Być
dojrzałym człowiekiem to być kimś świadomym i wolnym. Brak świadomości
i wolności uniemożliwia człowiekowi rozwijanie jego możliwości i
osiągnięcie satysfakcji.
Wstęp
Zarówno świadomość, jak i wolność nie rozwijają się w
sposób spontaniczny. Podlegają rozlicznym zagrożeniom. Człowiek
może bowiem używać swojej zdolności myślenia w błędny sposób.
Może też w błędny sposób korzystać z wolności. W tej sytuacji
istotą wychowania jest praca nad świadomością i wolnością wychowanka.
Wychowanie to pomaganie wychowankowi, by coraz lepiej rozumiał siebie i
innych ludzi oraz by coraz dojrzalej kochał siebie i innych. By zatem
nie żył w świecie fikcji czy nienawiści, lecz w świecie prawdy i
miłości. Ktoś, kto świetnie myśli, ale nie kocha, będzie cyniczny.
Ktoś, kto chce szczerze kochać, ale nie potrafi dojrzale myśleć, będzie
naiwny.
Kształtowanie dojrzałego myślenia i dojrzałej wolności to zatem
najważniejsze, a jednocześnie najtrudniejsze zadania wychowawcze.
Wychowankowie mają bowiem spontaniczną tendencję, by używać zdolności
myślenia po to, aby uciekać od świata faktów w świat
subiektywnych fikcji, oraz używać wolności po to, by czynić to, co
wygodne, a nie to, co wartościowsze i dojrzalsze. Każdy wychowawca
powinien postawić sobie pytanie: w jaki sposób pomóc
wychowankowi, by dojrzale myślał, czyli dojrzale korzystał ze
świadomości, oraz by dojrzale kochał, czyli dojrzale korzystał z
wolności? Przypatrzmy się obu tym zagadnieniom.
Wychowanie umysłu
Podstawowym zadaniem wychowawczym jest formowanie u wychowanków
precyzyjnego, realistycznego myślenia. Jest to ważne z tego powodu, że
od sposobu myślenia zależy sposób postępowania danego
wychowanka. Człowiek nie zawsze potrafi postępować zgodnie z tym, co
zrozumiał, że jest słuszne i dojrzałe. Gdy jednak jego sposób
myślenia o sobie i o własnym postępowaniu jest błędny, wtedy pozbawia
się szans, by żyć w sposób dojrzały i szczęśliwy. W
sposób obrazowy można powiedzieć, iż każdy człowiek posiada
jakby dwa niezależne mózgi, które umożliwiają
posługiwanie się dwoma zupełnie odmiennymi strategiami myślenia. Z
jednej strony mamy zdolność myślenia logicznego, precyzyjnego,
naukowego. Potrafimy obiektywnie obserwować i analizować rzeczywistość,
opisywać fakty, wyciągać prawidłowe wnioski z określonych doświadczeń.
Z drugiej strony potrafimy być bardzo nielogiczni. Potrafimy "myśleć" w
sposób magiczny, zaburzony, emocjonalny, życzeniowy, naiwny.
Czasem "rozumujemy" w sposób wręcz śmieszny lub absurdalny.
Okazuje się, że myśleniem pierwszego typu, a więc myśleniem logicznym i
precyzyjnym (nazwijmy je myśleniem typu "A"), posługujemy się z reguły
wtedy, gdy myślimy o innych ludziach albo o otaczającym nas świecie.
Innymi słowy wtedy, gdy gromadzimy informacje na temat zjawisk,
osób czy wydarzeń, które nie mają bezpośredniego związku
z naszym życiem i postępowaniem, jesteśmy zwykle obiektywnymi i
precyzyjnymi obserwatorami. Kiedy natomiast myślimy o rzeczach,
zjawiskach, sytuacjach czy osobach, które mają bezpośredni
związek z nami samymi, z naszą sytuacją życiową czy z naszym
postępowaniem, to często tracimy logikę i precyzję myślenia, ulegając
myśleniu zaburzonemu i wprowadzającemu w błąd (nazwijmy je myśleniem
typu "B").
W czasie osobistej rozmowy spytałem pewnego ucznia ze szkoły średniej o
przyczyny ocen niedostatecznych jego kolegi. Odpowiedział mi w
sposób logiczny i obiektywny: "Mój kolega ma złe oceny,
gdyż się nie uczy, wagaruje, lekceważy nauczycieli" (myślenie typu
"A"). Następnie spytałem tego samego chłopca o powody jego własnych
ocen niedostatecznych. Wtedy usłyszałem zupełnie inną odpowiedź: "W
moim przypadku sprawa wygląda inaczej. Mam złe stopnie, gdyż miałem
pecha na klasówce, zginęły mi niektóre kartki z
podręcznika, a nauczyciele oceniają mnie w sposób
niesprawiedliwy" (myślenie typu "B").
Manipulowanie własnym myśleniem i oszukiwanie samego siebie nie jest
zjawiskiem przypadkowym. Zwykle jego celem jest próba
usprawiedliwiania własnych błędów. Łatwo zauważyć, że im
bardziej błądzi dana osoba, tym większe ma tendencje, by manipulować
własnym myśleniem, by oszukiwać samą siebie, by uciekać od świata
faktów oraz od obiektywnej prawdy. Kryzys życia prowadzi zatem
do kryzysu myślenia. A kryzys myślenia może przybierać zupełnie
chorobliwie rozmiary, gdyż człowiek posiada całkowitą władzę nad
własnym myśleniem: może sobie wmówić wszystko to, w co z
jakiegoś względu chce uwierzyć albo co chce przyjąć za swoją "prawdę".
W oszukiwaniu samego siebie nie ma zatem granic. Sposób myślenia
o wszystkim, co nie dotyczy bezpośrednio danej osoby, zależy
głównie od ilorazu inteligencji. Natomiast sposób
myślenia o własnym życiu i postępowaniu zależy przede wszystkim
od historii, od sposobu wychowania oraz od aktualnej sytuacji życiowej
danego człowieka. Im bardziej bowiem zaburzone i pogmatwane jest życie
danego wychowanka, tym bardziej zaburzone i pogmatwane okazuje się jego
myślenie na temat samego siebie oraz na temat własnej sytuacji
życiowej.
Zaburzone rozumowanie wynika z potrzeby zachowania zgodności między
myśleniem a postępowaniem. Jeśli postępujemy wbrew naszym przekonaniom,
to pojawia się zjawisko dysonansu kognitywnego, czyli rozdźwięku między
naszymi przekonaniami a zachowaniami. Dysonans kognitywny jest bolesny
i niepokojący dla każdego człowieka. Z tego powodu zmusza go do
wybrania jednego z dwu możliwych sposobów przezwyciężenia tej
frustrującej sytuacji: dany człowiek może dostosować postępowanie do
myślenia, albo też dostosować myślenie do sposobów własnego
postępowania. Ponieważ znacznie łatwiej jest zmienić myślenie niż
postępowanie, więc wielu ludzi wkracza na drogę oszukiwania samych
siebie, a przez to na drogę utraty kontaktu z rzeczywistością, byle
tylko nie uznać faktu, że powinni oni zmienić własne postępowanie.
Przykładem drastycznym takiej sytuacji są sposoby myślenia typowe dla
osób uzależnionych od alkoholu. Gdyby uznały one fakt, że
straciły kontrolę nad alkoholem, to powinny podjąć decyzję o całkowitej
abstynencji do końca życia. Ponieważ wytrwanie w abstynencji jest
trudne, gdyż wymaga przezwyciężenia mechanizmów choroby
alkoholowej oraz gruntownej przemiany życia, więc łatwiej wtedy o
dostosowanie myślenia do błędnego postępowania. W przypadku alkoholizmu
mamy do czynienia z systemem iluzji i zaprzeczeń. Oznacza to sytuację,
w której dany alkoholik łudzi się, że nie ma problemu z
alkoholem oraz zaprzecza najbardziej nawet bolesnym konsekwencjom
sięgania po alkohol.
W oparciu o powyższy przykład łatwo uświadomić sobie powód, dla
którego dany człowiek manipuluje własnym myśleniem oraz oszukuje
samego siebie. Powodem tym jest próba usprawiedliwiania własnych
błędów oraz unikanie sytuacji, w której ktoś musiałby
postawić sobie trudne wymagania albo zmienić dotychczasowe
postępowanie. Tego typu błędne, obronne myślenie na temat samego siebie
i własnego postępowania powoduje, że dany człowiek błądzi coraz
bardziej i przestaje odróżniać zachowania, które go
rozwijają od zachowań, które go krzywdzą czy wręcz niszczą.
Wchodzi wtedy do swego rodzaju psychicznego więzienia i stopniowo traci
kontakt z otaczającą go rzeczywistością.
Najgroźniejszą iluzją, jakiej może ulec wychowanek, jest przekonanie,
że istnieje łatwe szczęście: bez wysiłku, bez dyscypliny, bez
respektowania obiektywnych wartości, bez korzystania z pomocy
rodziców i innych wychowawców, bez przyjaźni z Bogiem,
bez kierowania się Jego przykazaniami, bez respektowania głosu własnego
sumienia. Tymczasem gdyby istniało łatwe szczęście, to wszyscy ludzie
byliby szczęśliwi. Nie byłoby ani jednego człowieka uzależnionego,
chorego psychicznie, załamanego, przeżywającego stany
samobójcze. To bowiem, co jest łatwe (np. zdolność spożywania
pokarmów czy poruszania się), osiągają wszyscy. Obiektywna
analiza ludzkiej rzeczywistości prowadzi do oczywistego wniosku, że
człowiek stoi w obliczu wyboru między trudnym szczęściem, a łatwym
nieszczęściem. Część wychowanków ucieka jednak od tej prawdy po
to, by nie stawiać sobie wymagań. Wtedy jednak wchodzą na drogę
szybkiego nieszczęścia.
Ucieczka od faktów w świat naiwnej subiektywności jest syndromem
naszej cywilizacji. Nawet niektórzy naukowcy przestali badać
obiektywną rzeczywistość i zajęli się jedynie subiektywnymi
przekonaniami określonych osób czy grup społecznych.
Symptomatycznym dla mnie przykładem w tym względzie jest to, co
obserwuję, gdy uczestniczę w sympozjach na temat profilaktyki i terapii
uzależnień. Już kilka razy zdarzyło mi się słyszeć z ust poważnych
autorytetów w tej dziedzinie, że z ich badań wynika, iż dzieci i
młodzież sięgają po alkohol z... czystej ciekawości, dla podkreślenia
niezależności czy dla lepszej integracji z rówieśnikami.
Tymczasem jedyne, co naprawdę z takich badań wynika, to stwierdzenie,
że tego typu badacze nie odróżniają obiektywnych faktów
od subiektywnych deklaracji! Po alkohol sięgają ci młodzi,
którzy nie radzą sobie z życiem, z emocjami, którzy chcą
o czymś zapomnieć lub pragną "poprawić" sobie nastrój nie
poprawiając własnego postępowania. W takich sytuacjach subiektywnie są
przekonani, że sięgają po alkohol, czy inne substancje uzależniające,
jedynie z czystej ciekawości, albo po to, by być bardziej akceptowanymi
przez rówieśników. Nie jest jednak przypadkiem, że takich
młodych ciekawi alkohol, a nie np. matematyka, geografia czy poezja.
Nie jest też przypadkiem, że szukają oni akceptacji u
rówieśników, którzy sięgają po alkohol, a nie u
tych, którzy są abstynentami i którzy nie wyrządzają
sobie krzywdy.
Podobne trendy widzimy w psychologii i pedagogice. Okazuje się, że
najbardziej modne są te kierunki psycho-pedagogiczne, które
promują zaburzone myślenie! Typową ilustracją jest popularna także w
Polsce książka G. Jampolskiego i D. Cirincione pt. "Miłość" (Warszawa
1994). Autorzy twierdzą, że "niesympatyczny sąsiad, nieuprzejmy
sprzedawca, kierowca autobusu, który nie chciał poczekać,
ukochana osoba, która nas odrzuciła - wszyscy ci ludzie mogą
wydawać się źródłem naszej ogromnej złości czy bólu. A
jednak żaden z nich nie jest prawdziwą przyczyną tego, że czujemy się
zranieni. To nie ludzie czy sytuacje, w jakich się znaleźliśmy,
wywołują frustrację, lęk, rozczarowanie czy irytację. To nasze myśli i
postawy, związane z tymi osobami czy sytuacjami, stanowią przyczynę.
(...) Jeszcze raz przypominamy, że to nie ludzie czy zdarzenia są
powodem twojego zdenerwowania i oburzenia - ranią cię jedynie własne
myśli i postawy" (s. 147-148). Czasami spotykamy w tym kontekście
stwierdzenia, które są wręcz absurdalne. Przykładem może tu być
następująca zasada lansowana przez psychologów
humanistów: "Nic poza moimi myślami nie może mnie skrzywdzić"
(G. Jampolski, Leczenie uzależnionego umysłu, Warszawa 1992, s. 192).
To już jest zupełnie bezkrytyczne powielanie buddyzmu, który
zakłada, że wszystko zależy od naszego sposobu myślenia.
Co w tej sytuacji czynić? Trzeba najpierw precyzyjnie określić cel
wychowania w sferze intelektualnej. Celem tym jest pomaganie
wychowankowi, by myślał o sobie w sposób całościowy i
realistyczny. Wychowanek ma bowiem spontaniczną tendencję, by widzieć i
rozumieć samego siebie w sposób iluzoryczny lub jednostronny, by
tworzyć miłe iluzje na własny temat, by żyć w świecie subiektywnych
fikcji zamiast w świecie obiektywnych faktów. Rozumienie
całościowe oznacza, że wychowanek nie zawęża rozumienia samego siebie
do niektórych jedynie wymiarów ludzkiej rzeczywistości
(np. cielesność czy emocjonalność) lecz uwzględnia całe bogactwo
ludzkiej natury (sfera fizyczna, psychiczna, moralna, duchowa,
religijna, społeczna.). Jednocześnie ma świadomość, że tylko życie w
prawdzie i miłości, czyli w prawdziwej miłości, jest drogą satysfakcji.
Z kolei rozumienie realistyczne oznacza, że wychowanek stopniowo
staje się coraz bardziej świadomy, że być człowiekiem, to być kimś
zagrożonym wewnętrznymi słabościami oraz zewnętrznymi naciskami.
Poczucie realizmu sprawia, że wychowanek zdaje sobie sprawę, iż
łatwiej jest mu czynić zło, którego nie chce niż dobro,
którego pragnie. Rozumie, że w tej sytuacji potrzebuje wsparcia
ze strony ludzi i Boga, że potrzebuje wewnętrznej dyscypliny,
czujności, dojrzałej hierarchii wartości.
Drugi cel formacji intelektualnej to pomaganie wychowankowi, by
rozumiał, że nie może odłączyć swoich zachowań od ich naturalnych
konsekwencji. Jeśli nie chce być alkoholikiem, to w wieku rozwojowym
nie powinien sięgać po piwo czy inne napoje alkoholowe. Jeśli nie chce
mieć złych stopni w szkole, to musi się solidnie uczyć. Jeśli nie chce
być chorym na AIDS, to musi uczyć się życia w czystości i wierności
małżeńskiej. Jeśli nie chce cierpieć, to nie powinien czynić niczego,
co wyrządza krzywdę jemu samemu lub innym ludziom. Jeśli chce być
szczęśliwym, to powinien kierować się miłością i prawdą, to powinien
respektować ludzką naturę i własne powołanie. W przeciwnym wypadku nikt
i nic nie uchroni go od kryzysu życia oraz od cierpienia: ani
substancje chemiczne (np. alkohol czy narkotyk), ani rzeczy, ani
pieniądze, ani ludzie.
Warunkiem pierwszym osiągnięcia powyższych celów jest świadomość
ze strony wychowawcy, iż znacznie łatwiej wprowadzić wychowanka w błąd,
niż uczyć go realistycznego myślenia na temat natury człowieka oraz na
temat sensu ludzkiego życia. Wprowadzanie dzieci i młodzieży w błąd
polega bowiem najczęściej na sugerowaniu im przekonań typu: w świecie
ludzi nie istnieją żadne fakty ani obiektywne prawdy; w świecie ludzi
tylko subiektywność jest obiektywna; każde zachowanie człowieka jest
jednakowo dobre i należy je tolerować; ludzie mogą kierować się
subiektywnymi przekonaniami i w dowolny sposób ustalać
sobie hierarchię wartości; należy czynić to, co łatwe, spontaniczne,
miłe, wygodne; można robić to, co się chce; człowiek żyje po to, by być
w dobrym nastroju; rozwój człowieka jest spontaniczny. Inne
modne obecnie przejawy manipulowania wychowankami i wprowadzania ich w
świat niebezpiecznych złudzeń, to mówienie im o prawach ucznia
bez mówienia o obowiązkach, to ideologiczne slogany o wychowaniu
bez stresów, o szkole bez stopni, o seksualności bez miłości i
odpowiedzialności, o rodzicach i nauczycielach bez władzy wychowawczej.
W obliczu tego typu irracjonalnych twierdzeń czy ideologicznych
manipulacji młodzi okazują się często bezkrytyczni. Gdy na przykład
ktoś z dorosłych mówi wychowankom, że zachowania seksualne to
zupełnie prywatna sprawa danego człowieka, a ukrywa przed nimi fakt, że
seksualnością można aż tak bardzo skrzywdzić siebie i innych, że
podlega ona nie tylko ocenie moralnej, ale także kodeksowi karnemu, to
młodzi rzadko zauważają tego typu ucieczkę od prawdy. Natomiast każdy
wychowawca, który mówi wychowankom prawdę o człowieku i o
ludzkim życiu, staje się dla wielu z nich znakiem sprzeciwu. Odsłania
bowiem prawdę, która nie tylko wyzwala, ale która stawia
jasne wymagania, a czasem niepokoi. Wychowankowie stają się wtedy
bardzo krytyczni. Szukają wyjątków. Wymyślają nierealne lub
skrajne przypadki, które nie odnoszą się do ich życia.
Selekcjonują i interpretują wydarzenia. A wszystko po to, by uciekać od
prawdy, by podważać oczywiste fakty i podstawowe normy moralne. Stają
się przez to bardzo wymagającymi rozmówcami dla
wszystkich, którzy chcą ich uwolnić od iluzji i wprowadzać
w świat prawdy o człowieku.
Warunkiem drugim wychowania umysłu jest precyzja języka i
argumentów, jakimi posługują się wychowawcy. Popatrzmy na kilka
przykładów. Gdy młodzi pytają mnie o to, co ja uważam na temat
określonych zachowań, to odpowiadam, że nie będę mówił o moich
przekonaniach, gdyż decydującym argumentem nie są ani moje, ani ich
przekonania, lecz analiza obiektywnych faktów, odnoszących się
do człowieka i do ludzkiego życia. Moim zadaniem jest pomagać, by
wychowanek rozumował w następujący sposób: "nie kieruję się
moimi subiektywnymi przekonaniami, gdyż widzę, że wielu ludzi, dla
których najważniejszym argumentem są ich własne przekonania,
wprowadza samych siebie w błąd i wyrządza sobie krzywdę. Dlatego
postanawiam używać mojego umysłu nie w sposób naiwny lecz
inteligentny, czyli po to, by obserwować życie innych ludzi i moje
własne oraz by wyciągać wnioski z tych obserwacji. Wtedy mam szansę
czynić to, co rzeczywiście służy memu rozwojowi i szczęściu". Zadaniem
wychowawców jest zatem pomaganie dzieciom i młodzieży, by
konfrontowali swoje subiektywne przekonania z obiektywną
rzeczywistością i z naturalnymi konsekwencjami danego sposobu
postępowania. Wychowankowie uczą się wtedy wyciągania wniosków z
błędów, które oni sami popełnili, czy które
popełnili inni ludzie.
A oto inny przykład. Często słyszę od wychowanków, że według
nich piwo nie jest alkoholem i że nie powoduje ono uzależnień. Aby dać
im szansę na wyzwolenie się z tego typu niebezpiecznych iluzji, podaję
wtedy oczywiste fakty. Tłumaczę, że w piwie jest kilka procent
dokładnie takiego samego alkoholu, jak w wódce czy spirytusie.
Kufel piwa działa dokładnie tak samo jak lampka wina czy kieliszek
wódki. W Niemczech jest około dwóch milionów
alkoholików, z których większość pije wyłącznie piwo. W
Stanach Zjednoczonych jest zakazana sprzedaż piwa osobom poniżej 21.
roku życia, gdyż badania wykazały, że jeśli ktoś zaczyna sięgać po piwo
czy inne napoje alkoholowe po skończeniu 21. roku życia, to ma cztery
razy większą szansę, że nie zostanie alkoholikiem, niż wtedy, gdy
zaczyna inicjację alkoholową w wieku 18 lat. Gdy ktoś sięga po piwo czy
inne napoje alkoholowe przed skończeniem 18. roku życia, to może stać
się alkoholikiem już po kilku miesiącach. Na koniec pomagam młodym, by
uświadomili sobie, że w ich otoczeniu są chłopcy i dziewczęta,
którzy już są alkoholikami. W tego typu rozmowach wychowawca
powinien pamiętać, że wychowankom łatwiej jest w obiektywny i logiczny
sposób obserwować i oceniać życie innych ludzi niż własną
sytuację czy własne postępowanie.
Niektórzy chłopcy i dziewczęta w wieku 14-16 lat w rozmowie ze
mną stwierdzają, że chcą w przyszłości założyć rodzinę, ale uważają, że
małżeństwo wcale nie musi być nierozerwalne. Kiedy w ich przyszłym
życiu małżeńskim pojawią się jakieś trudności, wtedy mogą po prostu
wziąć rozwód. W obliczu takiego rozumowania stawiam wychowankom
bardzo proste pytanie: a więc nie mielibyście nic przeciwko temu, gdyby
jutro wasi rodzice powiedzieli wam, że się rozwodzą? Ogromna większość
młodych przyznaje wtedy, że byłby to dla nich wielki dramat i że nie
chcą nawet dopuszczać myśli o rozwodzie swoich rodziców.
Stwierdzają też, że muszą się jeszcze zastanowić nad swymi
dotychczasowymi poglądami na temat nierozerwalności małżeństwa. W tego
typu przypadkach skuteczna okazuje się zatem metoda wychowawcza,
która polega na odniesieniu błędnego rozumowania
wychowanków do osób trzecich, a nie do ich własnego
życia. Łatwiej wtedy przychodzi wychowankom zachowanie emocjonalnej
równowagi w dyskusji, przyjęcie racjonalnych argumentów
drugiej strony oraz krytyczne zastanowienie się nad własnymi
przekonaniami.
Kolejny przykład błędnego myślenia to przekonanie sporej grupy młodych
ludzi, że do zawarcia szczęśliwego małżeństwa wystarczy to, iż ona i on
się kochają. Tymczasem sama miłość tu nie wystarczy! Sama miłość może
wystarczyć do zbudowania więzi przyjaźni. Założenie małżeństwa i
rodziny wymaga jednak czegoś więcej. Wymaga dojrzałej osobowości.
Wymaga wewnętrznej wolności i odpowiedzialności. Wymaga szlachetnego
charakteru i wrażliwości moralnej. Wymaga nabycia określonych
umiejętności potrzebnych w życiu rodzinnym, zawodowym i społecznym.
Wymaga zdolności do utrzymania rodziny oraz do odpowiedzialnego
wychowania własnych dzieci. Można być przyjacielem człowieka chorego
psychicznie, albo alkoholika czy narkomana, który nadal sięga po
substancje uzależniające. Nie można jednak kogoś znajdującego się w
takiej sytuacji wybrać na współmałżonka i rodzica swoich dzieci,
bo dopóki dana osoba trwa w takim stanie, dopóty nie może
dojrzale wypełnić obowiązków małżeńskich i rodzicielskich. Nawet
jeśli kocha bardzo szczerze. Przytoczenie tak oczywistych
argumentów stwarza wychowankom szansę na uwolnienie się z
iluzji, że sama miłość wystarczy do zawarcia trwałego i szczęśliwego
małżeństwa.
Wychowanie do miłości
Zdobycie wiedzy o sobie i świecie zewnętrznym nie wystarczy, aby
wychowanek mądrze pokierował swoim życiem. Konieczne jest także to, by
nauczył się kochać. Życie poza miłością - w obojętności, osamotnieniu,
krzywdzie, agresji czy nienawiści - blokuje bowiem rozwój
wychowanka oraz uniemożliwia mu zbudowanie pozytywnych więzi z Bogiem,
z samym sobą i z drugim człowiekiem. Uczenie się miłości nie jest
procesem spontanicznym ani łatwym. Miłość jest bowiem najtrudniejszym
ze wszystkich sposobów korzystania z wolności. Stawia największe
wymagania. Z tego względu uczenie się dojrzałej miłości nie może
nastąpić nagle czy bez wysiłku. Obejmuje konkretne fazy rozwoju. Faza
pierwsza to więź emocjonalna dziecka z rodzicami. Faza druga to
zakochanie, które oznacza intensywne zauroczenie emocjonalne w
drugiej osobie. Początkom zakochania towarzyszą na ogół bardzo
radosne przeżycia i doświadczenia. Oto on czy ona czują się coraz
lepiej w obecności tej drugiej osoby. Chcą o tej drugiej osobie coraz
więcej wiedzieć i pragną z nią coraz dłużej przebywać. Gdy zakochanie
osiąga szczyt zauroczenia emocjonalnego, wtedy osoba zakochana czuje
się ogromnie szczęśliwa. Z czasem jednak zakochanie odsłania inne,
bolesne oblicze, które rzadziej ukazywane jest na ekranach kin
czy w czasopismach dla młodzieży. Zakochani przeżywają pierwsze
nieporozumienia i rozczarowania. Pojawiają się wzajemne pretensje i
emocjonalne zranienia. Zakochany ma coraz większą świadomość, że ta
druga osoba wcale nie jest absolutnym ideałem i samą doskonałością.
Następują sprzeczki, łzy i myśli o rozstaniu. Pojawia się zazdrość,
która okazuje się nieodłącznym elementem tej fazy zakochania.
Zazdrość ta okazuje się wyjątkowo bolesna. W ten sposób odsłania
się analogia między zakochaniem a przywiązaniem dziecka do
rodziców. Ono także chce mieć swoich rodziców tylko dla
siebie i staje się zazdrosne o każde ich słowo czy gest skierowany do
kogokolwiek innego.
Pod wpływem towarzyszącego zazdrości cierpienia, zakochany uświadamia
sobie stopniowo, że nie może w tym stanie pozostać do końca życia. W
ten sposób zakochanie staje się drugą, obok więzi dziecka z
rodzicami, ważną lekcją życia. Młody człowiek odkrywa, że pomylił się
sądząc, iż jest już całkiem dorosły i niezależny. Jego rosnąca
niezależność emocjonalna od rodziców okazała się raczej
pokonaniem pewnego etapu zależności, niż osiągnięciem całkowitej
niezależności. Cierpienie, którego doznał w drugiej fazie
zakochania, pozwala mu odkryć tę prawdę, która znajdowała się
poza jego zasięgiem, gdy był jeszcze dzieckiem i gdy stopniowo
uniezależniał się od swoich rodziców. Prawdę, że więzi oparte na
silnej potrzebie emocjonalnej lub na zauroczeniu emocjonalnym nie
przyniosą mu nigdy pełnego szczęścia, że takie więzi będą go ciągle na
nowo niepokoiły i utrudniały uczenie się dojrzałej miłości. Przeżycie
zakochania pozwala na wyciągnięcie wniosku, że człowiek tęskni za
miłością, która jest czymś więcej niż uczuciem czy fascynacją
emocjonalną.
Zadaniem wychowawców jest wyjaśnianie wychowankom istoty tej
miłości. Istnieje bowiem wiele błędnych przekonań na ten temat. Sądzę,
że błędem najbardziej niebezpiecznym i jednocześnie najbardziej
rozpowszechnionym jest przekonanie, że miłość jest uczuciem. Z tego
typu mylnym rozumieniem miłości spotykam się nie tylko u młodych, ale
także u wielu dorosłych, w tym również u niektórych
wychowawców. Trzeba cierpliwie i konsekwentnie tłumaczyć
dzieciom i młodzieży, że miłość nie jest uczuciem. W niektórych
podręcznikach z zakresu psychologii ukazywane są nieraz bardzo
szczegółowe zestawy uczuć i emocji. Czasem bywa wyliczonych
kilkaset różnych odczuć, przeżyć i stanów emocjonalnych.
Ale w żadnym spisie uczuć nie ma i nie może być miłości. Miłość bowiem
nie jest uczuciem.
Gdyby miłość była uczuciem, wtedy nie można by jej było ślubować. Nie
można byłoby składać przysięgi małżeńskiej ani ślubować wiernej,
dozgonnej miłości. Nie możemy przecież ślubować czy przysięgać,
że będziemy zawsze przeżywali określone uczucia. Wszelkie uczucia i
przeżycia emocjonalne są spontaniczną reakcją organizmu na to, co
dzieje się w nas samych i w naszym kontakcie ze światem zewnętrznym. Z
tego właśnie względu nie możemy nakazać sobie uczuć, których
pragniemy (np. radości, entuzjazmu, wzruszenia) ani zakazać sobie
przeżywania uczuć, których nie chcemy, czy które nas
niepokoją (np. smutek, gniew, rozgoryczenie, rozpacz). Zmienność
emocjonalna jest nieuchronnym elementem ludzkiego życia, związanym z
nieuchronną zmiennością sytuacji, których człowiek doświadcza.
Przysięgi i ślubowania mogą dotyczyć jedynie naszych decyzji i naszych
zachowań. Ale nie naszych uczuć czy nastrojów. Miłość
emocjonalna z samej definicji nie mogłaby być ani wierna ani trwała.
Zwykle mamy do czynienia z podwójnym błędem: ze zredukowaniem
miłości do uczuć oraz ze zredukowaniem bogactwa uczuć przeżywanych w
miłości do przyjemnych jedynie stanów emocjonalnych. Oczywiście
prawdą jest, że miłości zawsze towarzyszy jakieś uczucie. Nie oznacza
to jednak, że miłość jest uczuciem. Ani, że miłości towarzyszą jedynie
przyjemne uczucia czy nastroje. Gdy kochamy samych siebie i innych
ludzi, wtedy przeżywamy bardzo różnorodne uczucia i emocje: od
radości, entuzjazmu, satysfakcji i poczucia bezpieczeństwa aż do lęku,
rozgoryczenia, gniewu i przerażenia. Nasze przeżycia emocjonalne są
bowiem termometrem tego, co dzieje się w nas i w naszym kontakcie z
innymi ludźmi. A ponieważ z nami samymi i z innymi ludźmi,
których kochamy, dzieją się bardzo różne rzeczy, toteż
emocje towarzyszące miłości zmieniają się nieustannie. Wyobraźmy sobie
sytuację rodziców, których dorastający syn czy
córka zaczyna wyrządzać krzywdy sobie i innym albo niszczyć
własne życie, np. sięgając po narkotyk czy wchodząc na drogę
przestępczości. Kochający rodzice będą wtedy przeżywali dramatyczny
niepokój, żal, lęk, gniew, rozczarowanie i wiele innych
bolesnych uczuć. Właśnie dlatego, że kochają. Gdyby wycofali swoją
miłość, mogliby znów spać spokojnie. Jeśli kocham osobę,
która dojrzale postępuje, wtedy odczuwam radość i satysfakcję.
Jeśli jednak ta osoba wyrządza sobie krzywdę lub jest przez kogoś
krzywdzona, wtedy przeżywam niepokój i lęk.
Skoro miłość jest czymś więcej niż tylko uczuciem, to pojawia się
pytanie o to, co stanowi istotę dojrzałej miłości. Otóż miłość
jest decyzją. Istotą miłości jest rozważne decydowanie i konkretne
działanie. Kochać to znaczy podjąć decyzję, by troszczyć się o dobro
drugiego człowieka. Kochać to tak być obecnym w życiu drugiego
człowieka, by łatwiej mu było stawać się najpiękniejszą wersją samego
siebie. Kochać to pomagać rosnąć. Także wtedy, gdy pomoc ta wiąże się z
niepokojem, ze stawianiem wymagań, z bolesnymi przeżyciami. Miłość w
swej istocie jest troską o los drugiego człowieka, a nie romantycznym
szukaniem dobrego nastroju. Przeżywanie przyjemnego nastroju jest z
pewnością czymś cennym i potrzebnym. Jest to jednak jedynie jedna z
konsekwencji miłości, a nie sama miłość.
Stwierdzenie, że miłość to decyzja by troszczyć się o rozwój
danego człowieka oraz działanie wynikające z tej decyzji, dobrze
opisuje istotę miłości. Czyni to jednak w sposób ogólny,
a przez to dopuszcza możliwość nieporozumień czy błędnych
interpretacji. Uczenie się dojrzałej miłości wymaga uświadomienia sobie
w jaki konkretnie sposób tę miłość, która jest troską o
człowieka, należy realizować w praktyce. Otóż realizacja miłości
bliźniego dokonuje się głównie poprzez określone słowa i czyny.
Kochać to w taki sposób rozmawiać z drugim człowiekiem i tak
wobec niego postępować, by to służyło jego rozwojowi, by wprowadzało go
w świat dobra, prawdy i piękna. Miłość wyraża się poprzez wysiłek i
aktywność, poprzez sposób postępowania. Miłość jest więc
widzialna! Wprawdzie rodzi się ona we wnętrzu człowieka, w tajemnicy
jego serca i jego ducha, lecz prowadzi do słów i do
czynów, które są widzialne z zewnątrz, które można
dosłownie sfilmować i sfotografować. Prawdziwa miłość na tej ziemi jest
miłością wcieloną.
Jeśli miłość ogranicza się jedynie do duchowych pragnień czy
emocjonalnych poruszeń, jeśli nie wyraża się przez fizyczny wysiłek,
przez służenie drugiej osobie własnym uśmiechem i pracą, własnym
zdrowiem i czasem, własną siłą i wytrwałością, to taka miłość jest
jedynie złudzeniem, utopią, pustą teorią. Taka miłość nie jest
autentyczną troską. Nikogo nie przemieni, nikomu nie doda siły i odwagi
by iść w dobrym kierunku, by nie ustać w drodze. Najbardziej wymownym
przykładem miłości wcielonej na jaką potrafi zdobyć się człowiek na tej
ziemi jest miłość macierzyńska. Jest to bowiem sytuacja, w
której kobieta-matka ofiaruje dziecku kawałek własnego ciała i
część swojej krwi, aby podzielić się z nim życiem i miłością. Swoim
życiem i swoją miłością. A potem do końca życia oddaje resztę ciała i
krwi, ofiaruje swe siły, zdrowie i czas, aby jej dziecko czuło się
kochane i aby mogło się rozwijać.
Dziewczyna, którą chłopiec zapewnia o swojej miłości, może
zweryfikować jego miłość, gdy np. zaprosi go do swego domu i gdy całość
ich spotkania sfilmuje kamerą video. Może bowiem później
zobaczyć czy i w jaki sposób ów chłopiec rzeczywiście ją
kocha. Może sama lub z pomocą swoich bliskich przeanalizować
zarejestrowane na taśmie video zachowanie chłopaka i przekonać się, czy
rozmawiał on z nią na takie tematy i w taki sposób, że to ją
umacniało oraz czy jego postępowanie było dla niej źródłem
radości oraz wsparciem w jej osobistym rozwoju psychicznym, moralnym,
duchowym i społecznym.
Z dotychczasowych analiz wynika, że miłość oznacza troskę o dobro
drugiego człowieka, wyrażaną w sposób widzialny, wcielony w
konkretne słowa i czyny. Nie każde jednak słowa i czyny są wyrazem
miłości. Nie każde słowo i nie każde działanie jest wyrazem miłości.
Kochać drugiego człowieka to rozmawiać z nim w określony sposób
i w żaden inny. Kochać drugiego człowieka to postępować wobec niego w
określony sposób i w żaden inny. A zatem jedynie niektóre
i to z reguły raczej nieliczne sposoby rozmawiania i postępowania są
wyrazem miłości. Wszystkie inne słowa i czyny okazują się zaprzeczeniem
miłości lub jedynie jej namiastką.
W ten sposób dochodzimy do największego wymagania, jakie stawia
miłość. Wymaga ona bowiem nie jakiegokolwiek działania na rzecz
drugiego człowieka, lecz jedynie takiego, które rzeczywiście go
umacnia i służy jego rozwojowi. Dojrzała miłość stawia nas wobec
niezwykle trudnego pytania: w jaki sposób kochać tego
konkretnego człowieka? Jakimi rozmowami i na jaki temat? Jakimi
decyzjami i rodzajami postępowania? Każdy człowiek jest przecież inny i
niepowtarzalny. Z tego względu ta sama miłość powinna wyrażać się
poprzez inne słowa i czyny w odniesieniu do poszczególnych
ludzi. Czasami mogą to być słowa i czyny bardzo podobne, a czasami
zupełnie różne czy niemal przeciwstawne. Innymi przecież słowami
i czynami wyrażamy miłość wobec dziecka, a innymi wobec dorosłego.
Inaczej rozmawiamy i postępujemy wobec ludzi dojrzałych i uczciwych,
inaczej wobec ludzi zaburzonych czy przewrotnych. Inaczej wobec
wrażliwych i stawiających sobie wymagania, a inaczej wobec
egoistów czy uciekających od prawdy o sobie. Z tego właśnie
względu wyjaśniam tym grupom młodzieży i dorosłych, z którymi
mam regularny kontakt, by nie oczekiwali ode mnie jednakowego
postępowania wobec każdego z nich. Przeciwnie, w miarę jak będę ich
coraz lepiej poznawał, będę też coraz bardziej różnicował moje
zachowanie wobec poszczególnych osób. Z każdym będę o
czym innym i w inny sposób rozmawiał, a także inaczej będę wobec
każdego z nich postępował. Nie dlatego, że moja postawa wobec nich jest
różna, lecz dlatego, że osobista sytuacja i postępowanie każdego
z poznawanych ludzi jest odmienne.
W ten sposób odkrywamy kolejny warunek dojrzałej miłości. Miłość
wymaga poznania drugiej osoby. Tylko Bóg może kochać wszystkich
ludzi, gdyż tylko On wie, co kryje się w sercu każdego z nas. Natomiast
człowiek może kochać w sposób konkretny i indywidualny tylko
tych, których poznaje. I tylko na tyle, na ile ich rzeczywiście
poznaje. Tylko wtedy bowiem ma szansę odkryć i zrozumieć, poprzez jakie
słowa i jakie czyny może najskuteczniej troszczyć się o ich dobro.
Wobec tych, których jeszcze nie zna, może mieć jedynie dobrą
wolę i gotowość, by ich pokochać w miarę jak będzie ich poznawał. Z
tego względu miłość wymaga umiejętności wsłuchiwania się w świat myśli
i przeżyć drugiego człowieka. Ideałem w tym względzie jest empatia.
Słuchanie empatyczne to jakby wejście do wnętrza drugiego człowieka,
jakby wcielenie się w jego subiektywny świat. To popatrzenie na świat z
perspektywy tej drugiej osoby, z perspektywy jej historii, jej
wychowania, jej osobowości, z perspektywy jej potrzeb i jej obecnej
sytuacji. Empatia nie oznacza jednak utożsamiania się z drugim
człowiekiem. Jest to ważne szczególnie wtedy, gdy świat drugiego
człowieka okazuje się z jakiegoś względu niedojrzały, pogmatwany,
bolejący, niepokojący, zaburzony, pełen depresji, lęku, poczucia
bezradności czy beznadziejności. Utożsamiając się z takim światem ktoś
mógłby wprawdzie świetnie wczuć się w sytuację drugiego
człowieka, ale nie mógłby mu pomóc w rozwoju ani nie
potrafiłby dojrzale zatroszczyć się o niego. Nie mógłby go więc
kochać.
Dorastanie do miłości wobec drugiego człowieka wymaga bowiem nie tylko
wczucia się w jego subiektywny świat myśli i przeżyć. Dojrzała miłość
wymaga także zrozumienia jego sytuacji obiektywnej. Okazuje się to tym
ważniejsze, im bardziej niedojrzały jest drugi człowiek oraz im
bardziej on sam nie rozumie własnej sytuacji, a także im bardziej nie
jest świadomy tego, co rzeczywiście się z nim dzieje. Z natury rzeczy w
takiej sytuacji są wszystkie dzieci. Często nie rozumieją one tego, co
jest dla nich dobre, ani nie zdają sobie sprawy z tego, co im szkodzi.
Pragną zwykle tego co łatwiejsze, a nie tego co wartościowsze. Dlatego
właśnie rodzice nie kochaliby dojrzale swoich dzieci, gdyby tylko
wczuwali się w ich subiektywne przeżycia oraz pragnienia i
bezkrytycznie starali się je respektować czy zaspokoić. Prawdopodobnie
tak "kochane" dzieci jadłyby tylko czekoladę i godzinami patrzyły na
telewizję. Innym przykładem jest sytuacja osoby uzależnionej od
alkoholu. Do natury choroby alkoholowej należy zaprzeczanie, że jest
się człowiekiem uzależnionym. Gdy ktoś wczuwa się w subiektywne sposoby
myślenia i przeżywania osoby uzależnionej lecz nie rozumie jej
obiektywnej sytuacji, wtedy nie może w dojrzały sposób jej
kochać. Przeciwnie, będzie poddawał się manipulacji ze strony chorego i
wbrew swej woli będzie przyczyniał się do pogarszania jego sytuacji.
Jedynie więc w sytuacji ludzi bardzo już dojrzałych i
zrównoważonych miłość może oznaczać całkowite respektowanie ich
subiektywnych potrzeb, pragnień czy przekonań. Ale jest to raczej
hipotetyczna sytuacja, gdyż w praktyce możemy tylko przybliżać się do
takiej dojrzałości lecz nigdy na tej ziemi nie osiągamy jej w pełni. Z
tego powodu dojrzała miłość wymaga, by przynajmniej czasami w taki
sposób rozmawiać z drugim człowiekiem i tak wobec niego
postępować, że nie odpowiada to jego subiektywnym oczekiwaniom, a nawet
powoduje to jego niezadowolenie, protesty czy bunt. Miłość nie może
unikać prawdy ani stawiania wymagań. Nic dziwnego, że w
niektórych przynajmniej sytuacjach miłość staje się znakiem
sprzeciwu. Troska o dobro drugiego człowieka powinna być jednak zawsze
ważniejsza od dążenia do dobrego nastroju, czy od unikania przykrych,
ale pożytecznych konfrontacji. Kochać to troszczyć się o dobro drugiego
człowieka także wtedy, gdy on sam nie rozumie naszej miłości i
gdy czyni wszystko, by nas do siebie zniechęcić.
Uczenie wychowanków tego typu miłości wymaga nie tylko
precyzyjnego ukazywania natury miłości. Wymaga także świadectwa ze
strony wychowawców. Tylko ci bowiem uczą się kochać,
którzy sami czują się kochani dojrzałą miłością.
|
|