Należy działać szybko poprzednia strona

Małgorzata

Bóg dał  mi czas, by złożyć świadectwo ucznia wyzwolonego od lęku. Nigdy nie miałam problemu z alkoholem czy innymi używkami, ale wokół mnie było dużo osób, które same sobie z tym problemem nie radziły. Zależało mi na nich i wiedziałam, że trzeba coś z tym zrobić.
Moja przygoda z Krucjatą Wyzwolenia Człowieka, bo mogę śmiało powiedzieć, że jest to niezwykła przygoda, zaczęła się w lipcu 1999 roku.
Od razu czułam, że jest to ważna sprawa i muszę zrobić pierwszy krok. Swoją kandydacką deklarację złożyłam podczas nabożeństwa Krucjaty. Towarzyszyła mi intencja modlitewna za wujka. To był początek trudnej dla mnie drogi świadczenia o KWC ponieważ moja najbliższa rodzina po dziś dzień nie chce zrozumieć, że wybrałam życie bez alkoholu. Pewnie tak ma być. Stałam się "prorokiem" nieakceptowanym we własnej ojczyźnie, ale czuję się Bożym narzędziem w ręku Pana Miłosiernego.
W czasie nabożeństwa Krucjaty - "Godzina Odpowiedzialności i Misji" w dniu 27 lipca 2002 roku w Krościenku uroczyście złożyłam na Księdze Czynów Wyzwolenia swoją deklarację członkowską. Kiedy daję świadectwo członka KWC, to jest to dla mnie zaszczytem, a radość wypełnia moje serce, bo mogę przy tym wspominać tamtą chwilę. Modlitwa i konkretna intencja umocniły mnie w tym ważnym wyborze.
Nie zawsze z odwagą odpowiadałam na pytanie: dlaczego nie pijesz? Skutecznie mi wychodziło "miganie się" od udzielenia prawdziwej odpowiedzi. Nikt wśród znajomych nie chciał mi tak po prostu uwierzyć, że ja się świetnie bawię bez "wspomagaczy". Do czasu..., jak to mówią wścibscy.
Okazja goniła okazję i moje dorastanie do dawania przykładu "życia wolnej dziewczyny" było z dnia na dzień coraz wyraźniejsze.
I tak każda dyskoteka, prywatka, potem niezapomniany bal maturalny, na którym byłam jedyną panienką trzymającą w ręku różę zamiast szampana. Pamiętam jak dziś, że o szóstej nad ranem parkiet był tylko dla mnie i mojego partnera. Myślę, że warto dla takich wspomnień pozostać trzeźwym.
Nowym rozdziałem mojej młodości stały się studia w Lublinie i trzy lata spędzone w akademiku. Mieszkałam z różnymi osobami i nie raz brałam udział w imprezkach dobrze zaopatrzonych we wszelkiego rodzaju napoje procentowe. Z roku na rok było "ciekawiej", bo i starsze towarzystwo i bardziej "pojemne". Nie wyobrażałam sobie wcześniej, do jakiego stanu mogą się doprowadzić młodzi ludzie, którzy, jak sami się zarzekają, chcą tylko dobrej zabawy. To są same złudzenia! Tracą orientację i przestają już liczyć swoją kolejkę po następnego "browca" czy "kielonka".
Na trzecim roku mieszkałam w jednym pokoju z dwiema dziewczynami, które na moich oczach uzależniły się od alkoholu. Pewnie do dzisiaj nie zdają sobie z tego sprawy. Raz przy obiedzie jedna z nich zadała takie pytanie: to co dzisiaj pijemy, Karpackie czy Żytnią? Ode mnie oczekiwały tylko sprzątania butelek spod stołu czy doprowadzania ich do właściwego stanu.
Bogu jestem wdzięczna za te wszystkie sytuacje, w których mogłam powiedzieć - NIE i wywołać zastanowienie innych, skąd bierze się we mnie taka postawa. To właśnie na studiach wyzwoliłam się z lęku, bo widziałam, że tutaj nie ma już czasu na przelewki.
Należy działać szybko! Działać ze względu na tych, którzy potrzebują wyciągniętej do nich dłoni. Nieraz dużo czasu upłynie, zanim ją chwycą mocno, ale gdy już nadejdzie ta chwila, to nastąpi zwycięstwo.
Pan Bóg zabrał mnie z tego "gniazda pijaństwa i rozpusty", gdyż od czwartego roku zamieszkałam na stancji. Moja dobrowolna abstynencja się nie kończy i za każde TAK na dobro, Bogu niech będą dzięki!
Na koniec mówię Tobie, który czekasz na chwilę niesienia pomocy tym, którzy już sami sobie pomóc nie mogą: Nie lękaj się!  Bóg sam wystarczy!

Eleuteria nr 72, 4/2007

początek strony