Ksiądz w Krucjacie poprzednia strona

ks. Piotr

Tekst zamieszczony poniżej jest odpowiedzią na list jednego z kapłanów do Centrali Krucjaty z informacją, że przestał zachowywać zobowiązania Krucjaty...

Szczęść Boże drogi Bracie!

Od samego początku mojego zaangażowania w Ruchu Światło-Życie uświadamiałem sobie jako uczestnik pierwszych oaz studenckich sprzed ponad dwudziestu lat, że styl życia proponowany przez oazę (choć może wówczas nie postawiono wobec nas studentów radykalnie "wymogu" abstynencji) stanowi wielki dar dla naszego życia. Wówczas stało się dla mnie oczywiste, że w przyszłości jako wychowawca młodzieży nie mogę w oazie przyjmować wzorców ówcześnie znanego mi harcerstwa. O tyle nie było to dla mnie trudne, że w rodzinnym domu nigdy nie spotkałem się z częstym używaniem, a tym bardziej z nadużyciem alkoholu, uroczystości zaś religijno-rodzinne od czasów Krucjaty Wstrzemięźliwości odbywały się bez niego.

Nie bez oporów (bo zawsze dobrze byłoby zostawić sobie małodusznie "furtkę" - ale o tym innym razem) przystąpiłem w 1979 roku wraz z pierwszą grupą do KWC. Ks. Franciszek Blachnicki otworzył wówczas przed nami nowy wymiar społecznego posługiwania - już nie tylko postulat wychowawczy wobec młodzieży na wzór harcerstwa, ale szeroką akcję ratowania sytuacji w narodzie. Nie była to propozycja abstynencji jako takiej np. dla własnego rozwoju, ale wyzwolenia mocą Ewangelii Chrystusa poprzez posługę postu (od alkoholu) i modlitwy ("ten rodzaj duchów wypędza się tylko postem i modlitwą"). Dlatego określamy do dziś KWC jako typowe dzieło ewangelizacyjne.

W liście, który przysłałeś na Kopią Górkę, dziękujesz Bogu za owoce Krucjaty! I ja dziękuję Bogu za to Twoje świadectwo! Bo rzeczywiście, poprzez posługę KWC, choć może chcielibyśmy ją nieraz widzieć jeszcze dynamiczniej, Pan dokonuje tak wielu uzdrowień, począwszy od uzdrowienia serc zranionych alkoholizmem w najbliższym otoczeniu, poprzez uzdrowienie niemocy społecznej, aż do uwolnienia przez przebaczenie. Współpracując od czasu do czasu z AA odczuwam, jak jestem potrzebny tym, którzy do końca życia będą niedobrowolnymi abstynentami, jak patrzą na mnie z ufnością i poczuciem bezpieczeństwa, widząc moją solidarność z nimi. Doświadczałem też nieraz zlekceważenia, najczęściej ze strony współbraci, choć po pewnym czasie to początkowe wkładanie maski na widok kogoś, kto umie powiedzieć NIE ustępuje postawie szacunku i uznania. Mogę dziś zapewnić, że więcej spotkało mnie od świeckich i duchownych pozytywnych reakcji (zawsze zaś ze strony młodzieży!) na mój styl życia, niż gdybym towarzyszył im symboliczną lampką szampana. Chyba podświadomie tego się od księży oczekuje!

Piszesz z goryczą, że wielu "ludzi Kościoła (...) traktuje abstynencję z uśmieszkiem, a nawet cynizmem i pogardą...". A czyż jest to pierwsze dzieło odnowy w Kościele, które wzbudza sprzeciw? Myślę jednak, że postawa uśmieszku charakteryzuje w ogóle stosunek naszego społeczeństwa do alkoholu! Jest to bowiem nie tylko skutkiem przekory grzesznej natury ludzkiej, ale objawem koalkoholizmu społecznego. Wyjaśniałem to zjawisko swego czasu w comiesięcznej audycji KWC w Radio Maryja jako analogiczne do koakoholizmu (współuzależnienia) w rodzinie: jedna osoba pije, pięć cierpi, ale wszyscy udają, że wszystko jest w porządku, bo chcą w sobie stłumić, wyprzeć problem, z którym nie potrafią sobie poradzić, który jest źródłem ciągłych upokorzeń i wstydu. Tak samo dzieje się w skali społecznej: chcemy udawać, że bolesny problem nas nie dotyczy, choć wielu domowników ojczystego domu jest przyczyną upokorzeń i wstydu w Ojczyźnie. Prowadzone przez naszą Kuźnicę Krucjaty Wyzwolenia Człowieka badania psychologiczne wskazują też na skrywanie pod płaszczykiem uśmieszku i pogardy własnych nie rozwiązanych problemów, osobistych czy rodzinnych, czasem związanych z problemem alkoholowym, a czasem nie.. Dlatego mówimy, że Krucjata ma wyzwalać wszystkie chore sfery życia człowieka.

Zauważ też, że podstawowe hasło Krucjaty nie brzmi wcale: nie pijcie (choć nie ulega najmniejszej wątpliwości jaki styl życia proponujemy) ale: NIE LĘKAJCIE SIĘ! Nie lękajcie się stanąć po stronie słabych, uzależnionych, tych, którzy już o własnych siłach powstać nie mogą, nie lękajcie się dla naszego wspólnego dobra przełamać złe obyczaje, radykalnie przyjmując czytelną postawę. U podstaw zaś Krucjaty leży wezwanie do stawania w prawdzie o człowieku, o zagrożeniach jego godności i zbawieniu przez Krzyż: PRAWDA WAS WYZWOLI! Nie spotkałem jeszcze człowieka, który żałowałby swej przynależności do Krucjaty, nawet jeśli wycofał się. Każdy podkreśla pozytywne kształtowanie swej osobowości poprzez przynależność, choćby kilkuletnią.

Ostatnio zaś coraz bardziej uświadamiamy sobie, że przynależność do KWC to życie w duchu błogosławieństw! A jakże często, ulegając pokusie minimalizmu i małoduszności albo młodzieńczego lęku przed otoczeniem lub własną niedoskonałością, chcielibyśmy zamienić ją na zbiór prawnych zasad! Powtarzam często na spotkaniach z młodzieżą i dorosłymi: Jeśli oczekujecie, że przyniosłem na to spotkanie "taki gruby buch", w którym są opisane wszystkie problemy związane z życiem abstynenckim, to pomyliliście się! Ja nie mam recepty, jak macie postąpić w różnych sytuacjach! Na chrzcie i bierzmowaniu otrzymaliście Ducha Świętego, więc stale się Nim napełniajcie, nie lękajcie się podjąć stylu życia błogosławieństwami: ON wami będzie kierował! Zaś tym, którzy z powodu przystąpienia do KWC mieliby być smutni - zabraniam przystępowania! Niech nie będą antyświadectwem!

Kilka dni temu jedna z moderatorek związanych z naszą stanicą opowiadała o swoim spotkaniu z pewną grupą rekolekcyjną, która potraktowała ją wprost agresywnie. Zaraz zaś po spotkaniu przyszli do niej przepraszać za zachowanie - nawet ksiądz przystąpił do KWC! Słuchając tej relacji żartowaliśmy, że to wszystko odbywało się zgodnie z dobrze znanym nam scenariuszem - po prostu młodzież tak odreagowywała swoje problemy i strach przed samodzielnością!

No cóż, wszystko dzieje się tak jak w spotkaniu Jezusa z bogatym młodzieńcem: on dobrze wiedział, że tak zwane poprawne, przyzwoite życie jeszcze mu nie wystarczy do tego, by żyć pełnią błogosławieństw, ale tak bardzo żal mu było swojego mająteczku (może tego kapłańskiego koniaczku czy modnej puszki piwa, albo cierpiał na kompleks europejskości lub nieuzdrowione wspomnienia z domu), że odszedł smutny - jak dalej reagował ewangeliści nie odnotowali.

Jeśli chcesz doznać łaski Chrystusowego uzdrowienia to- przebacz z całego serca wspomnianym przez Ciebie "ludziom Kościoła" i módl się za nich.

Gdyby wszystkim dana była łaska zrozumienia problemu... gdyby nie nasz odwieczny nieprzyjaciel - Ten rodzaj duchów...

Tak bardzo potrzeba nam, pasterzom, mocy ducha, znajomości podstawowych problemów gnębiących owczarnię i jej pasterzy, odwagi w stawaniu na czele walki duchowej.

Pamiętam o Tobie w modlitwie za Dzieło Niepokalanej Matki Kościoła. Zapraszam na doroczną Pielgrzymkę KWC.

ks. Piotr

(Łódź-Krościenko, 9 sierpnia 1994 r.)

Eleuteria nr 41, styczeń - marzec 2000

początek strony