Co zrobić, gdy... rodzice proszą mnie o zakup alkoholu? poprzednia strona

Ks. Piotr Kulbacki: Pytanie to wzbudziło ożywioną dyskusję redakcyjną. Mam nadzieję, że wypowiedzi zamieszone poniżej pomogą w spokojniejszym realizowaniu przesłania Krucjaty.

Katarzyna Owczarek: Niedawno miałam możliwość odwiedzić przepiękny zakątek Polski, jakim jest Kazimierz nad Wisłą i jednocześnie uczestniczyć w konferencji naukowej poświęconej zagadnieniom profilaktyki wśród młodzieży. Po dniu pełnym dyskusji i wykładów, wieczorem włączyłyśmy z koleżanką telewizor, by zobaczyć aktualne wiadomości. Ponieważ była możliwość "poskakania" po programach, skorzystałyśmy z tej możliwości i króciutko obejrzałyśmy trzy fragmenty programów w różnych stacjach telewizyjnych. Przez 15 minut, które poświęciłyśmy na zapoznanie się z treścią oferowanych programów, natknęłyśmy się na kilka wątków dotyczących alkoholu. W jednym programie był to "Kabaret Starszych Panów", a w nim skecz o "kryptoalkoholikach", w drugim program "Tok Szoł", w którym występował przed kamerami lider zespołu rockowego. Poproszony przez prowadzącego program, miał opowiedzieć zabawną historię o swoim małym (5-letnim) synku. Lider zgodził się i opowiedział, jak niedawno wysłał synka do sklepu, prosząc by malec kupił i przyniósł mu jednego "Żywczyka" (piwo). Malec przyszedł do domu z pustymi rękami, gdyż jak powiedział, były tylko "Ebolki". Lider zespołu, jak i wszyscy zgromadzeni w studiu, bardzo się śmiali z pomysłowości malca, po chwili jednak tata zaczął się tłumaczyć, że nie jest jakiś tam "najgorszy" i nie zmusza swojego dziecka do kupowania "gorzały" - przecież w sklepie pracuje niewiele większa dziewczynka, która pomaga w sklepie swoim rodzicom w sprzedaży alkoholu.

Pomyślałam sobie wtedy o innych dzieciach, które są wysyłane przez rodziców po alkohol, oraz o tych, które są zmuszane przez rodziców lub za ich przyzwoleniem do sprzedaży w sklepie. Zazwyczaj dzieje się to w małych miejscowościach, na wsiach. Pomijam, że z punktu widzenia prawa zawsze powinny wracać z pustymi rękami, gdyż nie wolno sprzedawcy sprzedać nieletniemu piwa. Każdy rodzic powinien wiedzieć, że wysyłanie nieletniego po alkohol jest uczeniem dziecka łamania prawa. Jeżeli bowiem karteczka od rodzica wystarczałaby przy zakupie piwa, to można by ją potem łatwo podrabiać samemu. Dziecko w ten sposób uczy się, że istnieją umowy między dorosłymi, które pozwalają skutecznie omijać prawo.

Przy okazji pomyślałam o tych młodych ludziach, którzy może już pełnoletni, ale poprzez fakt bycia w KWC nie chcą tego alkoholu kupować dla dorosłych. Nie tyle chodzi mi o te domy, w których istnieje poważny problem alkoholizmu i sprzeciwianie się pijanemu rodzicowi rodzi odrębny problem. Myślę o tych, którzy pytają, czy mogą, robiąc zakupy na przyjęcie imieninowe, kupować na prośbę taty czy mamy alkohol. Czy wyjeżdżając za granicę - na Słowację czy do Włoch mogą przywozić alkohol, skoro rodzic tak bardzo o to prosił?

Stanisława Orzeł: W takim przypadku, niezależnie od wieku, zawsze trzeba podjąć z rodzicami rozmowę - serdeczną i rzeczową. Najlepiej usiąść do osobistej rozmowy i podzielić się najpierw faktem włączenia się do Krucjaty, opowiedzieć o postanowieniach z tym związanych, i poprosić bardzo rodziców, by te postanowienia zechcieli uszanować i pomogli je wypełnić. Mogą pomóc dzieciom przez niekupowanie alkoholu na uroczystości młodzieżowe, spotkania w domu, przez nienamawianie do toastu przy innych okazjach i poprzez niewysyłanie swojego dziecka po zakup alkoholu. Na pewno łatwiej będzie wtedy rodzicom wysłuchać i wypełnić prośbę, niż w przypadku żądania - zwłaszcza, gdy dziecko jest już prawie dorosłe albo gdy jest małoletnie i "winno być posłuszne rodzicom".

Dobrze jest opowiedzieć rodzicom o wartościach, które są w Krucjacie, a którymi chcecie żyć, o stylu życia, który chcecie przyjąć. "Krucjatowy styl życia" czasem trudniej jest realizować w swoim domu, w relacjach rodzinnych niż w środowisku życia poza domem, ale jest to również teren ewangelizacyjny. Wielu młodych, także dzieci, przyprowadziło rodziców i rodzeństwo do Krucjaty, do Oazy i do kręgów Domowego Kościoła. Jest to możliwe w atmosferze życzliwości i cierpliwości. Nie tylko rodzice wychowują dzieci, ale i dzieci kształtują postawy swoich rodziców. Pan Bóg ma nieraz łatwiejszy dostęp do serca rodziców przez własne ich dzieci, bo trudno jest odmówić prośbie dziecka.

KWC nie jest w sprzeczności z IV przykazaniem Bożym. Może - i często naprawdę - pomaga bardziej kochać swoich najbliższych, zwłaszcza tych, których trudno jest kochać. Wiedzą to dzieci, które są w KWC z motywów chęci pomagania pijącym rodzicom. Ale to zawsze wymaga czasu i pracy własnej, a czasem i pomocy osób doświadczonych czy profesjonalistów. Nie zawsze owoce bycia w Krucjacie są takie, jakich oczekujemy.

Zachęcam, by tutaj, na łamach "Eleuterii" podzielić się z innymi swoim doświadczeniem rozwiązywania tych problemów. Może ktoś skorzysta z waszego doświadczenia? Mogą napisać także rodzice - o tym jak przyjęli początkowo dziwną dla nich decyzję swojego dziecka.

Ks. Tomasz Opaliński: Pozostaje jeszcze jeden problem. Czasem za pytaniem "co powinienem zrobić, gdy rodzice wysyłają mnie po alkohol?" kryją się pytania młodych ludzi, którzy mają w domu "problem alkoholowy", czyli pijących rodziców, z miłości do nich podejmują Krucjatę (ilu z nas z tej właśnie intencji przystępuje do Krucjaty, może nam dać wyobrażenie artykuł Krzysztofa Wojcieszka), ale boją się, czy mogą ją podpisać, bo co będzie, gdy podchmielony rodzic pośle po piwo? Kupić, nie kupić? I to, i to jest trudne, a zarazem i to, i to wydaje się grzechem, więc może lepiej nie podpisywać?? I tak ze strachu, od którego Krucjata ma przecież wyzwalać, rezygnują z wstąpienia do niej, rezygnują z wielkiego dobra, jakim jest decyzja płynącej z miłości do najbliższych ofiary wyrzeczenia? Lęk ten często jest na wyrost, ale często nie, bo jak dyskutować z pijanym, który sam przed sobą nie przyznaje się do choroby alkoholowej, a teraz właśnie go "suszy" i wysyła dziecko po "piwko", bo jak nie, to skatuje? Jak to jest wtedy z wiernością zobowiązaniom?

Nie powiem, że trzeba łatwo i bez walki poddać się, stulić uszy i lecieć po piwo. Zobowiązania Krucjaty są prostymi zobowiązaniami do czynienia dobra. Nie są pod grzechem choć rodzą odpowiedzialność moralną (np. zaniedbanie czynienia dobra, zgorszenie), która może w pewnych sytuacjach być grzechem. Ale warto sięgnąć do teologii moralnej i spojrzeć na zagadnienie na przykładzie definicji grzechu. Grzech jest świadomym i dobrowolnym przekroczeniem woli Bożej. Skoro jest świadomym i dobrowolnym, to w przypadku przymusu, często ciężkiego, taki przymus zdejmuje lub poważnie ogranicza odpowiedzialność moralną osoby przymuszanej, powodując, że taki czyn jest kwalifikowany jako grzech lekki, o ile w ogóle kwalifikowany jest jako grzech? Ta zasada obowiązuje przez analogię w przypadku zwykłych zobowiązań.

Radziłbym w takich przypadkach jednak wielkoduszne podpisanie Krucjaty, ofiarowanie swojego daru serca. Nie znaczy to, że jest to rozmywanie zasad Krucjaty, godzenie się już w założeniu na jej łamanie. Jest to zwykłe, pokorne uznanie własnej słabości, które jednocześnie musi być związane z modlitwą o Bożą pomoc, o wyzwalanie od lęku, o siłę w mówieniu "nie". Krucjata wyzwala, także tych, którzy ją ofiarują, wezwanie "nie lękajcie się" zawsze więc będzie stanowić doping do tego, by powiedzieć "nie". Do tego jednak trzeba dojrzewać, a w trudnych warunkach takie dojrzewanie i wyzwalanie się z lęku może być długotrwałym procesem. Ważne jest jedno: by nie zatracić ducha wielkodusznej miłości, większej od naszej słabości, by lęk przed własną słabością nie powstrzymał nas przed czynieniem dobra, bo inaczej będziemy podobni do ludzi, którzy zawczasu się kładą z obawy, że za chwilę upadną, i tak całe życie spędzają leżąc? A przecież normalną postawą człowieka jest postawa stojąca i żadne upadki, które się przecież przydarzają, tego faktu nie zmienią. A więc - nie lękajcie się! Nie lękajcie się ofiarować daru swojego serca, obawiając się tego, że upadniecie. Nie popełnia błędów tylko ten, kto nic nie robi. A ofiarując swoją abstynencję i prosząc Boga o pomoc w jej dotrzymaniu (każdemu potrzebna jest taka pomoc), możemy zrobić naprawdę wiele.

Eleuteria nr 47, lipiec - wrzesień 2001

początek strony