Świadectwo Krucjaty świadectwem "nowej kultury"
poprzednia strona

Ks. Piotr Kulbacki

"Nowa kultura polega na uwolnieniu człowieka od wszystkiego, co poniża jego godność oraz na rozwijaniu wartości osoby i wspólnoty we wszystkich dziedzinach życia. Jest ona bardzo dziś potrzebną formą świadectwa i ewangelizacji - moim świadectwem w tej dziedzinie będzie więc ofiara całkowitej abstynencji od alkoholu, tytoniu i wszelkich narkotyków oraz szerzenie kultury czystości i skromności jako wyrazu szacunku dla osoby/1."

Ewangelizacja i kultura
Na początku naszego spotkania/2 zajmijmy się pojęciem "nowej kultury". Co oznacza pojęcie "nowa kultura" i jakie jest jego źródło? Jako podstawowe określenie możemy przyjąć, iż jest to "kultura nowych ludzi". Z kolei rodzi się pytanie, skąd się wzięło pojęcie nowych ludzi? Święty Paweł w Liście do Efezjan wzywa do porzucenia dawnego człowieka, ulegającego zepsuciu, aby "odnawiać się duchem w waszym myśleniu i przyoblec człowieka nowego" (Ef 4, 22-24). "Nowy człowiek" to pojęcie używane w Biblii.
Nowy człowiek ukazywany w listach św. Pawła to ten, który żyje z Chrystusem, który przez przymierze chrztu został zanurzony w śmierć razem z Chrystusem i zmartwychwstał razem z Nim (por. Rz 6, 4). Dlatego nowy człowiek postępuje inaczej niż niewolnik grzechu (Rz 6, 11-12).
Nowy człowiek żyje w rzeczywistości ziemskiej, doczesnej.  Tak jak każdy człowiek na ziemi, przekształca otaczającą rzeczywistość.
Zapytajmy teraz z kolei, co to jest kultura? Każdy człowiek przekształca świat, a to co tworzy nazywane jest kulturą. Zatem nowy człowiek tworzy też kulturę. Tę kulturę nazwiemy właśnie "nową kulturą".
Zauważmy, że "nowa kultura" jest pojęciem analogicznym, podobnie jak "nowa wspólnota" - czyli wspólnota "nowych ludzi" w Duchu Świętym. W Biblii nie ma używanego wprost pojęcia "nowa kultura", ale przecież stale jest o niej mowa, np. "postępujcie jak dzieci światłości" (Ef 5, 8). Katalogi dobrych uczynków, uczynków według ducha, występujące w listach Pawłowych, opisują jak wygląda świat budowany przez nowego człowieka. To właśnie świat kultury nazwanej przez nas "nową kulturą". W ten sposób, przez analogię do pojęcia "nowego człowieka", budujemy pojęcie "nowej kultury".
Zatem nowa kultura to proces przekształcania świata przyrody i kształtowania życia według pewnych wartości duchowych. Nowy człowiek, który żyje na co dzień Ewangelią, przetwarzając świat, zmienia go według wartości ewangelicznych.
Jest jeszcze jedno źródło, do którego odwołujemy się używając określenia "nowa kultura". Papież Paweł VI w swej adhortacji apostolskiej o ewangelizacji w świecie współczesnym (Evangelii nuntiandi, 1975) mówi o kilku zakresach pojęcia ewangelizacji. I tak, pierwsze głoszenie jest wtedy, gdy mówimy komuś o Chrystusie, o którym jeszcze nigdy nie słyszał (np. klasyczne misje). Drugi zakres pojęcia to różne metody ewangelizacyjne - rekolekcje, oaza, ewangelizacja parafialna, uliczna, liturgiczna. Jednak najszerszy zakres ewangelizacji wymieniany przez Pawła VI to przepajanie świata, kultury, wartościami ewangelicznymi.
Stanowi to bardzo istotne zagadnienie, bowiem w historii Kościoła, różnych wspólnot chrześcijańskich czy sekt, spotykamy się często z pewną dychotomią rozgraniczającą świat sacrum i profanum - "Mnie obchodzi tylko Pan Jezus. Mnie nie interesuje to, co jest obok, ważne jest tylko to, że ja jestem z Panem Jezusem. To mi daje pokój serca. Niech się dzieje wokół co chce - ja przychodzę i przeżywam głęboko moją relację z Jezusem."
Tymczasem nie ma sfery życia ludzkiego, która nie miałaby być ewangelizowana, która nie miałaby podlegać prawu Ewangelii. Chrystus przecież przyszedł zbawić całego człowieka, z całym jego życiem, ze wszystkimi jego relacjami. Wszystko podlega zbawieniu, cała rzeczywistość. Gdyby ktoś mówił, że ewangelizuje, ale nie przekształca świata według Ewangelii, to marna jest taka ewangelizacja. Moje spotkanie z Jezusem Chrystusem, moje ewangelizowanie, moja formacja, którą np. przeżywam na oazie, ma przekształcać wszystkie sfery mojego życia mające odniesienie do wszelkich sfer życia ziemskiego.

...od wszystkiego, co poniża godność człowieka

Przypomnijmy jeden z filarów formacji chrześcijańskiej zwany deuterokatechumenatem. Ksiądz Franciszek Blachnicki w programie dziesięciu kroków ku dojrzałości chrześcijańskiej, dziewiąty "drogowskaz" odniósł do nowej kultury: "Nowa kultura polega na uwolnieniu człowieka od wszystkiego, co poniża jego godność". Sformułowanie to ukazuje zadanie nowej kultury w aspekcie zagrożonej godności człowieka.
To samo zadanie formułuje Jan Paweł II w swym programie na III tysiąclecie, zawartym w liście apostolskim Novo millennio ­ineunte. Określa on w następujący sposób to, co dziś poniża godność człowieka: W naszej epoce wiele jest bowiem potrzeb, które poruszają wrażliwość chrześcijan. Nasz świat wkracza w nowe tysiąclecie pełen sprzeczności, jakie niesie z sobą rozwój gospodarczy, kulturowy i techniczny, który niewielu wybranym udostępnia ogromne możliwości, natomiast miliony ludzi nie tylko pozostawia na uboczu postępu, ale każe się im zmagać z warunkami życia uwłaczającymi ludzkiej godności (NMI 50).
Podkreślmy - poniżeniem godności człowieka jest to, że tylko niektórzy mają dostęp do dóbr, zarówno w kulturze materialnej jak i duchowej.
Jak to możliwe - pyta dalej papież - że w naszej epoce są jeszcze ludzie, którzy umierają z głodu, skazani na analfabetyzm, nie mający dostępu do najbardziej podstawowej opieki lekarskiej, pozbawieni domu, w którym mogliby znaleźć schronienie?
Możemy narzekać na życie w Polsce: że bezrobocie, że bieda itd. Możemy narzekać i narzekajmy sobie - zawsze może być lepiej. To naturalne, że chcemy usprawnić nasze życie. Ale tak naprawdę należymy do tych 20% bogatych ludzi na kuli ziemskiej.
Jednak Jan Paweł II patrzy szerzej: Ten krajobraz ubóstwa może poszerzać się bez końca, jeśli do starych jego form dodamy nowe, dotykające często także środowisk i grup ludzi materialnie zasobnych, którym wszakże zagraża rozpacz płynąca z poczucia bezsensu życia, niebezpieczeństwo narkomanii, opuszczenie w starości i chorobie, degradacja lub dyskryminacja społeczna.
Może być tak, że człowiek ma wszystko - dom, jedzenie, 10 samochodów, najszybsze łącze internetowe - i nie widzi sensu życia. Bardzo często spotykamy we współczesnym świecie zjawisko narkomanii, które ma swoje podłoże w fałszywym budowaniu sensu życia. Bo jeżeli podstawowym sensem życia dla studenta jest za wszelką cenę skończyć jakieś studia, to wybiega on na bieżnię "wyścigu szczurów". Jak silna jest wtedy pokusa "koksowania", żeby zaliczyć egzaminy - nieważne jakim kosztem. Jeżeli sensem życia będzie zabawa do upadłego w dzień i w nocy, to trzeba wreszcie po kilku godzinach coś wziąć, żeby szaleć do rana. Jeżeli nie potrafię spotkać się z drugim człowiekiem, to zakładam różowe okulary - chemiczne różowe okulary.
Kiedyś w Ameryce przeprowadzono następujący eksperyment. Wybrano grupę studentów i urządzono im zabawę. Zgodnie z metodyką prowadzenia badań podzielono grupę na dwie części. Jedni studenci otrzymali po dużej puszce piwa, a drudzy nie otrzymali żadnego alkoholu. Dano im bilety wstępu i poszli się bawić. Oczywiście, nikt nie wiedział na czym polega eksperyment. Pobawili się do samego rana i następnego dnia otrzymali do wypełnienia ankietę. Ankieta była standaryzowana, z wszystkimi metryczkami i wieloma pytaniami. Wśród nich były kluczowe dla eksperymentu pytania: Jak się bawiłeś? - Wspaniale. Ale czy spotkałeś innych ludzi, czy nawiązałeś relacje? - Tak. W ten sposób odpowiadali ci, którzy dostali puszkę piwa. Korelacja wydawała się oczywista, wypadli lepiej niż niepijący. Opowiadali bowiem, jak się świetnie bawili, że z wieloma ludźmi się spotkali. Ale w tej dyskotece umieszczono kamerę i wszystko filmowano. Okazało się, że było to subiektywne przeświadczenie respondentów, że im tak świetnie było na tej zabawie. "Ukryta kamera" pokazała, że naprawdę siedzieli w kącie, może z kimś tam popijali tę puszkę piwa, ale oni wcale nie szukali kontaktów z drugim człowiekiem.
Eksperyment ten dotyka bezpośrednio poszukiwania sensu życia: chcę się spotkać z drugim człowiekiem, mogę się spotkać z drugim człowiekiem. A jak mogę się spotkać z drugim człowiekiem? Na jakiej płaszczyźnie? Tylko i wyłącznie na płaszczyźnie osobowej.

Spotkać się z człowiekiem może tylko człowiek

Spotkać się z drugim człowiekiem mogę naprawdę tylko jako z osobą. Ilustracją do tego niech będzie świadectwo, które usłyszałem kilka lat temu od Teresy i Janusza. Otóż małżonkowie ci zaczęli uczestniczyć w życiu wspólnoty Domowego Kościoła. Pojechali na oazę i nie od razu przystąpili do Krucjaty Wyzwolenia Człowieka. Przecież używali alkoholu "bardzo kulturalnie", nigdy w ich domu nie było pijaństwa. Po drugim pobycie na oazie postanowili się włączyć do Krucjaty. Ponieważ imieniny Teresy wypadają w październiku, zatem wkrótce po wakacjach zaprosiła ona, zgodnie z dorocznym zwyczajem, gości, swoich przyjaciół. Jak przystało na nowych, gorliwych członków Krucjaty, zapowiedzieli od razu, że w tym roku imieniny będą bez alkoholu. Przyszedł dzień imienin i dzwonek do drzwi się w ogóle nie odezwał. Dla Teresy i Janusza to był wstrząs. Jak to? Tyle lat przychodziło do nas tylu gości i nagle nie przyszli, bo usłyszeli, że nie będzie alkoholu. To znaczy, że oni nie przychodzili do nas - dla nas.
Małżonkowie przeżyli wtedy szok, bo okazało się, że ci ludzie nie chcą spotkać osoby, drugiego człowieka, którym można się ucieszyć. Bo jak nie ma butelki, to nie ma spotkania! Może rzeczywiście trzeba na to spojrzeć jak na tragedię oznaczającą swoistą niezdolność do realizowania się jako osoba. A może jest to takie zniekształcenie kultury, że bez "wsparcia chemicznego" nie potrafimy spotkać się z drugim człowiekiem. Byłbym oczywiście daleki od oceniania, że ci wszyscy, którzy nie przyszli, to "nie-ludzie". Ale ci zapraszający mieli prawo tak się poczuć. W następnych latach na imieninach u Teresy i Janusza gości już nie zabrakło - "przyszli ci, którzy szukali nas, poznaliśmy prawdziwych przyjaciół, którzy przychodzili do nas, a nie do butelki".
Wróćmy do słów Jana Pawła II wskazującego w liście Novo millennio ineunte sfery współczesnego ubóstwa - Niebezpieczeństwo narkomanii, opuszczenie w starości i chorobie (wartość życia człowieka starego w dzisiejszym świecie, który wypycha takich ludzi na margines życia). Dalej wymienia Ojciec Święty spotykane dziś formy poniżania człowieka, takie jak degradacja lub dyskryminacja społeczna (dlatego pojawiają się wspomniane już dziś "wyścigi szczurów" i selekcja na wstępie szkoły - kto się do czego będzie nadawać). Widocznie gdzieś w naturze człowieka jest to, że chce być ponad innymi. Dawne rycerstwo, które osiadało na ziemi, stawało się szlachtą. Ta nazwa oznaczała - szlachetni rycerze, obrońcy ojczyzny. Z czasem doprowadziło to do ukształtowania się dwóch kategorii ludzi - wyższej klasy społecznej i niższej klasy społecznej. Kiedy rozwijał się przemysł znów pojawił się podział na burżuazję i robotników - wyższa i niższa klasa społeczna. Dzisiaj linia podziału przebiega w zależności od tego, kto się gdzie urodził - w apartamentach czy w slumsach, w pierwszym czy trzecim świecie.
Trzeba, aby w obliczu tej sytuacji chrześcijanin uczył się wyrażać swą wiarę w Chrystusa przez odczytywanie ukrytego wezwania, jakie On kieruje do niego ze świata ubóstwa. Sięgając do definicji ubóstwa zaczerpniętej z Novo millennio ineunte rozumiemy, że nie chodzi tylko o "dziada pod kościołem". Stokroć gorsze jest ubóstwo duchowe.
W ten sposób będzie można kontynuować tradycję miłosierdzia, która już w minionych dwóch tysiącleciach wyraziła się na wiele różnych sposobów, ale która obecnie wymaga może jeszcze większej inwencji twórczej - mówi dalej Jan Paweł II. Dawniej to było proste: jechało się w niedzielę bryczką do kościoła, brało się garść miedziaków, każdemu dziadowi pod kościołem dawało po miedziaku i niekiedy do tego ograniczano miłosierdzie. Jak się miało wrażliwsze sumienie, to się w swoim majątku nie wyzyskiwało ludzi, którzy się cieszyli, że są tam, gdzie jest dobrze. Wiemy, jakie były trudne sytuacje po powstaniu styczniowym w Kongresówce, po zniesieniu pańszczyzny, do tego bez uwłaszczenia, gdy wielu ludzi znalazło się nagle w pustce - nikomu niepotrzebni, nikt się nimi nie interesował. Przedtem właściciel ziemski opiekował się nimi, ale oni sami, jako chłopi pańszczyźniani, nie byli przygotowani do samodzielności. Podobnie dzieje się dzisiaj - państwo socjalne się rozpada, potrzebne są nowe inwencje twórcze. Jak ja mam pomóc człowiekowi zagubionemu w dzisiejszym świecie? Co to znaczy wykazać inwencję twórczą wobec np. mojego kolegi, mojej koleżanki, którzy zachłysnęli się "wyścigiem szczurów"? I nie wygrali! Co mogę zrobić z kolegą, koleżanką, którzy mówią: "nie widzę sensu życia, nie mogę sobie dać rady w życiu, nie mogę nadążyć za tym światem"? Samobójstwa popełniają w dużej mierze ludzie młodzi.

"z młodzieżą trzeba być"

Potrzebna jest dziś nowa wyobraźnia miłosierdzia, której przejawem - wyjaśnia dalej Jan Paweł II w Novo millennio ineunte - będzie nie tyle i nie tylko skuteczność pomocy, ale zdolność bycia bliźnim dla cierpiącego człowieka. Można usiąść za biurkiem i wydawać kwitki dla głodnych, to jest też bardzo ważna rzecz, ale najważniejsza jest miłość! Ksiądz Franciszek Blachnicki podkreślał: żeby podnieść człowieka muszę najpierw się pochylić. Jan Paweł II zaś mówi: zdolność bycia bliźnim dla cierpiącego człowieka, solidaryzowania się z nim tak, aby gest pomocy nie był odczuwany jako poniżająca jałmużna, ale jako świadectwo braterskiej wspólnoty dóbr: "Jesteś dla mnie bratem. Dlatego ja, ze względu na ciebie staję przy tobie, przy tobie obarczonym swoimi problemami. Chcę być z tobą solidarny".
Klasycznym przykładem takiej postawy jest zakon mercedariuszy, założony przez św. Piotra Nolasco w czasie wypraw krzyżowych - zakon od wykupu niewolników. Wówczas tak realizowano miłosierdzie - jeśli zabrakło funduszy na wykup z rąk muzułmanów pojmanych w niewolę rycerzy, to zakonnicy szli "w zastaw", dopóki nie dostarczono pieniędzy. Ktoś powiedział, że kojarzy mu się to z Krucjatą - przez analogię, jesteśmy zakładnikami niewolników alkoholu.
Winniśmy zatem postępować w taki sposób - pisze Ojciec Święty w Novo millennio ineunte - aby w każdej chrześcijańskiej wspólnocie ubodzy czuli się jak u siebie w domu. Myśl ta przypomina mi postać brata Rogera z Taizé. W jednym ze swoich listów w latach siedemdziesiątych nawoływał, by "w twoim domu każdy człowiek mógł poczuć się, jak u siebie. Żeby nie bał się przyjść do ciebie, bo np. masz tak bardzo wyrafinowane umeblowanie mieszkania". Twój styl życia powinien być otwarty na drugiego człowieka. Zauważmy, jak łatwo można zbudować barierę. Nie dlatego, że ci nie wolno czegoś tam mieć. Możesz mieć, tylko czasami się zastanów, co naprawdę może stanowić barierę przystępu do ciebie. Brat Roger wyraził to bardzo praktycznie.
Zobaczmy, jak się to przekłada na problem stylu życia dzisiejszej młodzieży. Nie wystarczy, że powiesz młodemu człowiekowi - nie pij, nie bierz narkotyków. Pokaż mu styl życia bez alkoholu, żeby czuł się przy tobie bezpiecznie! Zobacz, ile masz takich osób, które czują się zagubione, przy których trzeba po prostu być.
Kilka lat temu na Białorusi dotarliśmy do ks. prałata Bulki. Wówczas miał 76 lat. Został wyświęcony na kapłana dopiero w 60 roku życia. Marzył o tym latami. Nie mógł jednak wcześniej pójść do seminarium, bo były ścisłe limity. Przyjechaliśmy do niego. Plebania stoi obok kościoła. Wieś na Witebszczyźnie, za oknem biegają kury, wokół pełno ludowych figurek. Ksiądz prałat posadził nas w pokoju i włączył wideo. Pokaz trwał krótko - "Patrzcie: tutaj był taki zwyczaj w noc świętojańską, w święto Kupały, było pijaństwo wielkie, sprośności itd. Postanowiłem to zmienić. Ale jak się ludziom coś zabiera, to im trzeba dać w zamian coś innego." I pokazuje nam nagranie - Msza święta w kościele, w wigilię uroczystości świętego Jana. Potem ludzie idą do ogniska, smażą kiełbaski, tańczą. Nie było już pijaństwa. Ten niezwykły kapłan oprowadzał nas po terenie parafialnym i mówił: "A tutaj stanie jeszcze takie podium, żeby młodzież miała gdzie śpiewać i grać." Wizjonerskim wzrokiem patrzył i kontynuował: "Z młodzieżą to trzeba być!" Tę zasadę wychowawczą sformułował św. Jana Bosco - "być z wychowankami". O tym właśnie czytamy w Novo millennio ineunte. Dla mnie cytowany tekst jest fundamentalny dla zrozumienia sensu Krucjaty Wyzwolenia Człowieka.
Powróćmy do cytowanego tekstu z Novo millennio ineunte: Winniśmy zatem postępować w taki sposób, aby w każdej chrześcijańskiej wspólnocie ubodzy czuli się jak u siebie w domu. Czyż taki styl życia nie stałby się największą i najbardziej skuteczną formą głoszenia nowiny o Królestwie Bożym? Bez tak rozumianej ewangelizacji, dokonującej się przez miłosierdzie i świadectwo chrześcijańskiego ubóstwa, głoszenie Ewangelii, będące przecież pierwszym nakazem miłosierdzia, może pozostać niezrozumiane i utonąć w powodzi słów, którymi i tak jesteśmy nieustannie zalewani we współczesnym społeczeństwie przez środki przekazu. Miłosierdzie czynu nadaje nieodpartą moc miłosierdziu słów.
Kto jest moim bliźnim w epoce globalizacji?

Część drugą zacznijmy od przytoczenia raz jeszcze programu zawartego w dziewiątym drogowskazie wiodącym nas "ku dojrzałości chrześcijańskiej": "Nowa kultura polega na uwolnieniu człowieka od wszystkiego, co poniża jego godność oraz na rozwijaniu wartości osoby i wspólnoty we wszystkich dziedzinach życia. W pierwszej części spotkania zarysowaliśmy mapę dziedzin życia wymagających ewangelicznego uzdrowienia, przywoływanych przez Novo millennio ineunte.
Byłoby dobrze przeprowadzić - na spotkaniach w grupach animatorów czy kandydatów na animatorów, czy po prostu w naszych parafiach - Ewangeliczną Rewizję Życia w następujących tematach: W jakich dziedzinach życia, w których uczestniczę, mam rozwijać wartość osoby? Co to znaczy spotkać się z drugą osobą, a nie z rzeczą?
W dobie globalizacji zostaliśmy troszeczkę znieczuleni. Bo jak kochać wszystkich, tych gdzieś na antypodach, gdy akurat CNN podało wiadomość, że tam ktoś kogoś zabił, albo był pożar, albo jakaś katastrofa. Wszystko jest robione pod kątem zwiększenia tzw. oglądalności. Chodzi oczywiście o cenę, jaką można zażądać za reklamę. Równocześnie mam świadomość, że ja nie jestem w stanie nic pomóc tym odległym ludziom. Przyzwyczajam się do tego, że wobec wielkich problemów życiowych człowieka lub grupy ludzi staję bezradny, ubezwłasnowolniony. Co ja mogę poradzić na to, że kangur, gdzieś tam w Australii, bawił się z dzieckiem i zaboksował je na śmierć? Więc pierwszą moją reakcją jest: to było daleko, całe szczęście, że nie u nas w Polsce, chwała Panu - i włączam następne wiadomości. W ten sposób staliśmy się znieczuleni. To znieczulenie sięga potem coraz dalej, aż do naszego najbliższego otoczenia. Coraz bardziej odseparowuję się od ludzi. Już nie rozmawiam z ludźmi - uruchamiam Gadu-Gadu i jestem z nimi on line! No, w najlepszym wypadku poczta mailowa, gdzie jeszcze są jakieś resztki możliwości wyrażenia moich myśli i moich uczuć przy pomocy przemyślanego, wyważonego, pięknego słowa.
Toksyna znieczulająca rozchodzi się szerzej. "Co ja mogę zrobić, że w Polsce dzieje się coś złego. Przecież to nie ode mnie zależy, co tam na Wiejskiej wyprawiają." Media liberalne, hołdując myśleniu postmodernistycznemu, utwierdzają mnie w przekonaniu, że nie ma autorytetów, nie ma stałych zasad, nie ma wartości, nie ma niepodważalnej prawdy. Wszystko jest grą. Gdzie jest miejsce dla godności osoby? Tam przecież jest człowiek, osoba! Trzeba uczyć się wrażliwości. A może się chociaż pomodlić za tych konkretnych ludzi, którzy cierpią? Może aż tyle?
Idźmy dalej tym tropem. W naszej mentalności naprawdę jest coraz mniej miejsca na bliźnich. Jesteśmy zaśmieceni tym, co pokazali w telewizji. Mówi się dziś, że istnieją tylko fakty medialne - czyli faktycznie istnieją tylko te wydarzenia, które zostały pokazane w telewizji, innych nie ma. Przestaje istnieć rodzina, przestaje istnieć kolega, koleżanka. Przestaje istnieć miłość osób najbliższych, miłość małżeńska, bo pojawia jakaś globalna pornografia. To też jest element upokorzenia człowieka. Znów oddzielenie od żywego człowieka. Kreowanie tego, co niekoniecznie jest realne - to, co jest pokazywane na ekranie niekoniecznie jest faktem. Jest to jakaś konstrukcja zbudowana na podstawie rzeczywistych zdarzeń. Czy to jest rozwijanie wartości osoby i wspólnoty? Pięć osób w telewizji, ciągle tych samych, na okrągło powtarza te same tematy. A my potem - ble, ble, ble - powtarzamy po nich. Tym, co mnie bardzo irytuje w spotkaniu z drugim człowiekiem, jest wygłaszanie tez dotyczących aktualnej sytuacji politycznej, gospodarczej, społecznej i przekonywanie mnie, że taka jest właśnie prawda, że mój rozmówca wie, jakby sam to zbadał albo tam był. Przecież ja wiem, po kim on to powtórzył, w którym dzienniku telewizyjnym powiedział to tzw. "dyżurny komentator - mędrzec od wszystkiego".
Muszę być czujny i wiedzieć, że pewne rzeczy są programowane, manipulowane. Jeżeli pod tym kątem się przyjrzycie pewnym wiadomościom, to się zorientujecie, że nie jest tak, że coś się naprawdę istotnego wydarzyło. Po prostu nagle część osób bezmyślnie powtarza jeden po drugim to, co "powiedzieli w telewizji". Trzeba być bacznym! Jeśli chcemy szerzyć kulturę trzeźwości, to trzeba "płynąć pod prąd" reklamie, artykułom sponsorowanym, wypowiedziom ludzi, których nie stać na radykalizm sprzeciwu, np. wobec picia alkoholu przy każdej okazji, czy też ludzi, którzy sami mają problem alkoholowy i maskują się "koniecznością" obyczajową.

Godność osoby

Jak będziemy rozumieć i rozwijać wartość osoby we wszystkich dziedzinach życia? Czy na pierwszym miejscu będzie jej godność? Czy z szacunkiem będziemy mówić o drugim człowieku? Jak będziemy traktować drugiego człowieka? Czy będziemy go szanować jako osobę? Nawet jeżeli błądzi? Czy umiem z miłością i szacunkiem popatrzeć na niego? To jest jeden z najtrudniejszych problemów, bo nasza ludzka natura jest poraniona naszymi i cudzymi grzechami. W związku z tym chcielibyśmy bardzo często zareagować na postawy innych negatywnie. Biada na przykład takiemu członkowi Krucjaty Wyzwolenia Człowieka, który będzie stale zgorszony tym, że nie wszyscy są w Krucjacie. To będzie antyświadectwo, bo on nie przyjął podstawowej tezy, że jest to dobrowolne dzieło. W Abstynenckim Credo ksiądz Franciszek Blachnicki podkreśla, że Krucjata stoi zdecydowanie na stanowisku całkowitej abstynencji od alkoholu. Krucjata zrzesza w swoich szeregach tylko całkowitych abstynentów i zmierza do tego, aby jak najwięcej ludzi, w imię miłości do Niepokalanej, nakłonić do decyzji całkowitej abstynencji od alkoholu. To jest bardzo ważne pytanie - Czy ja to dzieło podejmuję z miłości? Czy w Krucjacie Wyzwolenia Człowieka widzę człowieka? Jeżeli odkryję, że motywem mojego przystąpienia do Krucjaty Wyzwolenia Człowieka była niechęć do drugiego człowieka, nienawiść, bo on np. czyni jakieś zło, to natychmiast powinienem przystąpić do pracy nad sobą. Krucjata Wyzwolenia Człowieka jest drogą ciągłego rozwoju osoby, inaczej wcześniej czy później okaże się, że mam komuś za złe jego złe, subiektywnie złe, postępowanie. Dlatego muszę w sobie to przepracować. Inaczej będę mówił - dlaczego cały świat to nie abstynenci - i zgorzknieję. Ja mam rozwijać wartość osoby także w swojej osobie. To jest nowa kultura.
Popatrzmy jeszcze raz na dziewiąty drogowskaz wiodący nas "ku dojrzałości chrześcijańskiej". Poleca on nam rozwijać "wartość osoby i wspólnoty".
Co to oznacza dla nas, w epoce społeczeństwa posttotalitarnego, po epoce kolektywizmu? "Jednostka - zerem, kolektyw - wszystkim" - tak Majakowski opiewał socrealizm. W systemie sowieckim jednostka się nie liczyła. Natomiast chrześcijaństwo jest ze swej natury głęboko personalistyczne - priorytet człowieka, osoby. To nie jest tak, że kochamy wszystkich, tak "w ogóle". Ja muszę widzieć, że kształtowanie życia społecznego musi mieć na względzie każdego człowieka. Wszystkie totalitaryzmy zasadzają się na tezie przeciwnej - ja chcę coś dobrego zrobić dla społeczeństwa, więc w tym celu mogę pozbyć się wrogów klasowych, mogę się pozbyć innej narodowości, mogę pozbyć się ludzi chorych, starych. Do tego prowadzi priorytet ideologii nad człowiekiem.
A jednak wszyscy jesteśmy dziećmi Bożymi. O priorytecie człowieka nad ideologią przypomina nam wspaniała modlitwa przed adoracją Krzyża w Wielki Piątek. Modlitwa Powszechna - wzór modlitwy wiernych w każdej Mszy św., która ujawnia kręgi zbawienia - za kogo umarł Chrystus. Modlimy się za Kościół, za papieża, za biskupów, za wszystkich chrześcijan, za Żydów, za tych, którzy wierzą w jednego Boga, wreszcie za wszystkie stany, za rządzących, za cierpiących i chorych, za prześladowanych. Chrystus umarł za wszystkich! To jest bardzo ważne w kontekście godności człowieka: Chrystus nikogo nie wykluczył. Tak trzeba patrzeć na ten najszerszy wymiar wspólnoty i jej wartość, mającą swe źródło w godności człowieka. Teologicznie na wspólnotę trzeba też patrzeć jak na dzieci Boże, które są złączone bo mają wspólnego Ojca. Wtedy jest braterstwo między ludźmi, kiedy mamy wspólnego Ojca, kiedy wiemy, że Bóg jest naszym Ojcem. Wtedy możemy mówić o braterstwie. Inaczej jest to pewna utopia, pewna ideologia - "wolność, równość, braterstwo" - nieosiągalne ludzkim wysiłkiem.
Nowa kultura polega na [...] rozwijaniu wartości osoby i wspólnoty - czytamy w tekście drogowskazu - jest ona dziś bardzo potrzebną formą świadectwa i ewangelizacji. O tym słyszeliśmy w omawianym fragmencie z Novo Millennio Ineunte (NMI 50). Po prostu trzeba stanąć przy drugim człowieku, przy osobie, nie przy przedmiocie. To jest właśnie problem każdego urzędnika, każdego nauczyciela, każdego lekarza, każdego księdza. Czy potraktuję człowieka jako paragraf, numer czy jako osobę?
Reasumując dotychczasowe rozważania stwierdzamy, że dziewiąty drogowskaz przynosi nam światło (fos) ukazujące wartość i godność osoby i - odnosząc nas do definicji nowej kultury - stwierdza, że jest dziś potrzebna taka forma świadectwa i ewangelizacji. Według Evangelii nuntiandi, ostatecznym i najszerszym zakresem ewangelizacji jest przepajanie kultury duchem Ewangelii.

Nie jestem człowiekiem znikąd

Jednym z problemów związanych z zagadnieniem sięgania przez młodych ludzi po alkohol jest wykorzenienie, nie tylko poszczególnych osób, ale całych społeczeństw. Spójrzmy zatem na zagadnienie nowej kultury w sposób następujący: "zewangelizowana" kultura, wypływająca z poszanowania godności osoby, tworzy środowisko sprzyjające rozwojowi osoby. W Polsce odbywały się na początku lat dziewięćdziesiątych wielkie dyskusje, czy używać pojęcia "wartości chrześcijańskie", czy zapisywać, czy nie zapisywać ich w ustawach. Tak naprawdę chodzi o coś dużo ważniejszego od problemu prawnych rozstrzygnięć. Kultura, która będzie faktycznie przepojona wartościami ewangelicznymi, będzie tworzyć środowisko będące realną propozycją życia rozwijającego wartość i godność człowieka. Czy oznaczałoby to wyłączenie osobistej decyzji człowieka? Oczywiście, nie! W naszym społeczeństwie prawie wszyscy byli ochrzczeni w dzieciństwie. Rodzice uznali, że chcą przekazać dzieciom to, co dla nich stanowi największą wartość. Czy to oznacza, że nie każdy mówi osobiście w swoim życiu Panu Bogu "tak"? Kiedyś rodzice powiedzieli to jak gdyby za was. Nie pytali was. Ale czy ten wybór wartości ewangelicznych, dokonany przez rodziców, nie był błogosławieństwem dla waszego wzrostu? Czy wolelibyśmy w każdym pokoleniu zaczynać od podstaw w poszukiwaniu sensu życia? Czy musimy rzeczywiście wszystko sprowadzać tylko do osobistej decyzji? Przecież człowiek może startować z coraz to wyższego poziomu. Jego osobista decyzja znajduje już wtedy płaszczyznę odniesienia. Teraz, jeżeli popatrzymy na historię 2000 lat chrześcijaństwa i przemian kulturowych, które to chrześcijaństwo przyniosło, możemy śmiało powiedzieć, że nastąpiła wielka zmiana obyczajów w porównaniu z tym, co było w starożytności i średniowieczu. Bywały różne okresy regresu, kiedy dominowali barbarzyńcy. Tak było we wczesnym średniowieczu, kiedy trzeba było ewangelizować kulturę, która wdarła się do imperium rzymskiego. Trzeba było wychować do poszanowania godności człowieka ludy germańskie, które przyszły ze swoimi okrutnymi zwyczajami. To wymagało czasu, wychowania nowych pokoleń. Cokolwiek byśmy nie powiedzieli o brutalizmie, z którym spotkaliśmy się w XX wieku, to równocześnie musimy uznać, że ludzkość, w tym samym XX wieku, dojrzewała do postępu w sferze szacunku dla człowieka i jego niezbywalnych praw (niestety zapominano o jego obowiązkach). Chwilowy regres w kulturze ma swe źródło w błędnej antropologii - tam, gdzie nie uznaje się wartości osoby. Nie muszę chyba przekonywać, jaki jest związek pomiędzy poszanowaniem życia nienarodzonych, czy eutanazją, a poszanowaniem godności osoby w ogóle. Jeżeli tutaj następuje jakieś cofnięcie, wtedy to grozi destrukcją postaw ewangelicznych w kulturze.
Dlatego trzeba dbać o to, żeby pewne normy życia społecznego były inspirowane przez wartości ewangeliczne - owe ośmieszane w laickich mediach "wartości chrześcijańskie" - czyli odwołać się do godności osoby ludzkiej. Inaczej każde pokolenie będzie musiało po omacku szukać sensu życia startując od zera, nie mając punktów odniesienia dotyczących np. zdrowej obyczajowości.
Kilka lat temu prowadziłem rekolekcje dla animatorów, wśród których połowa uczestników była z Polski, połowa z Białorusi. W pewnym momencie jednemu z bardzo zaangażowanych mężczyzn wyrwało się w trakcie mojego wykładu stwierdzenie: "u nas na Białorusi jest takie, proszę księdza, pogaństwo". Przerwałem: "Nie wolno Ci tak mówić. Mimo, że w Polsce też potocznie mówimy, że u nas jest pogaństwo, a nawet możemy wskazać wiele przykładów spoganienia obyczajów". Żeby przybliżyć słuchaczom zagadnienie, zadałem pytanie: "kiedy byłeś ochrzczony?". "W dzieciństwie". "Kiedy byłeś u pierwszej komunii?". "Sześć lat temu". Pytam następną osobę: "Kiedy ochrzczona byłaś?" - "W dzieciństwie". "Kiedy u pierwszej komunii?" - "Sześć lat temu". Z całej grupy tylko jedna osoba była i ochrzczona w dzieciństwie i od dzieciństwa chodziła do kościoła. Była z Grodna - tam trochę więcej było czynnych kościołów. "Wasi rodzice przekazali wam to, co uznawali za najcenniejsze. Przecież nie mogło być tak, że masowo was chrzcili z powodu zabobonów. Mógł się pojedynczy przypadek zdarzyć, że ktoś potraktował chrzest w sposób zabobonny. Ale naprawdę oni nieśli w sobie przekonanie, że trzeba dzieciom przekazać wiarę. Tylko potem kościół był zamknięty, nie było księży albo się po prostu rodzice bali. Nie będziemy tego teraz oceniać od strony moralnej. Dlaczego w Mińsku widzę u was tyle kościołów odbudowywanych z taką pieczołowitością? Tych kilka, które się udało odzyskać. Po to, żeby odnieść się do wiary waszych przodków. Więc dlatego nie mówcie o pogaństwie na Białorusi (czym innym jest oczywiście kultura neopogańska szerząca się w całej Europie!).
Wtedy mnie zapytano, kiedy ja byłem ochrzczony? Odpowiadam: "ja byłem ochrzczony w roku 966. Nie w roku 1966, ale w roku 966. Ja mam za sobą tysiąc lat chrześcijaństwa. Moi pra, pra, pra... pradziadowie poszli wtedy za Chrystusem. Co oni robili po drodze - nie wiem. Na ile grzeszyli, na ile byli święci - tego nie wiem. Ale wiem, że od tysiąca lat starali się moi przodkowie żyć po chrześcijańsku. Na Białorusi możemy powiedzieć, że Wielkie Księstwo Litewskie przyjęło chrzest w obrządku łacińskim w roku 1385. Więc jesteście w tym kraju od tylu lat chrześcijanami, a może nawet dłużej, uwzględniając wcześniejsze misje."
Nie jesteśmy ludźmi znikąd. Każdy totalitaryzm starał się odciąć człowieka od korzeni - "Jesteś człowiekiem znikąd, historia twoja rozpoczęła się dopiero wczoraj" - np. w przypadku bolszewizmu było to w roku 1917. Wcześniej nic nie było. A przecież moja historia jest jedną ze składowych poznawania godności osoby. To są moi przodkowie, to są ci, którzy oddawali życie po to, aby moja ojczyzna była wolna, żeby była chrześcijańską ojczyzną. To wreszcie ci, którzy mnie przyprowadzili do chrzcielnicy.
Jeżeli marzycie o wielkiej miłości, to zastanówcie się jak wy i wasze pokolenie będzie kształtować swe życie. Co wy zrobicie, żeby wasze pokolenie przekazało swoim dzieciom inne życie. Bo to nie jest tak, że wasze dzieci będą odizolowane od dzieci waszych koleżanek i kolegów, którzy nie będą w Krucjacie. Od waszych koleżanek i kolegów, którzy zmienią partnerów, mężów, żony i jeszcze nie wiadomo co. One będą żyć w tym świecie, takim jakim on jest. To od was będzie zależało, czy wasze dzieci będą mieć tak wielkie poczucie godności swojej osoby, że kiedy środowisko będzie mówiło coś innego, kiedy będzie się im proponować zachowania poniżające godność człowieka, to wasze dzieci spontanicznie powiedzą "nie". Mówimy, że najlepszym czynnikiem profilaktycznym wobec dzieci i młodzieży jest po prostu świadectwo. Wy się nie musicie martwić o to jak nadskakiwać waszemu dziecku, żeby nie wpadło w złe otoczenie. Profilaktycy mówią, że wystarczy, aby dziecko do 15 roku życia nie widziało w rodzinie tej magii substancji chemicznych, a już będzie w dużej mierze uodpornione. Ono nie czuje potrzeby naśladowania dorosłych, wchodząc w tajemnicę ich świata opartego o alkohol.
Jest to bardzo ważne dla rodziców kochających swe dzieci. Jeśli dzieci czują się zakorzenione w świecie wartości, jeżeli doświadczają miłości rodziców, więzi z nimi, to jest to czynnik najbardziej chroniący - profilaktyczny. A przecież wielu rodziców pyta nieraz "dlaczego ja mam być w Krucjacie, przecież ja nie piję, moi najbliżsi w rodzinie nie piją, to dlaczego ja mam być w Krucjacie?" Okazuje się jednak, że właśnie miłość do swych dzieci przekonuje do Krucjaty.

Nie lękajcie się!

Może ci kiedyś wmawiano, że jesteś niczym, bo tylko kolektyw jest wszystkim, a jednostka zerem. Ale ty jesteś człowiekiem, dzieckiem Bożym, ty masz chodzić z podniesioną głową - jesteś ukochanym dzieckiem Ojca! "Chociażbym przechodził przez ciemną dolinę, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną" (Ps 23). Nowy człowiek tworzy nową kulturę, wyrażającą się także w zdolności do poświęcenia czegoś dla młodego pokolenia, np. podejmowania abstynencji od alkoholu. Nie lękacie się tego świata!

1/ Ks. Franciszek Blachnicki, Dorgowskazy Nowego Człowieka. Krok Dziewiąty - Nowa Kultura (etap formacji deuterokatechumenalnej w Ruchu Światło-Życie).
2/ Konferencja dla uczestników Szkoły Animatora w Brwinowie (16 kwietnia 2005 r.).

Eleuteria nr 63, lipiec-wrzesień 2005

początek strony