musimy być bardzo uważni i mieć to na oku, żeby nie wpaść w jakieś automatyzmy, które się potem zemszczą na nas.
dr Krzysztof Wojcieszek

Zainspirowani tekstem dr. Krzysztofa Wojcieszka postanowiliśmy zapytać osoby będące w KWC o to, jak rozumieją profilaktykę stosowaną przez nich wobec własnych dzieci. Byliśmy ciekawi, jak rodzice abstynenci przeżywają świętowanie sakramentów inicjacji chrześcijańskiej swoich dzieci i jaki ma to na nie wpływ. Pytaliśmy także o to, czy w ich rodzinach rozmawia się o wychowaniu w trzeźwości. Oto, co nam odpowiedzieli:

Na chrzcinach naszej pierwszej dwójki dzieci symbolicznie był alkohol, u następnych nie, gdyż byliśmy już w Krucjacie. I Komunia naszych dzieci była bez alkoholu. Bardzo ważne jest dla nas, aby dzieci od początku widziały, że uroczystości rodzinne szczególnie związane z przyjęciem darów Bożych były godnie i z szacunkiem przeżywane. Mamy nadzieję jako ich rodzice, że pomoże im to w świadczeniu o wierze w okresie ich dojrzewania.
Syn spytał nas, dlaczego u jego kuzynki podczas I Komunii jest alkohol, a nawet był tym widokiem zgorszony. Wytłumaczyliśmy mu, że jego wujek nie ma świadomości, że jest to ważne dla jego dziecka. Widzimy już po naszej najstarszej córce, jak dzieci przenoszą do swoich nowych rodzin zwyczaje panujące w rodzinnym domu. Ważne jest zatem, aby dzieci miały właściwy obraz i gradację wartości, którymi powinna żyć każda rodzina. Nie mamy problemów alkoholowych z dziećmi i możemy jak na razie spać spokojnie, nie martwiąc się w tym temacie o nasze dzieci. Wierzymy jednak że zawdzięczamy to jedynie Bogu.
Choć nie udało się zrobić wesel bezalkoholowych u najstarszych dzieci, to nie było na naszą prośbę wznoszonych toastów; kto chciał, to pił, kto nie to nie; my nie piliśmy i to też było świadectwo dla innych.
Halina i Andrzej

Było potrzebne, by świętowanie uroczystości dzieci mogło naprawdę być ich świętem. Ci, którzy wzięli udział w takim świętowaniu zrobili to dla nich, a nie dla alkoholu. Młodszy syn ma dopiero 16 miesięcy i nie bardzo wie, co to jest ten alkohol. Starszy - dowiedział się w przedszkolu, czym jest piwko i wódeczka. Dla nas samo świętowanie było w obu przypadkach dużo mniej istotne od samej uroczystości i dlatego w rozmowach z synem skupiamy się na liturgii - na szafarzu, na porze udzielania sakramentu, na symbolice. Swoją drogą syn wie, że u nas w domu nie pija się alkoholu i dlatego należałoby z nim porozmawiać, gdyby na chrzcinach było inaczej, ale było normalnie, tzn. bez alkoholu. Kiedyś sam pytał nas o alkohol. Opowiedzieliśmy mu o ryzyku uzależnienia; powiedzieliśmy też, że pościmy w intencji potrzebujących i dlatego sami nie pijemy alkoholu. Wie także, że dla nas ważne są dzieci i nie chcemy, żeby musiały z czymś konkurować. Problem tematów alkoholowych pojawia się na ulicy wobec sytuacji upojenia osób trzecich lub zachowań wskazujących na przedawkowanie. Staramy się na poważnie nazywać rzeczy po imieniu, ale nie dramatyzujemy i nie ubarwiamy. Sam syn chyba czuje, że bez alkoholu jest fajnie. Niestety pojawiają się w zabawie zachowania alkoholowe typu "stukniemy się i napijemy się" albo "piję sobie piwko". Zwracamy wtedy uwagę i raczej negujemy takie wzorce, odnosząc się do przykładu domowego.
Monika i Adam

Wydaje mi się, że dzieci wyczuwają, w jaki sposób rodzice zawiązują wspólnotę z gośćmi przy stole, czy do tego, żeby przyjęcie się udało, potrzebny jest alkohol. Sądzę, że bezalkoholowe chrzciny były potrzebne ze względu na budowanie w dziecku poczucia, że nic mu się złego nie przydarzy ze strony któregoś z imprezujących gości. Kiedyś byliśmy na weselu z dziećmi, gdzie goście sobie "używali", i jedna z pań ledwo się mogła utrzymać w butach na szpilkach. Staraliśmy się wtedy odpowiednio to skomentować. Nasze dzieci wiedzą, że nie pijemy alkoholu, i że na różnych przyjęciach trunków nie używamy. Starsza córka uczestniczyła w chrzcinach młodszego brata i widziała, że także tam alkohol nie był podawany.
Ania i Adam

Wszystkie uroczystości i imprezy w naszym domu są bezalkoholowe. Dzieci o tym wiedzą i nie wyobrażają sobie chyba inaczej.
Gabrysia i Paweł

Jako małżeństwo od kilku lat jesteśmy członkami KWC. To jest wielki dar dla naszej rodziny, a przede wszystkim dla naszych dzieci. Z jednej strony mogą wzrastać w zdrowej atmosferze w domu, a z drugiej - pociągnięte naszym przykładem, mają odwagę powiedzieć "nie!" w odpowiedniej sytuacji wśród rówieśników.
Walentyna i Józef, Ukraina

A jak wygląda przeżywanie abstynencji u młodych wychowanych w rodzinach pielęgnujących ducha wyrzeczenia i ofiary? Zapytaliśmy o to dzieci członków KWC.
 
W sytuacjach, gdy spożywanie alkoholu było postrzegane jako jedyna forma rozrywki podczas wspólnych spotkań, skutecznie wprowadzałam wśród moich rówieśników inne propozycje spędzenia tego czasu, co nie skutkowało pogardą, czy odrzuceniem, lecz wprost przeciwnie - rosnącym szacunkiem i podziwem znajomych. Nie spożywanie alkoholu przez moich rodziców, zachęciło również mnie samą do podjęcia abstynencji. Przykład rodziców pokazał mi, że można być naprawdę w pełni szczęśliwym i radosnym człowiekiem, bez potrzeby korzystania z używki, jaką jest alkohol.
Asia

Traktuję abstynencję rodziców jako wielki dar. To dobrowolne wyrzeczenie umacnia we mnie chęć do dawania świadectwa życia w trzeźwości. Relacje w naszej rodzinie są oparte na wzajemnym szacunku i zaufaniu. Mam poczucie bezpieczeństwa, potrafię bawić się bez alkoholu, zachęcam  innych do takiej postawy. Decyzja rodziców owocuje moim wyborem naśladowania tego stylu życia. Żyjąc w ten sposób czuję się naprawdę wolna. Zauważam też, że życie w abstynencji jest przez większość ludzi podziwiane.
Kinga

Poprzez swoją abstynencję rodzice pokazali mi przede wszystkim wartość postu podjętego w imię miłości. Ich postawa nie negowała alkoholu, bo nie można pościć od rzeczy złej! Pokazali za to, że warto się czegoś wyrzec, jeśli ma to służyć jakiemuś większemu dobru. Moja decyzja o abstynencji jest w znacznej mierze owocem ich decyzji i jestem im za to wdzięczna.
Marysia

- Jak to jest, że dzieci potrafią się bawić bez alkoholu, a dorośli nie? - takie pytanie zadała kiedyś moja koleżanka. Byłam kompletnie zaskoczona. Alkohol + zabawa? Nigdy nie łączyłam tych dwóch rzeczy jako czegoś oczywistego. Pamiętam, że kiedy w dzieciństwie zobaczyłam puszkę piwa u dziadków, zareagowałam wielkim oburzeniem - Jak to?! - Wtedy mama wytłumaczyła mi, że wypicie niewielkiej ilości alkoholu to nie jest nic złego.
U mnie w domu nigdy nie było alkoholu. Gdy rodzice kiedyś dostali wino, używali go jako przyprawy. Kiedy ktoś proponował im wypicie lampki wina, zawsze dziękowali i robią tak do tej pory, nigdy nie wymawiają się prowadzeniem samochodu. Po prostu mówią: - Nie, dziękuję.
Czy to dobrze, że od dzieciństwa nie miałam do czynienia z alkoholem? Dobrze! Cieszę się, że moi rodzice nie piją. Wiem, że nigdy nie wpadną w nałóg, bo należą do KWC. Na pewno ominie mnie koszmar który przechodzą dzieci z rodzin, gdzie zdarzają się pijaństwa. Moi rodzice są żywym świadectwem tego, że wszystkiego można się wyrzec dla Chrystusa, i że można żyć i bawić się bez alkoholu.
Ula

W mojej rodzinie nie było problemu alkoholowego. Jako pierwsza abstynencję przyjęła mama. Zawsze podziwiałam jej odwagę, bo zrobiła to w intencji ludzi uzależnionych, których sporo było w naszej okolicy. Tato nie zawsze ją rozumiał, ale po kilku latach sam złożył taki dar. Dla mnie jest bardzo ważne, że rodzice sami żyją tym, czego mnie uczą. Od kilku lat ja i moje młodsze rodzeństwo jesteśmy w KWC.
Tereska, Ukraina




Eleuteria nr 77, 1/2009


początek strony