Aby żyć w prawdzie i miłości poprzednia strona

ks. Marek Dziewiecki

Być dojrzałym człowiekiem to być kimś świadomym i wolnym. Brak świadomości i wolności uniemożliwia człowiekowi rozwijanie jego możliwości i osiągnięcie satysfakcji.

Wstęp

Zarówno świadomość, jak i wolność nie rozwijają się w sposób spontaniczny. Podlegają rozlicznym zagrożeniom. Człowiek może bowiem używać swojej zdolności myślenia w błędny sposób. Może też w błędny sposób korzystać z wolności. W tej sytuacji istotą wychowania jest praca nad świadomością i wolnością wychowanka. Wychowanie to pomaganie wychowankowi, by coraz lepiej rozumiał siebie i innych ludzi oraz by coraz dojrzalej kochał siebie i innych. By zatem nie żył w świecie fikcji czy nienawiści, lecz w świecie prawdy i miłości. Ktoś, kto świetnie myśli, ale nie kocha, będzie cyniczny. Ktoś, kto chce szczerze kochać, ale nie potrafi dojrzale myśleć, będzie naiwny.
Kształtowanie dojrzałego myślenia i dojrzałej wolności to zatem najważniejsze, a jednocześnie najtrudniejsze zadania wychowawcze. Wychowankowie mają bowiem spontaniczną tendencję, by używać zdolności myślenia po to, aby uciekać od świata faktów w świat subiektywnych fikcji, oraz używać wolności po to, by czynić to, co wygodne, a nie to, co wartościowsze i dojrzalsze. Każdy wychowawca powinien postawić sobie pytanie: w jaki sposób pomóc wychowankowi, by dojrzale myślał, czyli dojrzale korzystał ze świadomości, oraz by dojrzale kochał, czyli dojrzale korzystał z wolności? Przypatrzmy się obu tym zagadnieniom.

Wychowanie umysłu

Podstawowym zadaniem wychowawczym jest formowanie u wychowanków precyzyjnego, realistycznego myślenia. Jest to ważne z tego powodu, że od sposobu myślenia zależy sposób postępowania danego wychowanka. Człowiek nie zawsze potrafi postępować zgodnie z tym, co zrozumiał, że jest słuszne i dojrzałe. Gdy jednak jego sposób myślenia o sobie i o własnym postępowaniu jest błędny, wtedy pozbawia się szans, by żyć w sposób dojrzały i szczęśliwy. W sposób obrazowy można powiedzieć, iż każdy człowiek posiada jakby dwa niezależne mózgi, które umożliwiają posługiwanie się dwoma zupełnie odmiennymi strategiami myślenia. Z jednej strony mamy zdolność myślenia logicznego, precyzyjnego, naukowego. Potrafimy obiektywnie obserwować i analizować rzeczywistość, opisywać fakty, wyciągać prawidłowe wnioski z określonych doświadczeń. Z drugiej strony potrafimy być bardzo nielogiczni. Potrafimy "myśleć" w sposób magiczny, zaburzony, emocjonalny, życzeniowy, naiwny. Czasem "rozumujemy" w sposób wręcz śmieszny lub absurdalny. Okazuje się, że myśleniem pierwszego typu, a więc myśleniem logicznym i precyzyjnym (nazwijmy je myśleniem typu "A"), posługujemy się z reguły wtedy, gdy myślimy o innych ludziach albo o otaczającym nas świecie. Innymi słowy wtedy, gdy gromadzimy informacje na temat zjawisk, osób czy wydarzeń, które nie mają bezpośredniego związku z naszym życiem i postępowaniem, jesteśmy zwykle obiektywnymi i precyzyjnymi obserwatorami. Kiedy natomiast myślimy o rzeczach, zjawiskach, sytuacjach czy osobach, które mają bezpośredni związek z nami samymi, z naszą sytuacją życiową czy z naszym postępowaniem, to często tracimy logikę i precyzję myślenia, ulegając myśleniu zaburzonemu i wprowadzającemu w błąd (nazwijmy je myśleniem typu "B").
W czasie osobistej rozmowy spytałem pewnego ucznia ze szkoły średniej o przyczyny ocen niedostatecznych jego kolegi. Odpowiedział mi w sposób logiczny i obiektywny: "Mój kolega ma złe oceny, gdyż się nie uczy, wagaruje, lekceważy nauczycieli" (myślenie typu "A"). Następnie spytałem tego samego chłopca o powody jego własnych ocen niedostatecznych. Wtedy usłyszałem zupełnie inną odpowiedź: "W moim przypadku sprawa wygląda inaczej. Mam złe stopnie, gdyż miałem pecha na klasówce, zginęły mi niektóre kartki z podręcznika, a nauczyciele oceniają mnie w sposób niesprawiedliwy" (myślenie typu "B").
Manipulowanie własnym myśleniem i oszukiwanie samego siebie nie jest zjawiskiem przypadkowym. Zwykle jego celem jest próba usprawiedliwiania własnych błędów. Łatwo zauważyć, że im bardziej błądzi dana osoba, tym większe ma tendencje, by manipulować własnym myśleniem, by oszukiwać samą siebie, by uciekać od świata faktów oraz od obiektywnej prawdy. Kryzys życia prowadzi zatem do kryzysu myślenia. A kryzys myślenia może przybierać zupełnie chorobliwie rozmiary, gdyż człowiek posiada całkowitą władzę nad własnym myśleniem: może sobie wmówić wszystko to, w co z jakiegoś względu chce uwierzyć albo co chce przyjąć za swoją "prawdę". W oszukiwaniu samego siebie nie ma zatem granic. Sposób myślenia o wszystkim, co nie dotyczy bezpośrednio danej osoby, zależy głównie od ilorazu inteligencji. Natomiast sposób myślenia o własnym życiu i postępowaniu  zależy przede wszystkim od historii, od sposobu wychowania oraz od aktualnej sytuacji życiowej danego człowieka. Im bardziej bowiem zaburzone i pogmatwane jest życie danego wychowanka, tym bardziej zaburzone i pogmatwane okazuje się jego myślenie na temat samego siebie oraz na temat własnej sytuacji życiowej.
Zaburzone rozumowanie wynika z potrzeby zachowania zgodności między myśleniem a postępowaniem. Jeśli postępujemy wbrew naszym przekonaniom, to pojawia się zjawisko dysonansu kognitywnego, czyli rozdźwięku między naszymi przekonaniami a zachowaniami. Dysonans kognitywny jest bolesny i niepokojący dla każdego człowieka. Z tego powodu zmusza go do wybrania jednego z dwu możliwych sposobów przezwyciężenia tej frustrującej sytuacji: dany człowiek może dostosować postępowanie do myślenia, albo też dostosować myślenie do sposobów własnego postępowania. Ponieważ znacznie łatwiej jest zmienić myślenie niż postępowanie, więc wielu ludzi wkracza na drogę oszukiwania samych siebie, a przez to na drogę utraty kontaktu z rzeczywistością, byle tylko nie uznać faktu, że powinni oni zmienić własne postępowanie.
Przykładem drastycznym takiej sytuacji są sposoby myślenia typowe dla osób uzależnionych od alkoholu. Gdyby uznały one fakt, że straciły kontrolę nad alkoholem, to powinny podjąć decyzję o całkowitej abstynencji do końca życia. Ponieważ wytrwanie w abstynencji jest trudne, gdyż wymaga przezwyciężenia mechanizmów choroby alkoholowej oraz gruntownej przemiany życia, więc łatwiej wtedy o dostosowanie myślenia do błędnego postępowania. W przypadku alkoholizmu mamy do czynienia z systemem iluzji i zaprzeczeń. Oznacza to sytuację, w której dany alkoholik łudzi się, że nie ma problemu z alkoholem oraz zaprzecza najbardziej nawet bolesnym konsekwencjom sięgania po alkohol.
W oparciu o powyższy przykład łatwo uświadomić sobie powód, dla którego dany człowiek manipuluje własnym myśleniem oraz oszukuje samego siebie. Powodem tym jest próba usprawiedliwiania własnych błędów oraz unikanie sytuacji, w której ktoś musiałby postawić sobie trudne wymagania albo zmienić dotychczasowe postępowanie. Tego typu błędne, obronne myślenie na temat samego siebie i własnego postępowania powoduje, że dany człowiek błądzi coraz bardziej i przestaje odróżniać zachowania, które go rozwijają od zachowań, które go krzywdzą czy wręcz niszczą. Wchodzi wtedy do swego rodzaju psychicznego więzienia i stopniowo traci kontakt z otaczającą go rzeczywistością.
Najgroźniejszą iluzją, jakiej może ulec wychowanek, jest przekonanie, że istnieje łatwe szczęście: bez wysiłku, bez dyscypliny, bez respektowania obiektywnych wartości, bez korzystania z pomocy rodziców i innych wychowawców, bez przyjaźni z Bogiem, bez kierowania się Jego przykazaniami, bez respektowania głosu własnego sumienia. Tymczasem gdyby istniało łatwe szczęście, to wszyscy ludzie byliby szczęśliwi. Nie byłoby ani jednego człowieka uzależnionego, chorego psychicznie, załamanego, przeżywającego stany samobójcze. To bowiem, co jest łatwe (np. zdolność spożywania pokarmów czy poruszania się), osiągają wszyscy. Obiektywna analiza ludzkiej rzeczywistości prowadzi do oczywistego wniosku, że człowiek stoi w obliczu wyboru między trudnym szczęściem, a łatwym nieszczęściem. Część wychowanków ucieka jednak od tej prawdy po to, by nie stawiać sobie wymagań. Wtedy jednak wchodzą na drogę szybkiego nieszczęścia.
Ucieczka od faktów w świat naiwnej subiektywności jest syndromem naszej cywilizacji. Nawet niektórzy naukowcy przestali badać obiektywną rzeczywistość i zajęli się jedynie subiektywnymi przekonaniami określonych osób czy grup społecznych. Symptomatycznym dla mnie przykładem w tym względzie jest to, co obserwuję, gdy uczestniczę w sympozjach na temat profilaktyki i terapii uzależnień. Już kilka razy zdarzyło mi się słyszeć z ust poważnych autorytetów w tej dziedzinie, że z ich badań wynika, iż dzieci i młodzież sięgają po alkohol z... czystej ciekawości, dla podkreślenia niezależności czy dla lepszej integracji z rówieśnikami. Tymczasem jedyne, co naprawdę z takich badań wynika, to stwierdzenie, że tego typu badacze nie odróżniają obiektywnych faktów od subiektywnych deklaracji! Po alkohol sięgają ci młodzi, którzy nie radzą sobie z życiem, z emocjami, którzy chcą o czymś zapomnieć lub pragną "poprawić" sobie nastrój nie poprawiając własnego postępowania. W takich sytuacjach subiektywnie są przekonani, że sięgają po alkohol, czy inne substancje uzależniające, jedynie z czystej ciekawości, albo po to, by być bardziej akceptowanymi przez rówieśników. Nie jest jednak przypadkiem, że takich młodych ciekawi alkohol, a nie np. matematyka, geografia czy poezja. Nie jest też przypadkiem, że szukają oni akceptacji u rówieśników, którzy sięgają po alkohol, a nie u tych, którzy są abstynentami i którzy nie wyrządzają sobie krzywdy.
Podobne trendy widzimy w psychologii i pedagogice. Okazuje się, że najbardziej modne są te kierunki psycho-pedagogiczne, które promują zaburzone myślenie! Typową ilustracją jest popularna także w Polsce książka G. Jampolskiego i D. Cirincione pt. "Miłość" (Warszawa 1994). Autorzy twierdzą, że "niesympatyczny sąsiad, nieuprzejmy sprzedawca, kierowca autobusu, który nie chciał poczekać, ukochana osoba, która nas odrzuciła - wszyscy ci ludzie mogą wydawać się źródłem naszej ogromnej złości czy bólu. A jednak żaden z nich nie jest prawdziwą przyczyną tego, że czujemy się zranieni. To nie ludzie czy sytuacje, w jakich się znaleźliśmy, wywołują frustrację, lęk, rozczarowanie czy irytację. To nasze myśli i postawy, związane z tymi osobami czy sytuacjami, stanowią przyczynę. (...) Jeszcze raz przypominamy, że to nie ludzie czy zdarzenia są powodem twojego zdenerwowania i oburzenia - ranią cię jedynie własne myśli i postawy" (s. 147-148). Czasami spotykamy w tym kontekście stwierdzenia, które są wręcz absurdalne. Przykładem może tu być następująca zasada lansowana przez psychologów humanistów: "Nic poza moimi myślami nie może mnie skrzywdzić" (G. Jampolski, Leczenie uzależnionego umysłu, Warszawa 1992, s. 192). To już jest zupełnie bezkrytyczne powielanie buddyzmu, który zakłada, że wszystko zależy od naszego sposobu myślenia.
Co w tej sytuacji czynić? Trzeba najpierw precyzyjnie określić cel wychowania w sferze intelektualnej. Celem tym jest pomaganie wychowankowi, by myślał o sobie w sposób całościowy i realistyczny. Wychowanek ma bowiem spontaniczną tendencję, by widzieć i rozumieć samego siebie w sposób iluzoryczny lub jednostronny, by tworzyć miłe iluzje na własny temat, by żyć w świecie subiektywnych fikcji zamiast w świecie obiektywnych faktów. Rozumienie całościowe oznacza, że wychowanek nie zawęża rozumienia samego siebie do niektórych jedynie wymiarów ludzkiej rzeczywistości (np. cielesność czy emocjonalność) lecz uwzględnia całe bogactwo ludzkiej natury (sfera fizyczna, psychiczna, moralna, duchowa, religijna, społeczna.). Jednocześnie ma świadomość, że tylko życie w prawdzie i miłości, czyli w prawdziwej miłości, jest drogą satysfakcji. Z kolei ­rozumienie realistyczne oznacza, że wychowanek stopniowo staje się coraz bardziej świadomy, że być człowiekiem, to być kimś zagrożonym wewnętrznymi słabościami oraz zewnętrznymi naciskami. Poczucie realizmu sprawia, że wychowanek  zdaje sobie sprawę, iż łatwiej jest mu czynić zło, którego nie chce niż dobro, którego pragnie. Rozumie, że w tej sytuacji potrzebuje wsparcia ze strony ludzi i Boga, że potrzebuje wewnętrznej dyscypliny, czujności, dojrzałej hierarchii wartości.
Drugi cel formacji intelektualnej to pomaganie wychowankowi, by rozumiał, że nie może odłączyć swoich zachowań od ich naturalnych konsekwencji. Jeśli nie chce być alkoholikiem, to w wieku rozwojowym nie powinien sięgać po piwo czy inne napoje alkoholowe. Jeśli nie chce mieć złych stopni w szkole, to musi się solidnie uczyć. Jeśli nie chce być chorym na AIDS, to musi uczyć się życia w czystości i wierności małżeńskiej. Jeśli nie chce cierpieć, to nie powinien czynić niczego, co wyrządza krzywdę jemu samemu lub innym ludziom. Jeśli chce być szczęśliwym, to powinien kierować się miłością i prawdą, to powinien respektować ludzką naturę i własne powołanie. W przeciwnym wypadku nikt i nic nie uchroni go od kryzysu życia oraz od cierpienia: ani substancje chemiczne (np. alkohol czy narkotyk), ani rzeczy, ani pieniądze, ani ludzie.
Warunkiem pierwszym osiągnięcia powyższych celów jest świadomość ze strony wychowawcy, iż znacznie łatwiej wprowadzić wychowanka w błąd, niż uczyć go realistycznego myślenia na temat natury człowieka oraz na temat sensu ludzkiego życia. Wprowadzanie dzieci i młodzieży w błąd polega bowiem najczęściej na sugerowaniu im przekonań typu: w świecie ludzi nie istnieją żadne fakty ani obiektywne prawdy; w świecie ludzi tylko subiektywność jest obiektywna; każde zachowanie człowieka jest jednakowo dobre i należy je tolerować; ludzie mogą kierować się subiektywnymi  przekonaniami i w dowolny sposób ustalać sobie hierarchię wartości; należy czynić to, co łatwe, spontaniczne, miłe, wygodne; można robić to, co się chce; człowiek żyje po to, by być w dobrym nastroju; rozwój człowieka jest spontaniczny. Inne modne obecnie przejawy manipulowania wychowankami i wprowadzania ich w świat niebezpiecznych złudzeń, to mówienie im o prawach ucznia bez mówienia o obowiązkach, to ideologiczne slogany o wychowaniu bez stresów, o szkole bez stopni, o seksualności bez miłości i odpowiedzialności, o rodzicach i nauczycielach bez władzy wychowawczej.
W obliczu tego typu irracjonalnych twierdzeń czy ideologicznych manipulacji młodzi okazują się często bezkrytyczni. Gdy na przykład ktoś z dorosłych mówi wychowankom, że zachowania seksualne to zupełnie prywatna sprawa danego człowieka, a ukrywa przed nimi fakt, że seksualnością można aż tak bardzo skrzywdzić siebie i innych, że podlega ona nie tylko ocenie moralnej, ale także kodeksowi karnemu, to młodzi rzadko zauważają tego typu ucieczkę od prawdy. Natomiast każdy wychowawca, który mówi wychowankom prawdę o człowieku i o ludzkim życiu, staje się dla wielu z nich znakiem sprzeciwu. Odsłania bowiem prawdę, która nie tylko wyzwala, ale która stawia jasne wymagania, a czasem niepokoi. Wychowankowie stają się wtedy bardzo krytyczni. Szukają wyjątków. Wymyślają nierealne lub skrajne przypadki, które nie odnoszą się do ich życia. Selekcjonują i interpretują wydarzenia. A wszystko po to, by uciekać od prawdy, by podważać oczywiste fakty i podstawowe normy moralne. Stają się przez to bardzo wymagającymi rozmówcami dla wszystkich,  którzy chcą ich uwolnić od iluzji i wprowadzać w świat prawdy o człowieku.
Warunkiem drugim wychowania umysłu jest precyzja języka i argumentów, jakimi posługują się wychowawcy. Popatrzmy na kilka przykładów. Gdy młodzi pytają mnie o to, co ja uważam na temat określonych zachowań, to odpowiadam, że nie będę mówił o moich przekonaniach, gdyż decydującym argumentem nie są ani moje, ani ich przekonania, lecz analiza obiektywnych faktów, odnoszących się do człowieka i do ludzkiego życia. Moim zadaniem jest pomagać, by wychowanek rozumował w następujący sposób: "nie kieruję się moimi subiektywnymi przekonaniami, gdyż widzę, że wielu ludzi, dla których najważniejszym argumentem są ich własne przekonania, wprowadza samych siebie w błąd i wyrządza sobie krzywdę. Dlatego postanawiam używać mojego umysłu nie w sposób naiwny lecz inteligentny, czyli po to, by obserwować życie innych ludzi i moje własne oraz by wyciągać wnioski z tych obserwacji. Wtedy mam szansę czynić to, co rzeczywiście służy memu rozwojowi i szczęściu". Zadaniem wychowawców jest zatem pomaganie dzieciom i młodzieży, by konfrontowali swoje subiektywne przekonania z obiektywną rzeczywistością i z naturalnymi konsekwencjami danego sposobu postępowania. Wychowankowie uczą się wtedy wyciągania wniosków z błędów, które oni sami popełnili, czy które popełnili inni ludzie.
A oto inny przykład. Często słyszę od wychowanków, że według nich piwo nie jest alkoholem i że nie powoduje ono uzależnień. Aby dać im szansę na wyzwolenie się z tego typu niebezpiecznych iluzji, podaję wtedy oczywiste fakty. Tłumaczę, że w piwie jest kilka procent dokładnie takiego samego alkoholu, jak w wódce czy spirytusie. Kufel piwa działa dokładnie tak samo jak lampka wina czy kieliszek wódki. W Niemczech jest około dwóch milionów alkoholików, z których większość pije wyłącznie piwo. W Stanach Zjednoczonych jest zakazana sprzedaż piwa osobom poniżej 21. roku życia, gdyż badania wykazały, że jeśli ktoś zaczyna sięgać po piwo czy inne napoje alkoholowe po skończeniu 21. roku życia, to ma cztery razy większą szansę, że nie zostanie alkoholikiem, niż wtedy, gdy zaczyna inicjację alkoholową w wieku 18 lat. Gdy ktoś sięga po piwo czy inne napoje alkoholowe przed skończeniem 18. roku życia, to może stać się alkoholikiem już po kilku miesiącach. Na koniec pomagam młodym, by uświadomili sobie, że w ich otoczeniu są chłopcy i dziewczęta, którzy już są alkoholikami. W tego typu rozmowach wychowawca powinien pamiętać, że wychowankom łatwiej jest w obiektywny i logiczny sposób obserwować i oceniać życie innych ludzi niż własną sytuację czy własne postępowanie.
Niektórzy chłopcy i dziewczęta w wieku 14-16 lat w rozmowie ze mną stwierdzają, że chcą w przyszłości założyć rodzinę, ale uważają, że małżeństwo wcale nie musi być nierozerwalne. Kiedy w ich przyszłym życiu małżeńskim pojawią się jakieś trudności, wtedy mogą po prostu wziąć rozwód. W obliczu takiego rozumowania stawiam wychowankom bardzo proste pytanie: a więc nie mielibyście nic przeciwko temu, gdyby jutro wasi rodzice powiedzieli wam, że się rozwodzą? Ogromna większość młodych przyznaje wtedy, że byłby to dla nich wielki dramat i że nie chcą nawet dopuszczać myśli o rozwodzie swoich rodziców. Stwierdzają też, że muszą się jeszcze zastanowić nad swymi dotychczasowymi poglądami na temat nierozerwalności małżeństwa. W tego typu przypadkach skuteczna okazuje się zatem metoda wychowawcza, która polega na odniesieniu błędnego rozumowania wychowanków do osób trzecich, a nie do ich własnego życia. Łatwiej wtedy przychodzi wychowankom zachowanie emocjonalnej równowagi w dyskusji, przyjęcie racjonalnych argumentów drugiej strony oraz krytyczne zastanowienie się nad własnymi przekonaniami.
Kolejny przykład błędnego myślenia to przekonanie sporej grupy młodych ludzi, że do zawarcia szczęśliwego małżeństwa wystarczy to, iż ona i on się kochają. Tymczasem sama miłość tu nie wystarczy! Sama miłość może wystarczyć do zbudowania więzi przyjaźni. Założenie małżeństwa i rodziny wymaga jednak czegoś więcej. Wymaga dojrzałej osobowości. Wymaga wewnętrznej wolności i odpowiedzialności. Wymaga szlachetnego charakteru i wrażliwości moralnej. Wymaga nabycia określonych umiejętności potrzebnych w życiu rodzinnym, zawodowym i społecznym. Wymaga zdolności do utrzymania rodziny oraz do odpowiedzialnego wychowania własnych dzieci. Można być przyjacielem człowieka chorego psychicznie, albo alkoholika czy narkomana, który nadal sięga po substancje uzależniające. Nie można jednak kogoś znajdującego się w takiej sytuacji wybrać na współmałżonka i rodzica swoich dzieci, bo dopóki dana osoba trwa w takim stanie, dopóty nie może dojrzale wypełnić obowiązków małżeńskich i rodzicielskich. Nawet jeśli kocha bardzo szczerze. Przytoczenie tak oczywistych argumentów stwarza wychowankom szansę na uwolnienie się z iluzji, że sama miłość wystarczy do zawarcia trwałego i szczęśliwego małżeństwa.

Wychowanie do miłości

Zdobycie wiedzy o sobie i świecie zewnętrznym nie wystarczy, aby wychowanek mądrze pokierował swoim życiem. Konieczne jest także to, by nauczył się kochać. Życie poza miłością - w obojętności, osamotnieniu, krzywdzie, agresji czy nienawiści - blokuje bowiem rozwój wychowanka oraz uniemożliwia mu zbudowanie pozytywnych więzi z Bogiem, z samym sobą i z drugim człowiekiem. Uczenie się miłości nie jest procesem spontanicznym ani łatwym. Miłość jest bowiem najtrudniejszym ze wszystkich sposobów korzystania z wolności. Stawia największe wymagania. Z tego względu uczenie się dojrzałej miłości nie może nastąpić nagle czy bez wysiłku. Obejmuje konkretne fazy rozwoju. Faza pierwsza to więź emocjonalna dziecka z rodzicami. Faza druga to zakochanie, które oznacza intensywne zauroczenie emocjonalne w drugiej osobie. Początkom zakochania towarzyszą na ogół bardzo radosne przeżycia i doświadczenia. Oto on czy ona czują się coraz lepiej w obecności tej drugiej osoby. Chcą o tej drugiej osobie coraz więcej wiedzieć i pragną z nią coraz dłużej przebywać. Gdy zakochanie osiąga szczyt zauroczenia emocjonalnego, wtedy osoba zakochana czuje się ogromnie szczęśliwa. Z czasem jednak zakochanie odsłania inne, bolesne oblicze, które rzadziej ukazywane jest na ekranach kin czy w czasopismach dla młodzieży. Zakochani przeżywają pierwsze nieporozumienia i rozczarowania. Pojawiają się wzajemne pretensje i emocjonalne zranienia. Zakochany ma coraz większą świadomość, że ta druga osoba wcale nie jest absolutnym ideałem i samą doskonałością. Następują sprzeczki, łzy i myśli o rozstaniu. Pojawia się zazdrość, która okazuje się nieodłącznym elementem tej fazy zakochania. Zazdrość ta okazuje się wyjątkowo bolesna. W ten sposób odsłania się analogia między zakochaniem a przywiązaniem dziecka do rodziców. Ono także chce mieć swoich rodziców tylko dla siebie i staje się zazdrosne o każde ich słowo czy gest skierowany do kogokolwiek innego.
Pod wpływem towarzyszącego zazdrości cierpienia, zakochany uświadamia sobie stopniowo, że nie może w tym stanie pozostać do końca życia. W ten sposób zakochanie staje się drugą, obok więzi dziecka z rodzicami, ważną lekcją życia. Młody człowiek odkrywa, że pomylił się sądząc, iż jest już całkiem dorosły i niezależny. Jego rosnąca niezależność emocjonalna od rodziców okazała się raczej pokonaniem pewnego etapu zależności, niż osiągnięciem całkowitej niezależności. Cierpienie, którego doznał w drugiej fazie zakochania, pozwala mu odkryć tę prawdę, która znajdowała się poza jego zasięgiem, gdy był jeszcze dzieckiem i gdy stopniowo uniezależniał się od swoich rodziców. Prawdę, że więzi oparte na silnej potrzebie emocjonalnej lub na zauroczeniu emocjonalnym nie przyniosą mu nigdy pełnego szczęścia, że takie więzi będą go ciągle na nowo niepokoiły i utrudniały uczenie się dojrzałej miłości. Przeżycie zakochania pozwala na wyciągnięcie wniosku, że człowiek tęskni za miłością, która jest czymś więcej niż uczuciem czy fascynacją emocjonalną.
Zadaniem wychowawców jest wyjaśnianie wychowankom istoty tej miłości. Istnieje bowiem wiele błędnych przekonań na ten temat. Sądzę, że błędem najbardziej niebezpiecznym i jednocześnie najbardziej rozpowszechnionym jest przekonanie, że miłość jest uczuciem. Z tego typu mylnym rozumieniem miłości spotykam się nie tylko u młodych, ale także u wielu dorosłych, w tym również u niektórych wychowawców. Trzeba cierpliwie i konsekwentnie tłumaczyć dzieciom i młodzieży, że miłość nie jest uczuciem. W niektórych podręcznikach z zakresu psychologii ukazywane są nieraz bardzo szczegółowe zestawy uczuć i emocji. Czasem bywa wyliczonych kilkaset różnych odczuć, przeżyć i stanów emocjonalnych. Ale w żadnym spisie uczuć nie ma i nie może być miłości. Miłość bowiem nie jest uczuciem.
Gdyby miłość była uczuciem, wtedy nie można by jej było ślubować. Nie można byłoby składać przysięgi małżeńskiej ani ślubować wiernej, dozgonnej miłości.  Nie możemy przecież ślubować czy przysięgać, że będziemy zawsze przeżywali określone uczucia. Wszelkie uczucia i przeżycia emocjonalne są spontaniczną reakcją organizmu na to, co dzieje się w nas samych i w naszym kontakcie ze światem zewnętrznym. Z tego właśnie względu nie możemy nakazać sobie uczuć, których pragniemy (np. radości, entuzjazmu, wzruszenia) ani zakazać sobie przeżywania uczuć, których nie chcemy, czy które nas niepokoją (np. smutek, gniew, rozgoryczenie, rozpacz). Zmienność emocjonalna jest nieuchronnym elementem ludzkiego życia, związanym z nieuchronną zmiennością sytuacji, których człowiek doświadcza. Przysięgi i ślubowania mogą dotyczyć jedynie naszych decyzji i naszych zachowań. Ale nie naszych uczuć czy nastrojów. Miłość emocjonalna z samej definicji nie mogłaby być ani wierna ani trwała.
Zwykle mamy do czynienia z podwójnym błędem: ze zredukowaniem miłości do uczuć oraz ze zredukowaniem bogactwa uczuć przeżywanych w miłości do przyjemnych jedynie stanów emocjonalnych. Oczywiście prawdą jest, że miłości zawsze towarzyszy jakieś uczucie. Nie oznacza to jednak, że miłość jest uczuciem. Ani, że miłości towarzyszą jedynie przyjemne uczucia czy nastroje. Gdy kochamy samych siebie i innych ludzi, wtedy przeżywamy bardzo różnorodne uczucia i emocje: od radości, entuzjazmu, satysfakcji i poczucia bezpieczeństwa aż do lęku, rozgoryczenia, gniewu i przerażenia. Nasze przeżycia emocjonalne są bowiem termometrem tego, co dzieje się w nas i w naszym kontakcie z innymi ludźmi. A ponieważ z nami samymi i z innymi ludźmi, których kochamy, dzieją się bardzo różne rzeczy, toteż emocje towarzyszące miłości zmieniają się nieustannie. Wyobraźmy sobie sytuację rodziców, których dorastający syn czy córka zaczyna wyrządzać krzywdy sobie i innym albo niszczyć własne życie, np. sięgając po narkotyk czy wchodząc na drogę przestępczości. Kochający rodzice będą wtedy przeżywali dramatyczny niepokój, żal, lęk, gniew, rozczarowanie i wiele innych bolesnych uczuć. Właśnie dlatego, że kochają. Gdyby wycofali swoją miłość, mogliby znów spać spokojnie. Jeśli kocham osobę, która dojrzale postępuje, wtedy odczuwam radość i satysfakcję. Jeśli jednak ta osoba wyrządza sobie krzywdę lub jest przez kogoś krzywdzona, wtedy przeżywam niepokój i lęk.
Skoro miłość jest czymś więcej niż tylko uczuciem, to pojawia się pytanie o to, co stanowi istotę dojrzałej miłości. Otóż miłość jest decyzją. Istotą miłości jest rozważne decydowanie i konkretne działanie. Kochać to znaczy podjąć decyzję, by troszczyć się o dobro drugiego człowieka. Kochać to tak być obecnym w życiu drugiego człowieka, by łatwiej mu było stawać się najpiękniejszą wersją samego siebie. Kochać to pomagać rosnąć. Także wtedy, gdy pomoc ta wiąże się z niepokojem, ze stawianiem wymagań, z bolesnymi przeżyciami. Miłość w swej istocie jest troską o los drugiego człowieka, a nie romantycznym szukaniem dobrego nastroju. Przeżywanie przyjemnego nastroju jest z pewnością czymś cennym i potrzebnym. Jest to jednak jedynie jedna z konsek­wencji miłości, a nie sama miłość.
Stwierdzenie, że miłość to decyzja by troszczyć się o rozwój danego człowieka oraz działanie wynikające z tej decyzji, dobrze opisuje istotę miłości. Czyni to jednak w sposób ogólny, a przez to dopuszcza możliwość nieporozumień czy błędnych interpretacji. Uczenie się dojrzałej miłości wymaga uświadomienia sobie w jaki konkretnie sposób tę miłość, która jest troską o człowieka, należy realizować w praktyce. Otóż realizacja miłości bliźniego dokonuje się głównie poprzez określone słowa i czyny. Kochać to w taki sposób rozmawiać z drugim człowiekiem i tak wobec niego postępować, by to służyło jego rozwojowi, by wprowadzało go w świat dobra, prawdy i piękna. Miłość wyraża się poprzez wysiłek i aktywność, poprzez sposób postępowania. Miłość jest więc widzialna! Wprawdzie rodzi się ona we wnętrzu człowieka, w tajemnicy jego serca i jego ducha, lecz prowadzi do słów i do czynów, które są widzialne z zewnątrz, które można dosłownie sfilmować i sfotografować. Prawdziwa miłość na tej ziemi jest miłością wcieloną.
Jeśli miłość ogranicza się jedynie do duchowych pragnień czy emocjonalnych poruszeń, jeśli nie wyraża się przez fizyczny wysiłek, przez służenie drugiej osobie własnym uśmiechem i pracą, własnym zdrowiem i czasem, własną siłą i wytrwałością, to taka miłość jest jedynie złudzeniem, utopią, pustą teorią. Taka miłość nie jest autentyczną troską. Nikogo nie przemieni, nikomu nie doda siły i odwagi by iść w dobrym kierunku, by nie ustać w drodze. Najbardziej wymownym przykładem miłości wcielonej na jaką potrafi zdobyć się człowiek na tej ziemi jest miłość macierzyńska. Jest to bowiem sytuacja, w której kobieta-matka ofiaruje dziecku kawałek własnego ciała i część swojej krwi, aby podzielić się z nim życiem i miłością. Swoim życiem i swoją miłością. A potem do końca życia oddaje resztę ciała i krwi, ofiaruje swe siły, zdrowie i czas, aby jej dziecko czuło się kochane i aby mogło się rozwijać.
Dziewczyna, którą chłopiec zapewnia o swojej miłości, może zweryfikować jego miłość, gdy np. zaprosi go do swego domu i gdy całość ich spotkania sfilmuje kamerą video. Może bowiem później zobaczyć czy i w jaki sposób ów chłopiec rzeczywiście ją kocha. Może sama lub z pomocą swoich bliskich przeanalizować zarejestrowane na taśmie video zachowanie chłopaka i przekonać się, czy rozmawiał on z nią na takie tematy i w taki sposób, że to ją umacniało oraz czy jego postępowanie było dla niej źródłem radości oraz wsparciem w jej osobistym rozwoju psychicznym, moralnym, duchowym i społecznym.
Z dotychczasowych analiz wynika, że miłość oznacza troskę o dobro drugiego człowieka, wyrażaną w sposób widzialny, wcielony w konkretne słowa i czyny. Nie każde jednak słowa i czyny są wyrazem miłości. Nie każde słowo i nie każde działanie jest wyrazem miłości. Kochać drugiego człowieka to rozmawiać z nim w określony sposób i w żaden inny. Kochać drugiego człowieka to postępować wobec niego w określony sposób i w żaden inny. A zatem jedynie niektóre i to z reguły raczej nieliczne sposoby rozmawiania i postępowania są wyrazem miłości. Wszystkie inne słowa i czyny okazują się zaprzeczeniem miłości lub jedynie jej namiastką.
W ten sposób dochodzimy do największego wymagania, jakie stawia miłość. Wymaga ona bowiem nie jakiegokolwiek działania na rzecz drugiego człowieka, lecz jedynie takiego, które rzeczywiście go umacnia i służy jego rozwojowi. Dojrzała miłość stawia nas wobec niezwykle trudnego pytania: w jaki sposób kochać tego konkretnego człowieka? Jakimi rozmowami i na jaki temat? Jakimi decyzjami i rodzajami postępowania? Każdy człowiek jest przecież inny i niepowtarzalny. Z tego względu ta sama miłość powinna wyrażać się poprzez inne słowa i czyny w odniesieniu do poszczególnych ludzi. Czasami mogą to być słowa i czyny bardzo podobne, a czasami zupełnie różne czy niemal przeciwstawne. Innymi przecież słowami i czynami wyrażamy miłość wobec dziecka, a innymi wobec dorosłego. Inaczej rozmawiamy i postępujemy wobec ludzi dojrzałych i uczciwych, inaczej wobec ludzi zaburzonych czy przewrotnych. Inaczej wobec wrażliwych i stawiających sobie wymagania, a inaczej wobec egoistów czy uciekających od prawdy o sobie. Z tego właśnie względu wyjaśniam tym grupom młodzieży i dorosłych, z którymi mam regularny kontakt, by nie oczekiwali ode mnie jednakowego postępowania wobec każdego z nich. Przeciwnie, w miarę jak będę ich coraz lepiej poznawał, będę też coraz bardziej różnicował moje zachowanie wobec poszczególnych osób. Z każdym będę o czym innym i w inny sposób rozmawiał, a także inaczej będę wobec każdego z nich postępował. Nie dlatego, że moja postawa wobec nich jest różna, lecz dlatego, że osobista sytuacja i postępowanie każdego z poznawanych ludzi jest odmienne.
W ten sposób odkrywamy kolejny warunek dojrzałej miłości. Miłość wymaga poznania drugiej osoby. Tylko Bóg może kochać wszystkich ludzi, gdyż tylko On wie, co kryje się w sercu każdego z nas. Natomiast człowiek może kochać w sposób konkretny i indywidualny tylko tych, których poznaje. I tylko na tyle, na ile ich rzeczywiście poznaje. Tylko wtedy bowiem ma szansę odkryć i zrozumieć, poprzez jakie słowa i jakie czyny może najskuteczniej troszczyć się o ich dobro. Wobec tych, których jeszcze nie zna, może mieć jedynie dobrą wolę i gotowość, by ich pokochać w miarę jak będzie ich poznawał. Z tego względu miłość wymaga umiejętności wsłuchiwania się w świat myśli i przeżyć drugiego człowieka. Ideałem w tym względzie jest empatia. Słuchanie empatyczne to jakby wejście do wnętrza drugiego człowieka, jakby wcielenie się w jego subiektywny świat. To popatrzenie na świat z perspektywy tej drugiej osoby, z perspektywy jej historii, jej wychowania, jej osobowości, z perspektywy jej potrzeb i jej obecnej sytuacji. Empatia nie oznacza jednak utożsamiania się z drugim człowiekiem. Jest to ważne szczególnie wtedy, gdy świat drugiego człowieka okazuje się z jakiegoś względu niedojrzały, pogmatwany, bolejący, niepokojący, zaburzony, pełen depresji, lęku, poczucia bezradności czy beznadziejności. Utożsamiając się z takim światem ktoś mógłby wprawdzie świetnie wczuć się w sytuację drugiego człowieka, ale nie mógłby mu pomóc w rozwoju ani nie potrafiłby dojrzale zatroszczyć się o niego. Nie mógłby go więc kochać.
Dorastanie do miłości wobec drugiego człowieka wymaga bowiem nie tylko wczucia się w jego subiektywny świat myśli i przeżyć. Dojrzała miłość wymaga także zrozumienia jego sytuacji obiektywnej. Okazuje się to tym ważniejsze, im bardziej niedojrzały jest drugi człowiek oraz im bardziej on sam nie rozumie własnej sytuacji, a także im bardziej nie jest świadomy tego, co rzeczywiście się z nim dzieje. Z natury rzeczy w takiej sytuacji są wszystkie dzieci. Często nie rozumieją one tego, co jest dla nich dobre, ani nie zdają sobie sprawy z tego, co im szkodzi. Pragną zwykle tego co łatwiejsze, a nie tego co wartościowsze. Dlatego właśnie rodzice nie kochaliby dojrzale swoich dzieci, gdyby tylko wczuwali się w ich subiektywne przeżycia oraz pragnienia i bezkrytycznie starali się je respektować czy zaspokoić. Prawdopodobnie tak "kochane" dzieci jadłyby tylko czekoladę i godzinami patrzyły na telewizję. Innym przykładem jest sytuacja osoby uzależnionej od alkoholu. Do natury choroby alkoholowej należy zaprzeczanie, że jest się człowiekiem uzależnionym. Gdy ktoś wczuwa się w subiektywne sposoby myślenia i przeżywania osoby uzależnionej lecz nie rozumie jej obiektywnej sytuacji, wtedy nie może w dojrzały sposób jej kochać. Przeciwnie, będzie poddawał się manipulacji ze strony chorego i wbrew swej woli będzie przyczyniał się do pogarszania jego sytuacji.
Jedynie więc w sytuacji ludzi bardzo już dojrzałych i zrównoważonych miłość może oznaczać całkowite respektowanie ich subiektywnych potrzeb, pragnień czy przekonań. Ale jest to raczej hipotetyczna sytuacja, gdyż w praktyce możemy tylko przybliżać się do takiej dojrzałości lecz nigdy na tej ziemi nie osiągamy jej w pełni. Z tego powodu dojrzała miłość wymaga, by przynajmniej czasami w taki sposób rozmawiać z drugim człowiekiem i tak wobec niego postępować, że nie odpowiada to jego subiektywnym oczekiwaniom, a nawet powoduje to jego niezadowolenie, protesty czy bunt. Miłość nie może unikać prawdy ani stawiania wymagań. Nic dziwnego, że w niektórych przynajmniej sytuacjach miłość staje się znakiem sprzeciwu. Troska o dobro drugiego człowieka powinna być jednak zawsze ważniejsza od dążenia do dobrego nastroju, czy od unikania przykrych, ale pożytecznych konfrontacji. Kochać to troszczyć się o dobro drugiego człowieka także wtedy, gdy on sam nie rozumie  naszej miłości i gdy czyni wszystko, by nas do siebie zniechęcić.
Uczenie wychowanków tego typu miłości wymaga nie tylko precyzyjnego ukazywania natury miłości. Wymaga także świadectwa ze strony wychowawców. Tylko ci bowiem uczą się kochać, którzy sami czują się kochani dojrzałą miłością.

Eleuteria nr 67-68, lipiec-grudzień 2006

początek strony