Krucjata na emigracji TAK czy NIE? poprzednia strona

Robert Żurek (Berlin)

Niemial z rocznym opóźnieniem dotarł do mnie 41 numer "Eleuterii" z tekstem pani Stanisławy Orzeł "Czy KWC obowiązuje za granicą"?. Tekst kończy się zachętą, by czytelnicy mieszkający za granicą, podzielili się swymi doświadczeniami i przemyśleniami. Pomimo poślizgu czasowego pozwalam sobie zatem spisać i przesłać redakcji "Eleuterii" garść poniższych refleksji...

Członkiem Krucjaty jestem od lutego, zaś emigrantem - od września 1988 r. Do dziś wraz z żoną trwamy w Krucjacie. W latach 1989-98 posługiwałem jako animator wspólnot oazowych przy Polskiej Misji Katolickiej w Berlinie i Münster. Przez kilka lat angażowałem się też w działalność ośrodka Ruchu Światło-Życie w Carlsbergu. Temat Krucjaty był w kręgach animatorów wszystkich tych wspólnot przedmiotem częstych rozważań i burzliwych dyskusji. Wielu innych animatorów odrzucało proponowaną przez Ruch przynależność do Krucjaty, uzasadniając to na różne sposoby. Argumenty rodziły kontrargumenty, a całe to pasmo dyskusji - głębszą refleksję wokół pytania "Krucjata na emigracji - tak czy nie?".

Przyznam, że odpowiedź była i jest dla mnie niezmiennie jednoznaczna: TAK. Jakie są ku temu argumenty? Będę trochę przewrotny. Otóż najważniejszym argumentem jest brak rzetelnych, przekonywujących kontrargumentów. Nie chciałbym tu wchodzić w szczegóły, ale w trakcie wspomnianych dyskusji miałem nieodparte wrażenie, że wszelkie argumenty, które wytaczają na wały przeciwnicy Krucjaty, są jedynie wymówkami wymyślanymi po to, by nie przyznać się przed sobą lub innymi, że tak naprawdę odrzucanie Krucjaty wynika z pobudek hedonistycznych, oportunistycznych lub z powodu lęku, to znaczy: by nie rezygnować z całej baterii procentowych smakołyków, odróżniać się od ogółu, tłumaczyć się wkoło z "dziwactwa" abstynencji i znosić niezrozumienia czy kpin innych.

Jeśli chodzi o argumenty przemawiające za trwaniem w Krucjacie za granicą, to nie sposób przytoczyć w stosunkowo krótkim tekście wszystkich. Dlatego pragnę rozwinąć tylko jedną z wielu trafnych myśli pani Stanisławy Orzeł. Pisze ona, że "ludzi uzależnionych od alkoholu można spotkać w każdym kraju na świecie i przez abstynencję można być dla nich wsparciem". Myślę, że dobrze widać to na przykładzie Niemiec. Alkoholizm nie jest tu na pozór większym problemem, na ulicach nie widać ludzi pijanych, a choć statystyczny Niemiec wypija rocznie sporo ponad 10 litrów czystego spirytusu, to wchłania go głównie w niskoprocentowych trunkach. Ale i tak liczbę alkoholików szacuje się tu na blisko dwa miliony. Co roku rodzi się w RFN 20 000 dzieci upośledzonych i chorych z powodu nadużywania alkoholu przez matki w czasie ciąży, a w wypadkach drogowych, których przyczyną jest alkohol, ginie rocznie 1500 osób, a rannych zostaje 45 000. Większość Niemców potrafi rozumnie, z umiarem korzystać z alkoholu, niemniej istnieją środowiska, w których jest inaczej. W trakcie studiów zdarzyło mi się dorabiać przez miesiąc w rzeźni. Prawie wszyscy pracujący tam ludzie codziennie upijali się. Niepokojącym zjawiskiem jest też z pewnością coraz większa popularność libacji alkoholowych wśród młodzieży, zwłaszcza w czasie imprez i wycieczek szkolnych.

Mimo tego, alkoholizm nie jest jednak postrzegany przez Niemców jako tak dramatyczny problem jak w Polsce. Można by więc pytać o sensowność propagowania, czy też zachowywania Krucjaty w warunkach niemieckich, gdyby ofiara abstynencji podejmowana była w Krucjacie Wyzwolenia Człowieka wyłącznie w intencji ludzi zniewolonych przez alkohol. Tak jednak nie jest. W równej mierze dotyczy ona ludzi uzależnionych od nikotyny, narkotyków, seksu, gier, hazardu, telewizji, posiadania rzeczy materialnych... A te zniewolenia są po tej stronie Odry olbrzymim zagrożeniem.

Zresztą nie tylko w Polsce, czy w Niemczech, zniewolenie człowieka przybiera na sile. Coraz perfidniejsze stosowanie różnych chwytów psychologicznych w mediach i reklamie, coraz doskonalsze narzędzia zniewalania, potężna ofensywa pornografii, kultu pieniądza i przyjemności, przy jednoczesnym kryzysie wiary i wartości prowadzi do istnej degrengolady społeczeństw wielu państw, zwłaszcza bogatszych. Dlatego ośmielam się twierdzić, że wewnętrzne zniewolenia stały się jednym z największych problemów ludzkości. To one mogą być jedną z głównych przyczyn upadku zachodniej cywilizacji. W związku z tym Krucjata Wyzwolenia Człowieka jest potrzebna nie tylko Polsce, ale i innym krajom i narodom, zwłaszcza na Zachodzie. Nie sposób nie zadumać się tutaj nad proroczym wymiarem dzieła księdza Franciszka Blachnickiego.

Na koniec jeszcze jedna myśl. Otóż w wielu krajach alkoholizm jest problemem. Zachodni naukowcy i lekarze uważają obecnie za najgroźniejsze, także postępujące, uzależnienie od gier komputerowych i telewizji, zwłaszcza wśród dzieci i młodzieży (w USA większość dzieci ogląda telewizję po osiem godzin dziennie). Można by zapytać zatem, czy członkowie Krucjaty, żyjący za granicą, nie powinni zamiast abstynencji od alkoholu podjąć takie zobowiązanie, które nawiązywałoby do najgroźniejszego zniewolenia kraju, w którym żyją?

Z pewnością ofiara i świadectwo licznych chrześcijan, którzy wyrzuciliby ze swych domów telewizory w intencji tych sióstr i braci, którzy własnych odbiorników nie potrafią już wyłączyć, byłaby bardzo cenna i potrzebna, nie tylko na Zachodzie, ale coraz bardziej i w Polsce. Krucjata Wyzwolenia Człowieka wybrała jednak jako przedmiot postu i świadectwa swych członków alkohol. Myślę, że abstynencja od alkoholu jest dobrą formą ofiary i pięknym znakiem świadectwa na rzecz wszystkich zniewolonych. I póki odpowiedzialni za Krucjatę Wyzwolenia Człowieka nie zadecydują inaczej, nie ma chyba powodu, by szukać innych rozwiązań.

Eleuteria nr 45, styczeń-marzec 2001

początek strony